Fuel Overdose - Recenzja
Wybuchowe wyścigi i gorące dziewczyny.
Rok 2017. Tajemnicza zaraza ogarnęła Ziemię. Miasta zmieniły się nie do poznania, a cały świat spotkała zagłada. Nie istnieją już państwa, miasta ani rodziny. Z ocalałych ludzi powstały klany, które przetrwać mogą tylko dzięki szczepionce. Jej dostawę kontroluje najsilniejszy z nich - Consortium. Aby zdobyć lekarstwo, pozostałe klany wysyłają przedstawicieli w podróż życia. Wysyłają ich na Wyścig Śmierci.
Fuel Overdose to bardzo specyficzna gra, która łączy ciekawą fabułę, dynamiczne wyścigi, ogrom akcji oraz działania taktyczne. Rozgrywka skupia się na rajdach samochodowych, które wygrać można po ociągnięciu określonego celu. Najbardziej liczą się jednak „nieczyste” zagrania, polegające na likwidacji wrogów za pomocą dostępnych broni, takich jak karabin, rakiety, bomby, aż wreszcie specjalne umiejętności bohaterów.
Chaos to słowo, które idealnie opisuje zmagania gracza z oponentami. Jeśli odpowiednio wcześnie nie wydostaniemy się z tłumu przeciwników, raczej nie utrzymamy kół samochodu na ziemi. Podczas gdy wszyscy wrogowie zaczynają atakować, ekran zapełniają strzały i wybuchy, a gra potrafi stracić wtedy kilka klatek. Tracąc regularnie kontrolę nad pojazdem, można bardzo łatwo wpaść w furię i lepiej mocno trzymać pada w rękach, by przypadkiem nie rzucić nim o ekran telewizora.
Kampania podzielona jest na 7 części, bo tyle postaci mamy do wyboru od początku rozgrywki. Każda z nich to osobna historia, kończąca się dramatyczną sceną i napisem „Ciąg dalszy nastąpi”. Na pozór nie są one ze sobą powiązane. Ot, opowieści o przedstawicielach klanu, biorących udział w zawodach i wchodzących w interakcję z innym zawodnikami. Żadne wydarzenia nie krzyżują się ze sobą, więc dialogi występujące w jednej historii, nie pojawiają się w innej. Dopiero ostatnia, ósma opowieść łączy wszystkie w całość i przedstawia satysfakcjonujące zakończenie.
Na uwagę zasługuje sposób, w jaki przedstawiana jest historia. W przerwie między wyścigami nieanimowane postaci zajmują miejsce na statycznym tle i rozmawiają ze sobą. Konwersacje te to bezdźwięczne, pisane dialogi, które tworzą zarys fabuły i snują ciekawą opowieść. Często zamiast skupiać się na rajdach, myślałem po prostu, co wydarzy się dalej. Co więcej, w kampanii nie musimy wygrać ani jednego wyścigu. Czasami wymagane będzie spełnienie zadania w postaci ukończenia rajdu przed innym zawodnikiem, ale zazwyczaj gracz ma za zadanie jedynie dojechać do mety. Nie jest on również w żaden sposób nagradzany za wygrane wyścigi. Można więc powiedzieć, że cała kampania to interaktywna opowieść, która z rajdami ma niewiele wspólnego, a Wyścig Śmierci mógłby równie dobrze być Pływackim Maratonem Śmierci lub Zawodami W Puszczaniu Papierowych Samolotów Śmierci.
Mistrzostwa to kolejny tryb dostępny w grze. Zadanie jest bardzo proste - przejdź serię wyścigów, znajdź się na szczycie drabinki i tym samym zdobądź puchar. Prosto, przejrzyście i typowo dla gier z samochodami w roli głównej. Problem polega na tym, że jest to zwyczajnie… nudne. A przecież można było połączyć mistrzostwa z kampanią i zamiast dwóch wybrakowanych trybów otrzymać jeden porządny - wciągający, a zarazem wymagający.
Z pomocą przychodzą Wyzwania, gdzie również obecne są wyścigi, ale w dużo ciekawszej formie. Tym razem zajęcie pierwszego miejsca to nie wszystko. W tym trybie przyjdzie nam jeździć na czas, przetrwać wyścig bez zniszczenia samochodu, zabić wszystkich oponentów lub zdobyć największą ilość punktów za pomocą dostępnych broni. Pokonując kolejne wyzwania zdobywamy kredyty, za które kupimy nowe samochody, bądź też ulepszymy te stojące już w garażu. Ścigać możemy się również z graczami z całego świata. Tryb dla wielu osób pozwala nam wziąć udział w wyścigu wraz z internetowymi znajomymi i właściwie nie oferuje nic więcej. Opcje ograniczają się do wyboru broni dostępnych dla wszystkich uczestników rajdu, ilości sesji oraz umiejętności botów, zapełniających puste w wypadku braku wymaganych ośmiu osób.
„Najbardziej liczą się jednak „nieczyste” zagrania, polegające na likwidacji wrogów za pomocą dostępnych broni, takich jak karabin, rakiety, bomby, aż wreszcie specjalne umiejętności bohaterów.”
Fuel Overdose to mieszanka nie tylko trybów rozgrywki, ale również różnych stylów graficznych. Postaci występujące w grze wyglądają jak żywcem wyjęte z bardzo ładnego, japońskiego anime. Nie tracą przy tym takich charakterystycznych cech, jak wydatny biust u kobiet czy groźny wyraz twarzy u mężczyzn. W wykonaniu samochodów widać cel-shading, który sprawia, że pojazdy wyglądają bardziej komiksowo. Mapy, których w grze jest tylko pięć, ale każda z nich może występować w czterech różnych wariantach, są miłe dla oka, lecz nie powalają ogromną liczbą szczegółów. Zdecydowanie najgorzej wypada menu, na które składa się okropna biało-pomarańczowa czcionka oraz drobne, czarne i zielone elementy migotające w tle. Jest to tylko mały szczegół, ale psuje całościową ocenę oprawy wizualnej.
Fuel Overdose nie jest grą idealną. Za równowartość 50 zł otrzymujemy produkcję, która zawiera mix najróżniejszych elementów. Do dyspozycji zostaje oddane multum trybów, opcji i zabawek. Jednak w tym przypadku - co za dużo, to niezdrowo. Panujący na mapach chaos może szybko zniechęcić mniej cierpliwych graczy, ale mimo wszystko tytuł ten ma w sobie coś, co przyciągnęło mnie do niego na kilkanaście godzin. Chęć poznania całej historii? Sprostania wszystkim wyzwaniom? A może po prostu pięknie narysowane kobiety? Zagrać warto, ale nerwy lepiej trzymać na wodzy.