Gomo - Recenzja
Kreacja a rozgrywka.
Gomo jest ciekawym, ale nie do końca udanym eksperymentem młodego słowackiego studia Fishcow. Produkcja osadzona w powykręcanym i mocno abstrakcyjnym świecie przypomina bardziej relaksujące i niezwykle krótkie klikadło, niż pełnoprawną przygodówkę.
Specyficzny świat gry daje o sobie znać już od pierwszych chwil. Na ekranie widzimy Gomo wstającego z łóżka. Po wyjściu na dwór i zajrzeniu do budy okazuje się, że gdzieś zniknął czworonóg głównego bohatera. Po chwili otrzymujemy informację od pewnego kosmity, który oferuje zwrócenie psa w zamian za pewien czerwony kryształ. Bez chwili wahania wyruszamy na poszukiwania skarbu, mającego uratować włochatego przyjaciela.
Już pierwsza scena - przebudzenie Gomo w łóżku - może nasunąć skojarzenia z Neverhoodem. Podobnych nawiązań do oderwanych od rzeczywistości przygodówek jest zresztą więcej, żeby wspomnieć chociażby o Samoroście czy Machinarium. Na szczęście autorom udało się zachować unikatowy i świetny styl świata oraz postaci. Każda z lokacji zaskakuje czymś nowym.
„W parze z interesującą wizją futurystycznej krainy i bohatera nie idzie niestety rozgrywka."
A to, że bez żadnej logiki przechodzimy z podziemnej toalety do jaskini z komputerem, żeby następnie trafić do kopalni, dodaje produkcji osobliwego uroku. Podobnie, jak stające na drodze Gomo postacie. Jest ich niewiele, lecz interakcje z nimi oraz cała otoczka świata przywodziły mi na myśl przygody Salad Fingera, tyle że w mniej psychodelicznej i bardziej komediowej formie.
W parze z interesującą wizją futurystycznej krainy i bohatera nie idzie niestety rozgrywka. Jest po prostu zbyt banalna. Wszystkie zagadki odbywają się w obrębie jednego ekranu. Żeby nie było za trudno, Gomo może w danej lokacji stanąć tylko w dwóch, czasem trzech ściśle określonych miejscach. Tylko z nich może wejść w interakcję z otaczającymi go przedmiotami. Jeśli spróbujemy tego dokonać z oddalenia, bohater nic nie uczyni.
Problem w tym, że na jednym ekranie znajdują się najczęściej dwa, trzy przedmioty lub obiekty, z którymi możemy coś zrobić. Dojście do rozwiązania zagadek nasuwa się zatem od razu. A jeśli nie, to wystarczy chwilę poklikać po ekranie, żeby ruszyć dalej. W sumie trafiłem bodaj na jedną zagadkę, przy której spędziłem jakieś pięć minut, co stanowiło istny rekord.
Oprócz używania różnych przedmiotów przygotowano też kilka łamigłówek. Ich poziom trudności nie odbiega jednak od ogólnie przyjętego przez autorów. Mamy zatem typową układankę obrazkową czy łączenie ze sobą drucików. Jednym słowem: nie zaskakujący niczym standard.
Zdziwiła mnie natomiast opcja w menu, o nazwie „Tryb łatwy". Okazuje się, że po jej odznaczeniu nie będą podświetlane możliwe interakcje między poszczególnymi obiektami. Oczywiście, nie wpływa to na poziom zagadek. Natomiast grę można spokojnie ukończyć za jednym zamachem w mniej niż półtorej godziny.
Gomo jest całkiem przyjemną, prostą i krótką przygodą. Ciekawie wykreowany świat nie zmienia faktu, że po jednorazowym przejściu tytuł szybko wyparuje z pamięci.