Gollum niczym Książę Persji i Lara Croft. Widziałem nową grę ze świata Władcy Pierścieni
Czy warto czekać?
Pierwsze materiały z The Lord of the Rings: Gollum wzbudziły u mnie konsternację, bo pod względem graficznym gra zostawiała sporo do życzenia. Niedawno jednak uczestniczyłem w pokazie, który rozwiał część moich obaw i sprawił, że zacząłem przychylniej patrzeć na produkcję.
Żeby nie było: wciąż mam duże wątpliwości odnośnie warstwy wizualnej tytułu. To nie jest poziom, którego moglibyśmy spodziewać się po projekcie zmierzającym także na next-geny - o ból głowy potrafi przyprawić na przykład wygląd wodospadu w jednym z przedstawionych fragmentów. Model postaci także mógłby prezentować się znacznie lepiej. Na szczęście pozostałe aspekty wzbudziły u mnie o wiele większy entuzjazm.
Zacznijmy od początku. Za pozycję odpowiada niemieckie Daedalic Entertainment, które w dorobku ma między innymi serię przygodówek Deponia. Akcję osadzono w świecie „Władcy Pierścieni”, ale w przeciwieństwie do innych podobnych projektów twórcy bazują wyłącznie na książkowym pierwowzorze. Nie zabraknie oczywiście postaci i lokacji dobrze znanych fanom uniwersum.
Gra skupi się na losach Golluma - hobbita spaczonego przez Pierścień należący do Saurona - nie pokazanych w powieściach. Fabułę umiejscowiono przed zasadniczymi wydarzeniami z pierwszego tomu trylogii. W zaprezentowanych przez twórców fragmentach nasz podopieczny jest więźniem w Mrocznej Puszczy - siedzibie Thranduila - dokąd trafił pojmany przez Aragorna.
Pozytywnie zaskoczył mnie sposób narracji. Pierwsza sekwencja, którą widziałem, była grywalną retrospekcją - przesłuchiwany przez Gandalfa bohater opowiadał o pobycie na obrzeżach Mordoru. Zabawie towarzyszyła rozmowa między czarodziejem a Gollumem, co jest rzadko stosowanym zabiegiem.
To, co widziałem, przypomniało mi najlepsze lata spędzone z Księciem Persji czy Larą Croft, przy czym produkcji najbliżej do skradanek z goblinem Styxem. Wędrujemy po lokacjach, wspinamy się po ścianach, przesuwamy po wystających krawędziach czy skaczemy między półkami skalnym. Gra nadal jest we wczesnej wersji, ale już teraz wzbudziła we mnie pozytywne wibracje.
Do fanów Prince of Persia powinny przemówić sekwencje, w których musimy znaleźć odpowiednią drogę. Taką zręcznościową zagadkę pokazano w drugim z zaprezentowanych fragmentów. Przebywający w siedzibie Thranduila bohater postanowił uwolnić poznaną elfkę, do czego potrzebował magicznego dzwoneczka, znajdującego się w komnatach władcy.
Dotarcie do przedmiotu wymagało podążenia odpowiednią ścieżką - było sporo wspinania, wdrapywania, skakania i huśtania. Autorzy zapewniają, że w większości przypadków pojawi się więcej niż jeden szlak do celu.
Rysą jest system energii, którą zapasy zużywają niektóre działania. Siły spadają tylko, gdy Gollum nie ma oparcia dla stóp - na papierze brzmi to prosto, ale w trakcie zabawy część osób może nie wiedzieć, w których dokładnie miejscach trzeba zwracać uwagę na staminę.
W planach też walka. Na otwartą konfrontację bohater jest za słaby, kluczem do przetrwania jest więc skradanie i eliminowanie wrogów z zaskoczenia, w czym pomocny okazuje się tryb wizji, który - podobnie jak wzrok orła z Assassin’s Creed - podświetla kluczowe obiekty, w tym służące do ukrywania się krzaki.
Przeciwników pozbędziemy się między innymi używając elementów otoczenia. W trakcie pokazu Gollum rzucił kamieniem, sprowadzając nieprzyjaciela nad krawędź mostu, gdzie stracił równowagę i spadł w przepaść. Podobnych akcji kontekstowych ma być więcej. Nie wszystkich oponentów trzeba będzie zabić, ponieważ pojawi się możliwość ominięcia części z nich. Nie zabraknie także starć z bossami, choć szczegółów brak.
Jest za wcześnie na ostateczny werdykt, ale miałem wrażenie, że twórcy dobrze czują świat „Władcy Pierścieni” i samego Golluma. Fani wiedzą, że w wyniku spaczenia przez Pierścień w postaci powstały dwie skrajnie różne osobowości - łagodnego Smeagola i właśnie brutalniejszego Golluma - co znalazło odzwierciedlenie w rozgrywce.
Z podziałem związany jest system wyborów, którego działanie przedstawiono w scenie, gdy bohater natrafia na motyla. Smeagol chce się z nim zaprzyjaźnić, a nieufny Gollum chciałby się go pozbyć. Prowadzący prezentację musiał trzykrotnie poprzeć jedną z osobowości, decydując, która wygra. Wszystko pod presją czasu.
Ostatecznie hobbit postanawia oszczędzić zwierzę. Zaciekawiony tą sceną podpytałem deweloperów, w jak dużym stopniu decyzje wpłyną na fabułę. Twórcy przyznali, że to złożona kwestia, bo nie mogą zmienić zasadniczej historii i Gollum musi trafić tam, gdzie wymyślił Tolkien. Obiecali jednak, że w planach są zakończenia z różnymi „rezultatami”. Nie jest jasne, co to dokładnie oznacza, ale stawiałbym na kosmetyczne finały z odpowiednio zmienionym wewnętrznym monologiem postaci.
Pokaz zrobił na mnie dobre wrażenie. Wciąż mam kilka obaw - nadal wątpliwości wzbudza u mnie grafika, nie wiadomo też, czy pozostałe etapy zręcznościowe są angażujące - ale odniosłem wrażenie, że The Lord of the Rings: Gollum będzie przynajmniej dobrą produkcją. Myślę, że fani Śródziemia i „Władcy Pierścieni” mają na co czekać.