Game Dev Tycoon - Recenzja
Mała gra o tworzeniu gier.
Gra Game Dev Tycoon zadebiutowała w wersji cyfrowej w kwietniu tego roku. Niedawno, bo 29 sierpnia ukazała się na Steamie.
Game Dev Tycoon - w założeniu symulacja firmy tworzącej gry wideo - okazuje się zaledwie interesującą i miłą lekcją historii. To również w jakimś sensie publicystyka: twórcy chętnie i z przymrużeniem oka komentują wydarzenia z branży gier oraz jej obecną kondycję.
Podobnie do pionierów rynku, przygodę rozpoczynamy w garażu, tworząc proste gry na pierwsze platformy. Tytuł oferuje sporą swobodę - nie narzuca, co mamy zaprojektować, ani na jakich elementach naszej produkcji powinniśmy się skupić. To od nas zależy, ile pracy włożymy w silnik, oprawę graficzną czy fabułę. Oceny, jakie otrzymamy od recenzentów w dużym stopniu zależą jednak od tego, czy potrafimy skupić się na najważniejszych aspektach danego gatunku i dobrać do niego odpowiednią tematykę.
Od recenzentów zależy natomiast wszystko. To właśnie ich noty decydują o tym, jak dobrze sprzeda się nasza produkcja i ile pieniędzy będziemy w stanie odłożyć na przygotowanie kolejnego tytułu. Szkoda, że zastosowano tak prosty, niekoniecznie zgodny z rzeczywistością mechanizm. Wszak wiele gier sprzedaje się świetnie, mimo niższych ocen - choćby ze względu na markę czy wysokie nakłady na marketing.
Nim opuścimy garaż, przyjdzie nam wyprodukować kilka, a czasem kilkanaście gier, czekając na tę jedną, która pozwoli zabłysnąć i przenieść się w lepsze miejsce - czyli do większego biura.
W miarę postępów zaczynamy tworzyć własne silniki, odkrywać nowe opcje i funkcje, a w przerwach chwytać się zleceń od wydawców i programistów, które pomogą nam przetrwać finansowe dołki wywołane przez niezbyt udane premiery.
Game Dev Tycoon pozwala skompletować 7-osobowy zespół projektantów oraz grupy zajmujące się rozwojem nowych technologii i tworzeniem konsol. Niemniej, mimo pozornego ogromu możliwości, gra jest niesamowicie prosta. Już po kilkudziesięciu minutach zabawy jesteśmy w stanie tworzyć przeboje uzyskujące wysokie oceny w prasie, a pojedyncze potknięcia nie zagrażają naszemu sukcesowi. Od pewnego momentu pozostaje tylko czekać, aż uzyskamy odpowiednią liczbę fanów lub pieniędzy, by przejść dalej.
Nawet jeśli będziemy regularnie przemęczać naszych pracowników, przydzielając im zbyt dużo pracy i pomijać zupełnie tych posiadających gorsze umiejętności, wystarczy, że wyślemy ich na urlop, by odzyskali pełną sprawność. Podwładni nigdy nie są niezadowoleni, nie żądają podwyżki, ani nie uciekają z pracy. To roboty, którym trzeba czasem ładować baterie.
Twórcy zastosowali bardzo ciekawe rozwiązanie antypirackie, o którym pisaliśmy kilka miesięcy temu, jednak problem piractwa nie pojawia się w ogóle w legalnej wersji gry. Jest to o tyle niezrozumiałe, że autorzy bardzo jasno wyrażają swoją opinię w kwestii innych „problemów” branży, takich jak udostępnianie silników używanych w naszych starych produkcjach - jeśli fani poproszą nas o podzielenie się swoją technologią, najlepszym rozwiązaniem jest przystanie na ich prośbę.
Także przebieg wydarzeń historycznych dość jasno pokazuje, że bardziej niż na skonstruowaniu nieprzewidywalnej, wciągającej rozgrywki, twórcom zależało na przedstawieniu historii branży gier i zmian, jakie w niej następowały.
Jest to dość ciekawy pomysł, pozwalający poznać projekty takie jak Super Disc, owoc krótkiej i nieudanej współpracy między Sony a Nintendo (tutaj Vonny i Ninvento - wszystkie marki są przeinaczone). Jednocześnie, ściśle ustalony przebieg wydarzeń i z góry zdefiniowane trendy rynkowe sprawiają, że po ukończeniu Game Dev Tycoon z sukcesami na koncie, ciężko o powód, by ponownie rozpocząć wszystko od nowa.
Gra utrzymana jest w lekkiej, kreskówkowej oprawie; sporo tu odniesień do popkultury, takich jak choćby DeLorean z „Powrotu do przyszłości” ukryty pod plandeką w garażu.
Podstawowym założeniem symulacji powinno być to, że gracz może stopniowo uczyć się mechanizmów rozgrywki, by za kolejnym podejściem odnieść wreszcie sukces jako potentat tej czy innej branży. Game Dev Tycoon jest pod tym kątem projektem niezwykle ubogim. W rezultacie, po sześciu godzinach całkiem fajnego regulowania suwaków, docieramy wreszcie do końca, lecz nie mamy żadnej motywacji, by rozpocząć grę ponownie.