Skip to main content

Ghost Recon Wildlands - Recenzja

Tylko dla miłośników kooperacji.

Daleko od ideału. Źródłem zabawy jest kooperacja ze znajomymi, ale samotników znudzi powtarzalność zadań i niska inteligencja towarzyszy.

Ghost Recon Wildlands to odważne odejście od klasycznej formuły serii. Wrzucenie graczy do ogromnego, otwartego świata jest z jednej strony dobrym rozwiązaniem, gdyż otrzymujemy poczucie swobody, ale z drugiej - musimy zmierzyć się z bolączkami wielu gier typu open-world.

Czwórka agentów specjalnych musi zniszczyć kartel Santa Blanca, który przejął władzę w Boliwii, zmieniając ją w narkotykowy raj. Sednem Wildlands jest eksplorowanie poszczególnych regionów państwa, zbieranie materiałów pomocnych w wytropieniu miejscowego bossa i jego eliminacja. Każdy martwy lider to kolejna odcięta macka kartelowej ośmiornicy.

Historia przedstawionej operacji jest nawet ciekawa. Przerywniki cechują się nastrojem filmów o służbach specjalnych, a niektórzy gangsterzy to poważnie pokręcone indywidua. Z racji otwartego świata i przytłaczającej liczby opcjonalnych zbierackich aktywności, całość traci na mocnym wydźwięku i po kilku misjach biernie podążamy za narracją, często nie do końca pamiętając nawet, co i dlaczego w danym momencie robimy.

Ogromne przestrzenie wykorzystano, by zaprezentować bardzo różnorodny krajobraz, klimat i roślinność. Zwiedzane dżungle, pola plantacji kokainy, gorące pustynie i górzyste twierdze to tylko kilka przykładów różnorodności scenerii.

Planowanie połową sukcesu. Gorzej, gdy coś pójdzie nie tak i przyjdzie czas improwizacji.

Przekrój klas społecznych również jest widoczny, gdy z opanowanych przez kartele wiosek przenosimy się do bogatych kurortów, gdzie mafia działa w białych rękawiczkach. Zwiedzenie każdego zakamarka to nie lada wyzwanie, co uświadamiamy sobie dopiero przelatując śmigłowcem z jednego końca mapy na drugi. Boliwia z lotu ptaka wygląda majestatycznie i zwodniczo spokojnie.

Wróćmy jednak na ziemię, gdzie czuć krew i zapach prochu. Swojego agenta obserwujemy zza pleców, ale klasycznie już dla serii, gdy przytrzymamy przycisk celowania, to kamera dynamicznie przechodzi do perspektywy pierwszoosobowej - choć możemy wyłączyć tę zmianę w opcjach.

Zobacz: Ghost Recon Wildlands - poradnik i najlepsze porady

Bohater może specjalizować się w obsłudze broni palnej, skupić na snajperkach, ładunkach wybuchowych, wpływać na efektywność kompanów lub wzmocnić swoją wytrzymałość. Ciekawie prezentuje się rozwój drona, który - oprócz oznaczania przeciwników - może pełnić rolę latającej bomby, albo robota od pierwszej pomocy. Niektóre elementy ekwipunku, jak choćby spadochron czy noktowizor - odblokowują się po wykupieniu umiejętności.

Liczba broni pozytywnie zaskakuje i niemal każdy amator militariów znajdzie swojego faworyta, którego dodatkowo może dowolnie modyfikować. Żeby jednak stworzyć swój ideał, musimy najpierw nieco pozwiedzać i przesłuchać kilku informatorów, by wskazali na mapie miejsca przechowywania broni i ulepszeń. Poszukiwania się opłacają, gdyż każdy karabin budzi inne wrażenia z użytkowania oraz posiada różne statystyki.

Kilka misji polega na „zbieraniu brudów” na VIP-ów - z pomocą nadlatuje dron

Trzej komputerowi kompani radzą sobie sami, ale możemy wydawać im podstawowe komendy kierunkowe, ataku lub nawet zaplanować synchroniczne strzelanie do wcześniej oznakowanych celów. Towarzysze, jak i pomagający nam wielokrotnie rebelianci, nie grzeszą inteligencją. Nie reagują poprawnie na komendy, zacinają się na obiektach, zapominają o strzelaniu do wrogów i ogólnie zachowują się jakby pierwszy raz mieli broń w dłoniach.

Tymczasem inteligencja przeciwników zasługuje na pochwałę. Zaalarmowani bojownicy będą się chować, atakować od flanki, wezwą posiłki i skutecznie utrudnią nam przetrwanie. To właśnie ich reakcje wprowadzają odpowiednią losowość przy powtarzaniu misji i za każdym razem mogą zaskoczyć. Działa to bardzo dobrze z mechaniką żywego świata, gdzie w trakcie kolejnego przechwytywania śmigłowca medycznego, przejeżdżający patrol skorumpowanego wojska albo przelatujący helikopter kartelu, przyłączają się do potyczki i zmuszają do improwizowania.

Samotna przygoda w Boliwii mimo wszystko z czasem się nudzi. Rozgadani towarzysze dość szybko zaczynają powtarzać te same anegdotki, a misje poboczne konieczne do rozwoju umiejętności bez losowych wydarzeń nie budzą zainteresowania. Wildlands nie jest dla samotnych graczy. Prawdziwa przyjemność z rozgrywki pojawia się wtedy, kiedy gramy z kimś innym. Wystarczy dwóch prawdziwych kompanów i podniesienie poziomu trudności do bardziej realistycznego, by gra stała się wciągającą na wiele godzin przygodą.

Nawet przelot śmigłowcem nad całą Boliwią zajmuje sporo czasu

W kooperacji może uczestniczyć do czterech Duchów, a z udziałem znajomych każda misja staje się oddzielnym przeżyciem, rodem z filmów o komandosach. Ktoś oznacza wrogów swoim dronem, inny gracz w tym czasie eliminuje gangsterów z bezpiecznej odległości, trzeci przekrada się przez obozowisko, by znaleźć jeńca, a czwarty nadlatuje śmigłowcem, by pomóc w ucieczce. Ekscytujące jest to, że jedną misję można wykonać na wiele sposobów, więc porażka staje się okazją do przetestowania innej, ciekawszej strategii.

Zdecydowana większość misji fabularnych opiera się na podobnym schemacie - infiltracja i przesłuchanie bądź eliminacja, a później ucieczka. Ze zgraną grupą nawet najbardziej przewidywalna z pozoru akcja może jednak przerodzić się w coś zupełnie innego.

Ghost Recon Wildlands to gra budząca sprzeczne odczucia. Liczba błędów, nużących opcjonalnych zadań i rozdrobniona na dziesiątki małych fragmentów fabuła zniechęcają, natomiast otrzymujemy spory arsenał i świetną zabawę ze znajomymi, budzącą zgoła inne wrażenia od samotnej przygody. To właśnie udana zabawa w kooperacji potrafi dłużej zatrzymać przy grze.

Zobacz także