Graliśmy w Atlas Fallen. Ta pustynia ma w sobie coś magicznego
Sunąc po piasku.
OPINIA | Gdy w trakcie targów Gamescom zobaczyłem po raz pierwszy nową produkcję twórców serii The Surge, od razu wpisałem ją na listę oczekiwanych gier. W ostatnim czasie kampania marketingowa nabrała rozpędu i dowiedzieliśmy się, że 16 maja produkcja pojawi się na sklepowych półkach. Ja z kolei miałem możliwość spędzenia kilku godzin z próbną wersją gry.
Ukończony przeze mnie fragment gry rozpoczyna się od drugiego poziomu. Z krótkiego filmu wprowadzającego dowiedziałem się, że w Atlas Fallen trafiamy na wypełnioną piaskiem planetę, ciemiężoną przez złych bogów. Nasz bohater wchodzi w posiadanie potężnego artefaktu w postaci rękawicy, dzięki której otrzymuje specjalne moce. Przemierzając pustynię cały czas towarzyszy nam tajemnicza postać o imieniu Nyaal, przez większość czasu obecna jako pozbawiony ciała głos ściśle związany z noszonym przez nas reliktem.
Pierwsze chwile w świecie Atlas Fallen spędziłem w jaskini, gdzie zapoznałem się z najbardziej reklamowanymi elementami produkcji, czyli ślizgiem po piasku oraz systemem walki. Sunięcie po powierzchni sprowadza się do naciśnięcia jednego przycisku na kontrolerze. Możemy w ten sposób szybko przemieszczać się po rozległym świecie gry, lecz zgodnie z nazwą działa to wyłącznie, gdy poruszamy się po piasku.
Jeszcze ciekawszy jest system walki z przeciwnikami. W wersji demonstracyjnej do dyspozycji miałem dwa rodzaje oręża: topór oraz linkę z hakiem. Za pomocą przycisków płynnie atakowałem raz jedną, a raz drugą bronią. Prawidłowo wykonywane ciosy ładują pasek tzw. Momentum. Gdy dotrze on do określonego poziomu, odblokowywane są wybrane przez nas umiejętności aktywne lub pasywne, co znacznie pomaga w starciach. Jednak wysoki poziom Momentum zwiększa także otrzymywane obrażenia, dlatego należy pamiętać o dostępnych opcjach uniku oraz parowania.
Potyczki z potworami stanowią widowiskowe doświadczenie. W każdym ciosie czuć ciężar uderzenia, a w połączeniu z mocami Momentum możemy zamienić pole walki w mieniący się różnymi barwami chaos. Niektóre gatunki potworów potrafią skrywać się w piasku, aby w najmniej spodziewanym momencie wyskoczyć na naszego bohatera. Inne posiadają pancerz, który musimy zniszczyć, żeby w ogóle zadawać obrażenia. Przez cztery godziny, które spędziłem z produkcją, bawiłem się wybornie, ale nie wiem, czy walka na dłuższą metę pozostanie satysfakcjonująca.
Innym atutem Atlas Fallen jest mapa, którą przyjdzie nam zwiedzać. Pustynia skrywa w sobie liczne ruiny stanowiące pamiątkę po dawnych czasach. Często na swojej drodze znajdziemy przedmioty poszerzające naszą wiedzę na temat świata gry. Większość czasu spędzamy na eksploracji, rozmawiając z napotkanymi ludźmi, przyjmując kolejne misje, zbierając surowce potrzebne do ulepszania elementów ekwipunku oraz walcząc z czającymi się na każdym kroku stworami. Demo ukończyłem z użyciem klawiatury oraz pada i szczerze polecam ten drugi sposób.
Oprawa graficzna stoi na dość wysokim poziomie. W trakcie zabawy zwiedziłem jedno większe miasto oraz liczne ruiny. Pustynny świat, choć opustoszały, wygląda znakomicie. Zarzuty można mieć za to do animacji postaci. Choć nasza postać w trakcie walki porusza się z wdziękiem, w trakcie rozmów stoimy jak słup soli i jedynie poruszające się usta sugerują, że w naszym bohaterze istnieje jakiekolwiek życie. Na tę chwilę produkcja cierpi także na różne niedoróbki i błędy, lecz są to w większości pomniejsze usterki, które przez dwa miesiące pozostałe do premiery powinny zostać naprawione.
Atlas Fallen dzięki wersji demonstracyjnej ponownie rozbudziło moją ciekawość. Mam nadzieję, że pełna wersja tytułu pozbędzie się wszelkich niedoróbek i rozwieje ewentualne obawy. Satysfakcjonujący system walki z użyciem systemu Momentum, a także tajemniczy świat skryty przez piasek daje nadzieje na miłą niespodziankę w tegorocznym kalendarzu premier.