FUT to wyścig szczurów. Gram w ciekawszy tryb FIFA 23
Bez frustracji.
Co roku ten sam. Wyścig szczurów. Zarządzanie klubem jeszcze przed premierą gry, w aplikacji mobilnej. Streamerzy i youtuberzy wydający krocie na paczki i wywołujący w widzach poczucie, że nasze drużyny są beznadziejne. Nigdy nie byłem wielkim fanem Ultimate Team - i FIFA 23 nie jest wyjątkiem. Moim zdaniem, gra oferuje znacznie ciekawszy i mniej frustrujący tryb wieloosobowy - również niepozbawiony tego uzależniającego poczucia rozwoju i stawania się lepszym z każdym meczem.
Mowa o Wirtualnych Klubach, czyli trybie, który zawsze stał w cieniu Ultimate Team - do tego stopnia, że część graczy w ogóle nie wie, na czym polega. A polega na stworzeniu własnej gwiazdy i wybraniu pozycji na murawie. Dostępna jest pełna gama - od napastników, przez wszystkie rodzaje pomocy i obrony, aż po bramkarza. Wybieramy nawet typ biegu i popisową cieszynkę. Trochę jak kariera zawodnika, ale online.
Można dołączyć do klubu lub być „wolnym strzelcem”. W teorii po dwóch stronach boiska może grać aż po jedenastu graczy, ale w praktyce zazwyczaj zbiera się ich ok. 4 w drużynie, a reszta kierowana jest przez sztuczną inteligencję. Z każdym meczem otrzymujemy punkty PD, które z kolei zapewniają punkty umiejętności. Te przeznaczamy na rozwój postaci na drzewku umiejętności.
Brzmi nudno? Tylko pozornie. Faktycznie przez większą część meczu nie mamy piłki przy nodze, ale w tym tkwi cały urok. Wirtualne Kluby świetnie uczą, że dla każdego zawodnika na boisku gra toczy się również bez futbolówki, nawet w ataku. Wystawianie się do podań, wyczucie momentu i szukanie wolnych przestrzeni to kluczowe umiejętności. Kiedy dostajesz piłkę i strzelasz gola, bo wiesz, że byłeś w idealnym miejscu we właściwej chwili, satysfakcja jest ogromna.
Ten wariant zabawy świetnie nadaje się do gry ze znajomymi, tym bardziej że można wzajemnie uzupełniać się umiejętnościami i tworzyć zmyślne kombinacje. Jako lewoskrzydłowa, moja postać ma maksymalnie rozwinięte tempo i archetyp Geparda. Kiedy więc dostaję od znajomych piłkę, staram się prześcignąć obronę, a potem dośrodkować w pole karne lub zbiec do środka, by szukać krótkiego podania lub strzału. Postać, która jest świetna w uderzeniach z dystansu trzyma się z kolei przed polem karnym, czekając na ewentualne podanie. Przykłady można mnożyć, ale poczucie jasnego zadania na danej pozycji jest tym, za co polubiłem Wirtualne Kluby.
W Wirtualnych Klubach nie czekasz z utęsknieniem, kiedy trafisz na Erlinga Haalanda lub ustrzelisz dobrego zawodnika z typem biegu Lengthy za niską cenę. Nie zbierasz żadnej waluty. Nie ślęczysz nad rynkiem transferowym. Kreujesz postać i skupiasz się tylko na niej, tworząc jej historię. I choć rozwój jest dość powolny, to EA zachowało się bardzo fair w jednej kwestii: dosłownie wszystko można edytować w dowolnej chwili.
Zmiana wyglądu, zmiana pozycji, zmiana lepszej nogi z prawej na lewą, edycja wagi i wzrostu, a nawet cofnięcie wydanych punktów i rozdysponowanie ich na nowo - wszystko jest możliwe, i to bez żadnych „kar” czy płacenia. O ile nie pasowała mi gra na pozycji ŚPO, zdecydowałem się potem na lewe skrzydło, edytowałem atrybuty postaci i w końcu coś „kliknęło”. Warto eksperymentować.
Rozumiem jednak, że ten tryb nie jest dla każdego, bo wymaga pewnej cierpliwości i drużynowej gry. „Boty” można w każdej chwili poprosić o podanie i - niestety - słuchają się one bez dyskusji, niezależnie od tego, czy odbiorca jest na dobrej pozycji, czy nie. Są tutaj gracze, którzy chcą jak najdłużej się bawić, więc „spamują” prośbami o podanie, a potem najczęściej natychmiast tracą piłkę. Trochę szkoda, że EA nie zastosowało w tym przypadku jakiegoś systemu kar, ale kiedy trafi się na graczy, którzy nie są samolubami, zabawa jest przednia.
Druga kwestia to brak hazardowego aspektu, który jest przecież fundamentem Ultimate Team. Nie ma tu paczek z losową zawartością i adrenaliny podczas otwierania tych zamaskowanych lootboxów. Sądząc po popularności Ultimate Team, dużo osób to lubi, ale mi pasuje, że nie pozostawiam losu mojej wirtualnej gwiazdy algorytmom i losowaniu.
Wirtualne Kluby nie są oczywiście nowością i goszczą w serii FIFA od lat, jednak wsiąkłem w ten tryb dopiero teraz. Co prawda próbowałem swoich sił w FIFA 22, ale matchmaking w poprzedniej odsłonie był dosłownie katorgą. Mam wrażenie, że w trakcie jednego dnia w FIFA 23 zagrałem więcej spotkań niż w przeciągu miesiąca w FIFA 22. Mecze zaczynają się natychmiast i nie ma problemów z połączeniem - przynajmniej na PS5. Tak to powinno wyglądać.
Nie wiem, czy Wirtualne Kluby spodobają się fanom Ultimate Team, ale warto spróbować swoich sił w tym świetnym trybie. Coraz więcej streamerów zaczyna się nim interesować, więc liczę na wzrost popularności. Ja tymczasem wracam na boisko, „farmić” poziom mojej postaci. Ma przecież dopiero 84 oceny ogólnej!