G2A: jeżeli deweloperzy udowodnią kradzież, zapłacimy im 10 razy więcej, niż stracili
Oficjalne oświadczenie firmy.
W świetle licznych oskarżeń skierowanych w stronę serwisu G2A - między innymi o rzekome sprzedawanie kluczy pochodzących z kradzionych kart kredytowych - firma z Rzeszowa wystosowała oficjalne oświadczenie, w którym broni swoich racji, proponuje rozwiązanie sporu i apeluje o rozsądek.
„Wyłóżmy karty na stół. Zapłacimy deweloperom dziesięciokrotność kwoty, jaką stracili na obciążeniu zwrotnym po tym, jak ich klucze zostały nielegalnie zdobyte i sprzedane na G2A. Warunek jest prosty: twórcy muszą udowodnić, że coś takiego faktycznie miało miejsce” - czytamy w oświadczeniu.
Aby zapewnić transparentność działań, rzeszowska firma obiecuje, że poprosi renomowaną i niezależną firmę audytorską o przeprowadzenie bezstronnej analizy obu stron - sklepu dewelopera i samego G2A. Platforma pokryje też koszt pierwszych trzech audytów (kolejne z podziałem 50/50).
Procedura będzie jawna, a szczegóły dostępne dla wszystkich zainteresowanych.
Przedstawiciele sklepu odnieśli się także do oskarżeń kilku deweloperów, które niedawno odbiły się w Internecie szerokim echem. Platforma zarzuca twórcom wystosowanie „pustych zarzutów” i „chwytliwych sloganów” oraz brak kontaktu z G2A w celu rozwiązania problemu.
„Jeżeli miałbyś powód, by przypuszczać, że twoje klucze były zdobyte nielegalnie i trafiły na G2A, co byś zrobił? Napisał do G2A i wspólnie znalazł rozwiązanie czy poszedł na Twittera i napisał »***** G2A!«?” - czytamy w oświadczeniu. To nawiązanie do jednego z niedawnych wpisów deweloperów na platformie społecznościowej.
„Oczywiście pierwszą opcję, prawda? Cóż, niekoniecznie - autorzy tweetów nie spróbowali rozwiązać problemu z nami. Dlatego zakładamy, że zrobili to, aby zdobyć zainteresowanie mediów” - tłumaczy G2A.
Odniesiono się też do zarzutów o sprzedaż nielegalnych kluczy. Firma zdaje sobie sprawę, że część kodów dostępnych na platformie zostało zdobytych bezprawnie, ale nie jest w stanie temu zapobiec.
„G2A nie może poddać inspekcji każdego pojedynczego klucza i sprawdzić, czy działa. Nie dlatego, że nie chcemy, a dlatego, że jest to technicznie niemożliwe (raz użyty klucz zostaje aktywowany). Chcielibyśmy, żeby na Steamie była taka opcja, bo to poprawiłoby sytuację”.
Firma przekonuje, że rolą platformy jest „upewnienie się, że kupujący i sprzedający mają bezpieczne i wygodne miejsce do wymiany towarów za pieniądze”. Przedstawiciele użyli też porównania do eBaya.
„Kiedy sprzedajesz rower na eBayu, oni nie sprawdzają, czy faktycznie masz ten rower w domu. Nie sprawdzają, czy ten rower działa, czy kolor się zgadza” - czytamy.
G2A przypomina też, że sklep gwarantuje klientom ochronę w przypadku problemów z zamówieniem - między innymi zwrot pieniędzy. Zachęca też twórców gier do kontaktu w przypadku problemów.
„Jeżeli deweloper podejrzewa, że w naszym sklepie są klucze, które nie powinny tam być, istnieje szybka i łatwa metoda zgłoszenia nieprawidłowości. Wystarczy się jedynie z nami skontaktować. Jeżeli jakikolwiek klucz był zdobyty nielegalnie, usuniemy go, zablokujemy sprzedawcę i przekażemy jego dane odpowiednim organom”.
Źródło: G2A