Gracze mają dość hero shooterów i gier-usług, ale będziemy nimi bombardowani
To jednak nie oznacza, że wszystkie będą słabe.
OPINIA | Ubiegłotygodniowy pokaz State of Play zaliczył całkiem mocne otwarcie. Oto oglądamy bardzo ładnie przygotowany, niewątpliwie drogi w produkcji filmowy zwiastun bliżej niesprecyzowanej gry science-fiction. Oczekiwania były spore. Przygoda single-player wzorowana na Strażnikach Galaktyki? Nie, to Concord, hero shooter z dwiema pięcioosobowymi drużynami, co dla wielu widzów oznacza gwałtowny spadek zainteresowania. Wydaje się, że nikt już nie lubi hero shooterów, ale nie jest to do końca prawda.
Mamy obecnie na rynku gier dość ciekawą sytuację. W teorii na hero shootery nie ma już miejsca, a moda na nie przeminęła co najmniej kilka lat temu. Co rusz pojawiają się jednak nowi przedstawiciele tego podgatunku, a na horyzoncie jest ich jeszcze więcej:
- XDefiant - premiera 21 maja
- Marvel Rivals - premiera nieogłoszona, ale bliska
- Concord - premiera 23 sierpnia
- Deadlock - Valve nie ujawniło jeszcze oficjalnie gry, ale trwają testy, w których bierze udział niemal 1,5 tys. graczy
Odnośnie skategoryzowania XDefiant jako hero shootera można się spierać, ale musicie przyznać, że nowa gra Ubisoftu czerpie z tego podgatunku przynajmniej połowicznie. Wszystkie pozostałe przykłady dzielą te same założenia - to drużynowe starcia, w których wybrana przez gracza postać przekłada się na dostępny wachlarz umiejętności oraz reprezentuje bogatą osobowość. Przynajmniej tak chcieliby deweloperzy.
Gry tworzy się na jutro, nie na dzisiaj
Szczególnie mocno oberwało się wspomnianemu Concord, czyli wydawanej przez Sony strzelance od studia Firewalk Studios. Komentarze pod gameplayem z tej gry są wprost druzgocące - gracze nie zostawili na twórcach suchej nitki:
- „Pitch dla tej gry był taki: Chcecie zamknąć jakieś studio?”
- „W końcu, Overwatch 0,5”
- „Nazwijcie to Gra Dla Nowoczesnego Odbiorcy”
- „To nie jest nawet Overwatch w domu, to w ogóle nie ma domu”
- „Naprawdę Sony myśli, że tego chcą ludzie?”
Obrazu rozpaczy dopełnia stosunek łapek w dół do tych w górę, który aktualnie wynosi… 41 tysięcy do 4,6 tysięcy. Gracze dobitnie manifestują więc, że nie chcą hero shooterów. A jednak, wbrew wszystkiemu, deweloperzy i wydawcy brną w ten trend. Czy nie widzą krytycznych komentarzy? Widzą, tyle że grę tworzy się nie z myślą o teraźniejszości, ale przyszłości.
Gdy Concord był w fazie przedprodukcyjnej, co miało miejsce wiele lat temu, strzelanki z bohaterami - czy w ogóle gry-usługi - nie były jeszcze tak znienawidzone. Dlatego jeśli jakieś studia planowały teraz wskoczenie do pociągu linii „hero shooter”, to reakcja graczy na Concord może sprawić, że poważnie zastanowią się nad tym pomysłem, bo na końcu torów najwyraźniej czeka przepaść.
Można chyba śmiało powiedzieć, że w 2024 roku hero shootery stały się wręcz symbolem nienawiści do gier-usług. Są utożsamiane z produkcjami zrobionymi niewielkim wysiłkiem, głównie w celu szybkiego zainkasowania pieniędzy ze skinów i nowych sezonowych treści. Deweloperzy zwyczajnie nie przewidzieli takiego obrotu spraw, dlatego ich działania wydają się dziś przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Będziemy bombardowani takimi grami, bo jest już za późno, żeby przerwać proces produkcyjny rozpoczęty zanim gry-usługi zostały niemal jednogłośnie znienawidzone.
To nie tak, że gracze nie lubią hero shooterów
Dla jasności: nie twierdzę, że krytyka hero shooterów nie jest uzasadniona i wynika wyłącznie z tego, że deweloperzy nie wstrzelili się w trend. Co prawda fakt, że strzelanki z bohaterami nie robią już takiego wrażenia, jak w czasach pierwszego Overwatcha, nie ulega wątpliwości, jednak czytając jednak komentarze pod gameplayem z Concord można by odnieść wrażenie, że ten gatunek nie interesuje absolutnie nikogo. A to nie jest chyba do końca prawdą. Graczy nie interesują gry miałkie, a łatwo wpaść w pułapkę miałkości decydując się na tytuł z gatunku, po który wszyscy ostatnio sięgają. Nie wszystkie hero shootery muszą jednak takie być.
Deadlock, nadchodząca strzelanka od Valve, nie jest może wyczekiwanym przez fanów Team Fortress 3, ale wątpię, by po premierze spotkała się z czymkolwiek innym niż ciepłym przyjęciem - i ewentualnie konstruktywną krytyką. Wszystko dlatego, że nawet na przeciekach Deadlock zapowiada się na interesującą, mimo wszystko niebanalną grę, z ciekawym podejściem do projektu postaci oraz miksu gatunków. Mamy tu bowiem do czynienia z połączeniem hero shootera i założeń gatunku MOBA. Stylistycznie też prezentuje się miło dla oka i nie wygląda jak reskin Overwatch, czego nie można powiedzieć o Marvel Rivals. Słowem: ma trochę magii Valve, której w Team Fortress nie zabrakło.
Natomiast wspomniane wcześniej nieszczęsne Concord jak na razie wyróżnia się tylko grafiką - bo trzeba przyznać, że najwyraźniej będzie to po prostu najbardziej imponujący wizualnie hero shooter na rynku. Reszta to niestety nic nowego i wygląda trochę jak wytwór AI, które zmiksowało popularne założenia i wypluło zjadliwą, ale nudną mieszankę. Ani setting, ani postacie, ani mapy, ani umiejętności bohaterów nie próbują nas zaskoczyć unikalnym podejściem, którego nigdzie do tej pory nie widzieliśmy.
Gracze nie lubią więc nudnych i słabych hero shooterów, ale myślę, że z chęcią przyjmą udanego przedstawiciela tego gatunku. Takiego, jakim było Team Fortress 2 (zanim stało się pożywką dla botów i cheaterów) oraz jakim było Overwatch 1 na samym początku swojej drogi (zanim Blizzard podjął szereg kontrowersyjnych wśród społeczności decyzji).
Hero shootery wyraźnie zbrzydły graczom i nie kojarzą się im z niczym dobrym, ale to nie znaczy, że nie możemy otrzymać udanego i dopracowanego przedstawiciela tego gatunku. Takiego, który jest stworzony z troską i w oparciu o głosy fanów. Mimo wszystko hero shootery mają teraz bardzo trudne zadanie, bo muszą przebić się przez grubą ścianę krytyki i hejtu, którą gracze stawiają przed każdym zapowiedzianym tytułem tego typu.