Skip to main content

Grać w StarCrafta i zarabiać? To wspaniałe uczucie

Grzegorz „MaNa” Komincz w rozmowie z Eurogamerem.

Dla Grzegorza Komincza gra w StarCrafta to nie tylko wielka pasja, ale i sposób na życie. Praca, której poświęca się w stu procentach, i dla której zrezygnował ze studiów. Tu ma więcej perspektyw i może robić to, co kocha. Z Francji przywiózł do kraju puchar i 65 tys. złotych.

Tydzień temu zawodnik z Polski został złotym medalistą finału StarCrafta II w mistrzostwach świata gier komputerowych - Electronic Sports World Cup 2012 - rozgrywanych w Paryżu. Pokonał faworyzowanego Koreańczyka. Był na ustach całego e-sportowego świata.

Ale w Polsce e-sport i sukcesy naszych zawodników nadal pozostają daleko poza zainteresowaniem głównych mediów - gazet czy telewizji. Mogłoby to przełożyć się na sponsorów i powstanie większej liczby profesjonalnych drużyn, z zapleczem technicznym i finansowym.

- Zainteresowanie mediów e-sportem jest w Polsce nikłe, prawie że zerowe. Jeżeli chodzi o telewizję publiczną, prawie nigdy nie mogliśmy usłyszeć czegoś o gamingu, a jeżeli już, to było to coś negatywnego, jak uzależnienia od komputera czy Internetu albo przemoc w grach - mówi tegoroczny mistrz ESWC w StarCrafta II i wspomina o dosłownie kilku programach telewizyjnych na temat e-sportowców, jak choćby ten o złotej piątce w Counter Strike'a. - To bardzo przykre, ponieważ mamy wielu utalentowanych ludzi, którzy odnoszą liczne sukcesy, a Polska nie może się o tym dowiedzieć.

Nie bez wpływu pozostaje wizerunek miłośników gier w kraju.

- W Polsce nadal obowiązuje stereotyp gracza: zgarbiony, pryszczaty okularnik, siedzący non stop przy komputerze i nie widzący poza nim innego świata. Myślę, że to najbardziej rujnuje potencjał przyjęcia się e-sportu w Polsce - przekonuje Grzesiek Komincz. - Jeśli nawet znajdą się u nas jacyś bardzo dobrzy gracze, to od razu zostają wychwytywani i trafiają do zagranicznych drużyn, ponieważ mają większy wachlarz ofert.

„W Polsce nadal obowiązuje stereotyp gracza: zgarbiony, pryszczaty okularnik, siedzący non stop przy komputerze i nie widzący poza nim innego świata” - Grzegorz Komincz

Grzegorz Komincz (przy komputerze) podczas pobytu w Korei

„MaNa” - pod takim pseudonimem Grzegorz jest znany w e-sporcie - również na co dzień gra w niemieckiej drużynie „Mousesports”. To drużyna organizuje sponsorów i finansuje wyjazdy na zawody czy obozy przygotowawcze dla swoich zawodników.

Każdy facet lubi rywalizację

Przed zawodami w Paryżu Grzesiek spędził dwa miesiące w Korei - kolebce e-sportu i kraju, który zwariował na punkcie StarCrafta. Ale nie były to przygotowania tylko pod kątem mistrzostw świata. - Nie trenuję specjalnie do żadnego turnieju. Gram po to, żeby polepszyć umiejętności. Czas pokaże, na których zawodach wszystko to zaprocentuje - wyjaśnia Grzesiek.

Jak w ogóle wyglądają treningi i przygotowywania do zawodów?

- Nie mam określonego czasu na trening - odpowiada złoty medalista. - Gram wtedy, kiedy mam ochotę i staram się, by czas był spędzony jak najbardziej efektywnie. Skupiam się głównie na doskonaleniu własnych taktyk, by nie było w nich żadnych szczelin,  które mogą zostać wykorzystane przez przeciwnika podczas turnieju. Wiara we własne zdolności pozwala mi zajść daleko w turniejach. Ważnym aspektem jest również analiza taktyk przeciwnika, żeby wybrać w odpowiednim momencie odpowiednią taktykę. Problem polega na tym, że przeciwnik myśli podobnie, więc przy wyborze taktyk musimy wziąć pod uwagę fakt, że przeciwnik również analizował nasze poczynania i będzie chciał skontrować swoją taktyką.

Właśnie ta różnorodność i fakt, że nigdy nie wiemy, co może się wydarzyć, są dla Grześka najbardziej pociągające i interesujące w StarCrafcie.

- Gra jest na tyle rozbudowana, że dzień w dzień możesz w nią grać, a i tak po paru latach coś cię zaskoczy - coś, co wydawało się tak banalne, a zauważyłeś to dopiero po paru latach - mówi. - Rywalizacja jest niesamowitym uczuciem. Wydaje mi się, że każdy facet lubi rywalizację. Tutaj, bez konieczności obijania komuś gęby, mogę rywalizować z ludźmi z całego świata.

- Nie było momentu, w którym stanąłem na środku pokoju i powiedziałem sobie „będę progamerem”. To przyszło z czasem - opowiada z kolei zapytany o to, kiedy zdecydował się zostać zawodowcem. - Każdego dnia chciałem być lepszym graczem, chciałem dorównać najlepszym. Powoli dążyłem do tego celu i coraz bardziej zaczynałem rozumieć tę grę. Chęć rywalizacji i poznawania aspektów gry była dla mnie największym powodem, by zostać „progamerem”. Bardzo miłym dodatkiem do realizowania swojej pasji są pieniądze, które towarzyszą StarCraftowi.

„Każdego dnia chciałem być lepszym graczem, chciałem dorównać najlepszym” - Grzegorz Komincz

Grzesiek kończy za chwilę 19 lat, ale już postanowił, że na razie skoncentruje się na e-sporcie

Grzesiek kończy za chwilę 19 lat. Większość jego rówieśników od października rozpoczęła studia. Ale nie on. W czasach, gdy „magisterka” jest tak popularna, jak hamburgery na dworcach kolejowych, wspólnie z rodzicami podjął zdaje się przemyślaną decyzję: skoncentruje się na e-sporcie.

- Wiele rozmawiałem z rodzicami i znajomymi na temat studiów, ale w ostateczności nie rozpocząłem żadnych - wyjaśnia Grzesiek. - Z rodzicami doszliśmy do wniosku, że skoro robię to, co lubię, a przy okazji mogę zarobić przy tym trochę pieniędzy, to nie jest konieczne, bym właśnie teraz wybrał się na studia. Rodzice chcą bym był szczęśliwy, dlatego rozumieją moją decyzję i wspierają mnie bardzo mocno podczas każdego wyjazdu. Tata zawsze stara się mnie zawozić i odbierać z lotniska, a to znaczy, że musi poświęcić minimum 10 godzin danego dnia tylko po to, by mnie odebrać, ponieważ do lotniska jest tak daleko.

Ciekawe więc, jak długo można być e-sportowcem w dobrej formie?

- Najstarsi gracze w StarCrafta 2 to, jeżeli się nie mylę, „White-Ra”, „Nestea” i „Boxer”. Ten ostatni skupił się na trenowaniu graczy, a sam z gamingu zrezygnował. Każdy z nich ma ponad 30 lat. Mam nadzieję, że będę mógł grać tak długo, jak będzie mi to sprawiało przyjemność, nie krócej - dodaje Grzesiek.

E-sport to świetne pieniądze

Pieniądze w e-sporcie są dziś dużo większe niż jeszcze kilka lat temu. To dynamicznie rozwijający się biznes, w którym najlepsi zawodowcy mogą zarabiać od kilkudziesięciu do nawet kilkuset tysięcy dolarów rocznie, w zależności od liczby turniejów, w których zawodnik bierze udział, drużyny, w której występuje czy kraju, w którym mieszka.

- Najważniejsze jest to, by uczestniczyć w tych najbardziej prestiżowych turniejach, bo to one promują gracza oraz drużynę, a razem z drużyną sponsorów - wyjaśnia Grzegorz Komincz. - A o to w tym wszystkim chodzi: by obie strony, i gracze, i sponsorzy, byli zadowoleni.

Z mistrzostw świata w grach komputerowych - Electronic Sports World Cup 2012 - rozgrywanych w Paryżu, Grzesiek przywiózł złoty medal, puchar i 65 tys. zł nagrody. Jakie to uczucie mieć 19 lat, robić w życiu to, co się kocha, i zarabiać duże pieniądze?

- Jest to niesamowicie złe uczucie, kto by chciał zarabiać takie pieniądze robiąc coś, co sprawia przyjemność? Tylko głupiec! - odpowiada żartując Grzesiek. - Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż tylko, że czuję się wspaniale.

Finałowy pojedynek MaNa vs forGG (ESWC 2012):

Zobacz na YouTube

Zobacz także