Furi - Recenzja
Pozytywna niespodzianka.
Furi to szereg starć z bossami. Zmagania z potężnymi przeciwnikami to jedyny aspekt związany z walką - w ogóle nie stajemy naprzeciwko „zwyczajnych” oponentów. To ryzykowny pomysł na grę, ale deweloperom udało się zrealizować go niemal perfekcyjnie.
Każda potyczka zajmuje około dwudziestu czy trzydziestu minut i składa się z kilku faz, nawet z siedmiu. Zabawa nie jest więc monotonna, gdyż wrogowie zaczynają stosować nowe ataki i zmieniają nieco strategię w kolejnych etapach starcia.
Walka jest prosta w założeniach, ale niezwykle wymagająca. Liczy się tu przede wszystkim refleks. Momentami rozgrywka przypomina nawet produkcje typu „bullet hell”, których istotnym aspektem jest unikanie niezliczonych pocisków. Jeżeli nie wykażemy się odpowiednią zręcznością, Furi może okazać się frustrujące.
Bohater dysponuje wyłącznie atakiem podstawowym, strzałem - który można też naładować - oraz blokiem i unikiem. Mimo tak skromnego zestawu talentów, w porównaniu z różnymi grami akcji i slasherami, potyczki są angażujące i przyjemne. Zresztą, tempo jest szybkie, więc trudno byłoby opanować szerszy zakres ciosów i zdolności.
Akcję obserwujemy z góry, pod lekkim kątem, trochę jak w grach typu Diablo, a momentami także z nieco bliższej odległości. Starcia toczą się na zamkniętych arenach, choć niektóre są czasem urozmaicane - na przykład koniecznością poruszania się po ruchomych platformach.
Błyskawicznie zbliżamy się do bossa, uderzamy, odskakujemy, parujemy ciosy. Gdy oddalimy się, kamera zawisa wysoko nad planszą i ledwo dostrzegamy bohatera. Niektóre potyczki i fazy polegają w dużej mierze na strzelaniu, czasem priorytetem jest bezbłędne i nieustanne unikanie obrażeń. Co chwilę od gracza wymagane jest nieco inne podejście. W każdej walce następują także momenty, w których jesteśmy zmuszani do walki w zwarciu, co wprowadza pewną różnorodność.
Sterowanie jest wygodne, animacje dopracowane, zabawa niezwykle płynna, a pole bitwy - mimo żywych kolorów - czytelne. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to wyłącznie nasza wina, a nie złych decyzji deweloperów.
Każda walka jest emocjonująca, wszystkie są wystarczająco zróżnicowane, chociaż niektóre elementy się powtarzają - choćby wygląd niektórych wrogich pocisków. To jednak nie przeszkadza, adrenalina buzuje, a my skupiamy się na bezbłędnej grze.
W trakcie jednego pojedynku możemy zginąć maksymalnie trzy razy. Po zgonie wracamy do początku danej fazy. Jeżeli jednak poniesiemy porażkę po raz czwarty, musimy powtarzać od początku całą walkę.
Historia jest zaskakująco ciekawa, choć raczej minimalistyczna. Pomiędzy kolejnymi walkami - w trakcie scenek przerywnikowych, czasem interaktywnych - poznajemy losy bohatera, który na początku gry ucieka z tajemniczego więzienia. Fabuła dobrze współgra z abstrakcyjnym, nieco surrealistycznym klimatem produkcji.
Gra oferuje wyjątkowy styl oprawy wizualnej i świetny projekt postaci, za który odpowiada Takashi Okazaki, ilustrator mangi Afro Samurai. Otrzymujemy także fenomenalną ścieżkę dźwiękową, składającą się z doskonale dobranych utworów muzyki elektronicznej i gatunku synthwave, dzięki którym starcia stają się hipnotyzujące i na swój sposób urzekające.
Furi to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy w grach akcji najbardziej cenią sobie starcia z bossami. Potyczki są zaprojektowane świetnie, a oprawa i wykreowany świat fascynują. Jedno z największych zaskoczeń roku - choć zdecydowanie nie dla każdego.