Skip to main content

Graliśmy w Assassin's Creed Syndicate

Rozgrywka jest porządna, lecz na rewolucję nie ma co liczyć.

Na targach Gamescom mogłem zagrać w jedną misję z Assassin's Creed Syndicate. To fragment o tyle wyjątkowy, że po raz pierwszy prezentujący w akcji Evie Frye, siostrę Jacoba. Rodzeństwo to główni bohaterowie gry, którzy postarają się przejąć kontrolę nad londyńskim półświatkiem.

Demo nie miało jednak wiele wspólnego z porachunkami gangów. Miałem do czynienia z polowaniem na niejaką Lucy Thorne, która przebywała akurat w Tower of London. To templariuszka poszukująca fragmentów Edenu - potężnego artefaktu znanego wszystkim fanom cyklu. Dobrze, że misje związane z tradycyjnymi zabójstwami powracają w Syndicate - po pierwszych prezentacjach miałem wątpliwości, czy będziemy mieć okazję, by poczuć się jak prawdziwy asasyn. Tego typu zlecenia były najciekawszym elementem Unity, cieszy więc fakt, że z nich nie zrezygnowano.

Największą zaletą takich zadań jest możliwość osiągnięcia celu na kilka sposobów. Jak dostać się do ofiary? Mogłem ukraść klucz strażnikowi, uwolnić aresztowanego konstabla, lub wreszcie zwrócić się o pomoc do sojusznika przebranego za gwardzistę.

Ten ostatni sposób przedstawiał jedną z nowości, czyli możliwość udawania, że zostaliśmy pojmani. Kompan prowadzi nas wtedy do zakazanej strefy, a ryzyko wykrycia jest niewielkie - zostajemy zdemaskowani wyłącznie wtedy, kiedy przeciwnik znajdzie się bardzo blisko. To ciekawy pomysł.

Zobacz na YouTube

Tylko od nas zależy, czy chcemy pozostać w cieniu, choć nie da się ukryć, że takie podejście jest najbardziej satysfakcjonujące. Pojawia się nawet przydatna opcja przenoszenia ciał przeciwników. Walka jest efektowna, brutalna, a nawet bardziej filmowa dzięki sporej liczbie nowych animacji. Cały czas pozostaje jednak dosyć prosta i niezbyt angażująca.

Co ciekawe, skradanie to oddzielny tryb poruszania się, który aktywujemy odpowiednim przyciskiem. Można się do tego rozwiązania przyzwyczaić, choć z początku wydaje się odrobinę nienaturalne.

Evie nieco lepiej wychodzi skradanie

Evie ma jedną przewagę nad Jacobem, może bowiem stać się prawie niewidzialna dzięki zdolności kameleona. Pozostając w miejscu przez trzy sekundy, automatycznie włączamy kamuflaż rodem z futurystycznego Call of Duty czy Crysisa. Talent ten ułatwia omijanie patroli, choć i tak trzeba uważać - kiedy wróg zbliży się na odległość dwóch metrów, prawdopodobnie nas zauważy.

Bohaterka potrafi też posługiwać się nożami lepiej niż jej brat. Z pozoru drobna rzecz, ale jednak niezwykle przydatna, gdy chcemy wyeliminować kogoś z daleka.

W przemieszczaniu się pomaga także linka. Gadżet ten pozwala szybko wskoczyć na dach, albo nawet bezpiecznie przejść nad dziedzińcem. Rozgrywka staje się więc łatwiejsza niż do tej pory. Nie trzeba kombinować i zastanawiać się jak podejść do ściany, po której będzie można się wdrapać. Wystarczy wejść na budynek znajdujący się obok i użyć liny - tak przynajmniej było w przypadku murów, na które musiałem się dostać.

Powraca oczywiście system biegu parkour wzorowany na tym z Unity. Bohaterka często wykonywała ruchy, o które naprawdę mi chodziło. Nie zdarzyło się, że „niechcący” wspiąłem się za wysoko czy odskoczyłem od ściany, jak to bywało w poprzednich odsłonach. Szybkie poruszanie się po dachach jest nieco płynniejsze.

Niestety, momentami rażą dziwne zachowania przeciwników - tak jak bywało w innych częściach cyklu. Skradałem się za strażnikiem, zabiłem go dwa metry od jego towarzysza, a ten nawet nie drgnął. Innym razem w trakcie walki po prostu schowałem się za rogiem, a zdezorientowani wrogowie nie wiedzieli, gdzie się podziałem i mogłem ich zlikwidować „z ukrycia”, gdy przechodzili obok. Pozostaje mieć nadzieję, że sztuczna inteligencja zostanie jeszcze dopracowana.

Walka jest bardziej brutalna, a bohaterowie używają głównie pięści, lasek i ukrytych ostrzy

Ogólne wrażenie z kontaktu z prezentowanym fragmentem można podsumować słowami: „powtórka z rozrywki”. Unity miało tę zaletę, że bardzo różniło się od swojego poprzednika - Black Flag. W przypadku Syndicate brakuje tego samego poczucia świeżości.

Krótka wersja demonstracyjna nie może być wyznacznikiem finalnego produktu, ale sugeruje, że otrzymamy porządną odsłonę serii - nie będzie to jednak prawdopodobnie tytuł, który nas porwie czy zachwyci.

Syndicate to po prostu kolejny Assassin's Creed. Wprowadzone nowości starają się odwrócić uwagę od faktu, że podstawowy model rozgrywki - oraz związane z nim niedociągnięcia - pozostaje niezmieniony, ale nie zawsze im się to udaje.


Giveaway: Odbierz darmowy klucz Steam i zagraj w pełną wersję platformówki Pid

Zobacz także