Graliśmy w Devil May Cry 5 - powrót króla slasherów
Nero w akcji.
Na zakończenie grywalnego dema Devil May Cry 5 na ekranie wyświetlił się napis „Devil May Cry powróciło” - i tak w skrócie można podsumować najnowszą odsłonę cyklu. Zapowiada się prawdziwa gratka dla wielbicieli klasycznych odsłon serii.
Gra przypomina bowiem główne odsłony DMC, a nie przygotowaną w 2013 roku przez Ninja Theory próbę restartu cyklu. Mamy podobne animacje, dźwięki, kwestie wypowiadane podczas walki czy po prostu główne założenia rozgrywki.
Podczas 20-minutowego dema mieliśmy okazję wcielić się w Nero, który przemierzał zniszczone, ponure ulice i walczył z pomniejszymi demonami, by wreszcie stawić czoła wielkiemu Goliatowi - ale o tym za chwilę.
Walka tą postacią w Devil May Cry 5 opiera się w znacznej mierze na jednej z największych nowości, czyli wykorzystaniu mechanicznej ręki bohatera. Nero może do niej przytwierdzać znalezione po drodze przedramienia. To tak zwane Devilbreakery (Diabłołamacze), z których każdy charakteryzuje się innym sposobem działania.
Mamy gadżety wykorzystujące elektryczną falę uderzeniową, mini-rakitenicę czy dłoń zwiększającą siłę chwytu. Do każdego Devilbreakera trzeba się przyzwyczaić, ale efektywne używanie mechanicznej ręki zamieni Nero w istnego tancerza na polu walki.
Jest jednak haczyk - Diabłołamacze się zużywają. O ile z podstawowych ataków możemy korzystać do woli, o tyle te mocniejsze (wykonywane przytrzymaniem przycisku i puszczeniem w odpowiednim momencie) nie są nieograniczone. Otrzymujemy bowiem 3 lub 4 takie ciosy na jedno przedramię. Dodatkowo, jeżeli otrzymamy obrażenia podczas ataku, Nero również traci jeden silny atak z dostępnej puli.
Każdy z ciosów robi niesamowite wrażenie wizualne. Zobaczymy znacznie więcej efektów cząsteczkowych, a walka to prawdziwa symfonia żywych kolorów, dźwięków oraz kształtów - chociażby wtedy, gdy Nero na ułamek sekundy materializuje w powietrzu pokaźnych rozmiarów demoniczną dłoń i poraża przeciwników przed sobą. Nie można też odmówić twórcom pomysłowości - bohater może wsiąść na jeden z Devilbreakerów i korzystać z niego jak z powietrznej deskorolki, robiąc sztuczki i raniąc demony.
Należy jednak zwrócić uwagę, że nie możemy przełączać się między rękami na żądanie. Nero zbiera gadżety porozrzucane w różnych miejscach mapy i buduje kolekcję. W każdej chwili widzimy kolejkę Devilbreakerów, których będziemy używać, ale nie istnieje możliwość wyboru. Jedyne, co możemy zrobić, to zdetonować aktualnie przytwierdzonego Diabłołamacza i skorzystać z następnego w kolejce lub we wspomniany sposób zrobić miejsce dla nowego, którego nie mogliśmy zebrać przez brak miejsca.
Takie ograniczenie wymusza nauczenie się pewnego stylu rozgrywki, bo nie możemy dopasować ciosów do sytuacji. Wręcz odwrotnie, to gracz musi dostosować się do noszonego obecnie Devilbreakera. W ostateczności można go poświęcić, zadając pewne obrażenia od wybuchu i wybierając następną rękę w kolejce.
Walka w Devil May Cry 5 to jednak nie tylko wspomniane gadżety. Wymachujemy ogromnym mieczem, strzelamy z pistoletów i przyciągamy się do wrogów, wystrzeliwując dłoń z linką - wszystko, co znamy z poprzednich odsłon, tylko w odświeżonej, nowoczesnej i szczegółowej oprawie. Dotyczy to także uników, które nie przypominają tych z rebootu DMC, a klasycznej serii. Bohater nie tyle odskakuje więc na bok, co bardziej wyskakuje do góry.
Unik wymaga też uprzedniego zaznaczenia wroga, a więc użycia trzech przycisków (zaznaczenie, kierunek i skok). To może sprawić kłopot osobom przyzwyczajonym do uników wykonywanych w bardziej naturalny sposób. Warto też przypomnieć, że postać nie jest nietykalna podczas animacji uskoku. Jeżeli cios dosięgnął bohatera - otrzymuje obrażenia.
Boss, z którym mieliśmy szansę powalczyć, to Goliat - wielki stwór, który na torsie ma coś w rodzaju dodatkowej paszczy. Powraca stosunkowo wysoki poziom trudności i pasek zdrowia przeciwnika rozciągający się na szerokości niemal całego ekranu. Różnicę kolejny raz robią Devilbreakery. Warto korzystać z gadżetów podczas walki z olbrzymem, bo na arenie umieszczono dodatkowe mechaniczne ręce. Reszta to standardowe unikanie ciosów i balansowanie między atakami na ziemi i w powietrzu.
Pod względem rozgrywki Devil May Cry 5 nie wydaje się być rewolucją, choć wspomniany mechanizm wymiennych gadżetów zmienia nieco styl walki. Wciąż jest to jednak gra, która jest na tyle podobna do „starych” odsłon serii, że z pewnością spodoba się ich miłośnikom.