Skip to main content

Graliśmy w Assassin's Creed Valhalla - nadchodzi powtórka z Odyssey

Skądś to już znamy.

Dzięki dobroci „chmury” spędziliśmy z Assassin's Creed Valhalla kilka godzin, nie musząc odbywać żadnej podróży. Na początek warto rozwiać wszelkie wątpliwości: pod względem rozgrywki to nie jest nowa jakość serii, a fani Odyssey poczują się tutaj, jak w domu. Nie nastraja to optymistycznie, jeśli szukamy nowych wrażeń.

Z demonstracji, w trakcie której mogliśmy zwiedzić niewielki wycinek wschodniej Anglii, wynika, że żaden główny element gry nie został znacząco zmodyfikowany czy rozbudowany względem dwóch poprzednich części cyklu. Zmiany oczywiście są widoczne, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to po prostu nowe szaty Odyssey i Origins.

Zobacz na YouTube

Osoby, które liczyły na przyziemniejszą i realistyczniejszą walkę, mogą poczuć się rozczarowane. Postacie ponownie korzystają z „magicznych” mocy, nierzadko skacząc na dwa metry w górę czy kopniakiem posyłając wrogów tak daleko, jakby prawie nic nie ważyli. Wypełnieni tajemniczą mocą specjalni wrogowie świecą się i mienią, a ataki mają wyraźne, kolorowe oznaczenia, ponownie przywodząc na myśl raczej gatunek MMO niż tradycyjne RPG czy gry akcji. Bohater w taki sam sposób jak Kasandra i Alexios wykonuje uniki, przewroty czy wykorzystuje umiejętności. Starciom brakuje ciężaru, a nordycki wojownik sprawia wrażenie zbyt lekkiego i zwinnego na polu walki, co kłóci się z wizerunkiem wikińskiego woja.

Zgodnie z obietnicami twórców, jest natomiast dość brutalnie. Eivor potrafi zmiażdżyć powalonych wrogów ciężkim butem czy odciąć przeciwnikowi głowę zamaszystym ruchem topora. Wszystkie te agresywne popisy związane są jednak z wykończeniami, czyli efektownymi animacjami, które gracz po prostu ogląda w losowych momentach.

Nowa funkcja swobodnego przypisywania broni do lewej i prawej dłoni wprowadza do gry ciekawe możliwości. Eivor może dzierżyć w obu rękach nawet dwie tarcze, jeżeli tylko sobie tego zażyczymy. Warto eksperymentować z różnymi zestawami wyposażenia, które przy umiejętnym doborze zapewniają wykonanie popisowych kombinacji ciosów, niemal całkowicie blokując wrogowi możliwość ataku.

Fani poprzednich części serii doskonale będą wiedzieli, co i jak mają robić

Assassin's Creed Valhalla ma ponownie zwrócić się w stronę skradania - co akcentuje chociażby możliwość przywdziania peleryny z kapturem - jednak nie mieliśmy okazji w pełni przetestować tego aspektu. Nasz opiekun, z którym mieliśmy kontakt w trakcie trwania pokazu, mógł w dowolnej chwili unieść Eivor i przetransportować postać w wybrane miejsce - co wyglądało oczywiście dość zabawnie - ale mimo to, na dość sporym wycinku mapy udało się znaleźć tylko jedną niewielką lokację, pozwalającą działać po cichu. Cała reszta skupiona była w pełni na walce wręcz, co może sugerować, w jakim kierunku zmierza Valhalla - choć trudno wydać wyrok po tak krótkim demie. Zauważyliśmy natomiast, że ptak, który służy asasynowi jako „dron zwiadowczy” - tym razem kruk - nie oznacza wrogów, aby można ich było widzieć przez ściany. Być może trzeba wykupić odpowiednią umiejętność.

Choć nie zdarzało się to zbyt często, przez bliźniaczy schemat rozgrywki z Odyssey i Origins miejscami przebijał się wikiński klimat. Muzyka podczas walki doskonale wprowadza w bitewny nastrój i dzięki niej podświadomie czujemy się potężnymi zabójcami. Załoga statku, którym swobodnie możemy poruszać się po wodach na mapie, może nie tylko śpiewać nordyckie odpowiedniki szantów, ale także opowiadać historie o wielkich wojach.

W trakcie najazdu na zamek używaliśmy potężnych taranów, by rozbijać bramy prowadzące do dworu. Braliśmy też udział w misji fabularnej, której głównym punktem było wesele, więc nie mogło zabraknąć pijackich zabaw, np. strzelania do celów pod wpływem alkoholu czy konkursu „kto wypije więcej”. Ciekawostką jest też fakt, że Eivor może też w dowolnej chwili stanąć przy brzegu i łowić ryby - dość prymitywnym sposobem, bo bez wędki, trzymając po prostu sznurek z przynętą.

Nawet dzierżąc dwa topory, jedną ręką można blokować ciosy

Lootowanie przedmiotów, eksploracja, jazda konna czy parkour działają i wyglądają identycznie jak w dwóch ostatnich odsłonach serii. Inna jest natomiast kwestia leczenia. Eivor po drodze zbiera owoce, które następnie przechowuje w ekwipunku w charakterze apteczek, gotowych do użycia w wybranym momencie. Bohater lub bohaterka może też podnieść z ziemi grzyby, które natychmiast odnawiają część zdrowia. Te ostatnie rozsiane są na arenach walk z bossami, aby gracz miał szansę powrócić do boju nawet po odniesieniu poważnych obrażeń.

Skoro już o bossach mowa, warto wspomnieć, że pierwiastek mitologiczny Valhalli przejawia się właśnie w walce z bestiami, pochodzącymi z wierzeń. Mieliśmy okazję zmierzyć się z legendarnym, dzikim psem, czy kobietą-demonem, która ukazała się, gdy w zwłoki żołnierza niespodziewanie uderzył piorun. Tego typu potyczki są emocjonujące i wymagające, ale ponownie nie jest to nic, czego nie znają fani Origins i Odyssey.

Ze względu na streaming gry, dość mocno pogarszający jakość obrazu, podczas zabawy nie mogliśmy w pełni docenić projektu świata, ale zapis wideo z rozgrywki potwierdza, że w tym aspekcie Ubisoft ponownie stanął na wysokości zadania. Skąpane we wschodzącym słońcu łąki, mgliste bagna czy ruiny zamków na zielonych wzgórzach wyglądają wprost świetnie, a krajobrazy są przepełnione szczegółami. Aż chce się eksplorować tę krainę.

Świat zachwyca. Ale czy to nie za mało?

Demo pozwalało zapoznać się z kilkoma aktywnościami pobocznymi, a także niewielkim wycinkiem historii. Zadanie główne, w którym braliśmy udział, oferowało odpowiednią dozę filmowości, znalazło się nawet miejsce na zwrot akcji. Jest to jednak standard porównywalny z tym, co w 2018 roku osiągnęło Odyssey - a przynajmniej questy z początku przygody.

Pozytywnie nastrajają natomiast zadania poboczne, których na mapie wydaje się być mniej. Twórcy najwyraźniej skupili się na ciekawszych questach - w trakcie podróży znaleźliśmy przykładowo kościół, którego wrota były zablokowane. Klucz znajdował się gdzieś na poddaszu, ale dotarcie do tego miejsca było nie lada zagadką. W pamięć zapadło nam też krótkie zadanie, w którym pomogliśmy byłemu żołnierzowi uzyskać honorową śmierć, tocząc z nim pojedynek na jego własną prośbę. Na kompletnym odludziu Eivor spotkał też zakonnicę, która stała w kapliczce wokół ciał. Okazało się, że zabiła wojów, aby wypełnić „bożą wolę”, przy czym po krótkich wyjaśnieniach zaatakowała także głównego bohatera.

Czy mniejsze zagęszczenie nieco ciekawszych aktywności pozwoli podbić serca graczy? Mimo widocznych usprawnień, rdzeń rozgrywki jest bowiem niemal nienaruszony. Dla osób, które miały do czynienia z Odyssey, nowa część Assassin's Creed wyda się bardzo znajoma - grając w nową produkcję Ubisoftu nie musiałem nawet czytać podpowiedzi i zerkać na tutoriale, by natychmiast wiedzieć, co i jak robić. Tym samym miałem nieodparte wrażenie, że w Valhallę już kiedyś grałem. I chyba faktycznie tak było.

Zobacz także