Graliśmy w Days Gone - opowieść dla dużych chłopców
Amerykańska infekcja.
Północno-zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych samo w sobie jest terenem dość surowym, a miejscami także trudnym do codziennego życia. Kiedy najbliższą okolicę opanowują zainfekowani przeróżnego typu, sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana.
W takim położeniu znalazł się między innymi Deacon, główny bohater gry Days Gone, z którą mieliśmy okazję spędzić trzy godziny. Poznaliśmy więc początek gry, który pozwala przypuszczać, że najnowsza produkcja Sony może okazać się czarnym koniem rynku gier w tym roku.
Days Gone to przygoda przede wszystkim dla starszych graczy - bohaterowie podczas dialogów nie przebierają w słowach, a walka przedstawiona na zbliżeniach jest momentami bardzo brutalna.
Produkcja zabiera nas w otwarty świat, ale czasami rozgrywka zmienia oblicze w bardziej korytarzowe. Dotyczy to jednak tylko konkretnych fragmentów danych misji. W większości przypadków jednak spodziewamy się raczej swobodnego przemierzania świata, pełnego różnych aktywności pobocznych.
Zanim jednak zdążymy je poznać, Days Gone bardzo dobrze wprowadza w założenia fabularne. Poznajemy nie tylko Deacona, ale także jego kolegów z motocyklowego klubu oraz żonę, Sarę. Bieżące wydarzenia przeplatane są retrospekcjami sprzed wybuchu infekcji lub podczas jej startu.
Sposób przedstawienia historii jest przemyślany i dobrze wykonany. Pierwsze godziny spędzone z grą skutecznie zaostrzają apetyt na więcej i to nie tylko fabularnie. Rozgrywka jest po prostu solidna, korzystając ze sprawdzonych oraz dobrze wykonanych rozwiązań.
Mamy więc tworzenie przedmiotów, drzewka umiejętności, ulepszenia motocykla, lekki survival i pozyskiwanie zasobów, skradanie się oraz dość prostą walkę. Pod kątem mechaniki, Days Gone nawet nie próbuje zaskakiwać, decydując się na to, co sprawdzone i po prostu wykonując to dobrze.
W żadnym momencie rozgrywki nie brakuje innowacji wprowadzanych na siłę, bo po prostu nie ma takiej potrzeby. Zwłaszcza w tak autentycznie przedstawionym świecie. Dzikie tereny północno-zachodnich Stanów to naprawdę klimatyczne miejsce i jakkolwiek często chcielibyśmy przystanąć, aby podziwiać widoki, narażamy się wówczas na ataki zainfekowanych, choć nie tylko.
Dlatego bezpieczniej jest przemierzać świat gry na motocyklu, który staje się drugim „bohaterem” Days Gone, bez którego poczynania Deacona byłby znacznie trudniejsze. Na jednośladzie spędzamy sporo czasu podczas misji, ale głównie w ten sposób eksplorujemy świat.
Model jazdy motocyklem jest po prostu świetny. Pojazd zachowuje się naprawdę naturalnie, a jazda nim sprawia olbrzymią frajdę. Opanowanie jednośladu jest łatwe - przyspieszamy, zwalniamy, używamy dopalacza oraz szybkiego hamulca, umożliwiającego wprowadzenie motocyklu w kontrolowany poślizg lub szybkie zwroty.
Bardzo ważne jest także kontrolowanie maszyny podczas skoków. Analogiem ustawiamy pojazd w locie, aby wylądował na obu kołach i pod odpowiednim kątem. W przeciwnym wypadku musimy liczyć się nawet z uszkodzeniem sprzętu.
Motocykl musimy także samodzielnie tankować. Benzynę zdobywamy przeczesując porzucone budynki - paliwo znajduje się w czerwonych kanistrach. Jeśli przegapimy moment dobry do tankowania, musimy pozostawić pojazd i kontynuować poszukiwania pieszo, narażając się tym samym na ataki zainfekowanych.
Tych jest kilka rodzajów, o czym informowały już zwiastuny przedpremierowe gry. Z każdym rodzajem przeciwnika musimy zastosować inną taktykę, co świetnie urozmaica rozgrywkę.
Wszystkie te aspekty sprawiają, że wykreowany świat jest naprawdę autentyczny, choć twórcy postawili także na sporo uproszczeń. Odnalezienie amunicji nie jest takie trudne, a na minimapie otrzymujemy naprawdę sporo przydatnych informacji. Pomimo wszędobylskich zainfekowanych rozgrywka potrafi być dzięki temu po prostu relaksująca.
Największą siłą Days Gone może okazać się fabuła. Postacie są charakterystyczne, a historia początkowo nie mówi wszystkiego bezpośrednio. W trakcie przygody spotykamy też innych ludzi, głównie w obozach pracy, które służą również jako tymczasowe bazy, gdzie sprzedajemy łupy i dokonujemy ulepszeń.
Wciąż jednak nie poznaliśmy gry dostatecznie mocno, aby stwierdzić, że zaprezentuje fabularne wyżyny. Produkcja jest jednak na dobrej ku temu drodze.
Na pochwałę zasługuje także naprawdę solidny dubbing, choć z pewnymi niedociągnięciami. Przykładowo, podczas wspólnej jazdy motocyklem nasz bohater - co jest naturalne - krzyczy, a towarzysz mówi, jakby znajdował się w cichym pomieszczeniu.
Days Gone nie odkrywa koła na nowo, stawiając na sprawdzone i dopracowane mechanizmy. Klimat gry jest fenomenalny, a „amerykańskość” wylewa się momentami z ekranu. Zapowiada się solidna, męska przygoda dla fanów porządnych gier akcji.