Graliśmy w Dreadnought
Bitwy kosmicznych kolosów.
Trwają zamknięte testy sieciowego Dreadnought. Spędziliśmy z wczesną wersją kilkanaście godzin, by przekonać się, że miłośnicy kosmicznych i taktycznych bitew mają na co czekać.
Wystarczy parę chwil, a dostrzegamy, że model rozgrywki przypomina podstawy gier takich jak World of Tanks czy War Thunder. Najbliżej produkcji studia Yager jest chyba do World of Warships - choć wystarczająco się od niej odróżnia. Otoczka science-fiction ma tu duże znaczenie.
Bierzemy więc udział w pojedynkach dwóch drużyn. Każdy zespół to pięć statków kosmicznych, ale nie byle jakich. Nie są to zwykłe myśliwce, ale w większości przypadków ogromne i dosyć powolne behemoty, obok których jednoosobowe pojazdy wyglądają jak komary.
Starcia nie są szczególnie dynamiczne. Liczy się przede wszystkim odpowiednie ustawienie okrętu, wykorzystywanie przeszkód terenowych jako osłon, przewidywanie ruchów wroga i poprawne korzystanie ze wszystkich zdolności.
Gadżety i broń specjalna to elementy, które odróżniają Dreadnought od wspomnianych wcześniej gier przedstawiających bitwy maszyn z drugiej wojny światowej. Jednostki mogą być bardzo zróżnicowane, co znacząco wpływa na przyjemność z zabawy.
W jednej rundzie możemy na przykład skupić się na sterowaniu powolnym i ciężko opancerzonym statkiem prowadzącym ostrzał na długim dystansie, by w kolejnej wybrać latający pojazd, którego główną rolą jest naprawianie sojuszniczych statków.
Są także lżejsze - choć cały czas potężne - maszyny. Mogą być wyposażone w dopalacz i narzędzie do aktywacji kamuflażu, by ułatwić w miarę szybkie okrążenie przeciwników i zaskoczenie ich z flanki lub od tyłu.
Specjalne ataki są przeróżne. Może to być salwa z dział bocznych, wystrzelenie naprowadzanych pocisków albo torpedy, czy nawet włączenie wiązek elektrycznych rażących pobliskich wrogów. Broń podstawowa to także kilka wariantów - od ciężkich karabinów i wyrzutni plazmowych po lasery.
Mamy też dostęp do różnych systemów obronnych. Każdy może aktywować tarczę energetyczną, ale poza tym statki wyposażone bywają w ochronne pole niszczące nadlatujące rakiety czy lasery, które przez pewien czas je „wyłapują”.
Lokacje są zróżnicowane - czasem potyczka toczy się nad powierzchnią planety, a czasem w przestrzeni kosmicznej. Zdarza się więc, że nasze ruchy są ograniczane, a wroga trudniej zaskoczyć. Dookoła zawsze jednak znajdziemy wystarczającą liczbę różnych obiektów, za którymi można się schować.
Oprawa robi wrażenie, a produkcja działa zadowalająco, pozwalając cieszyć się komfortową rozgrywką. Widoki są imponujące, a podczas pierwszych gier często przyłapujemy się na podziwianiu scenerii. Dźwięki okrętów i wszystkich broni świetnie oddają klimat bitew.
Finalna wersja gry będzie dostępna za darmo. Beta sugeruje, że zabawa bez płacenia będzie możliwa i komfortowa, choć oczywiście zbieranie waluty na droższe statki potrwa dłużej niż natychmiastowe wykupienie okrętów. Ulepszanie jednostek będzie też nieco bardziej monotonne, chyba że w trakcie testów proces zostanie jeszcze usprawniony i przyspieszony.
Dreadnought to porządna dawka kosmicznych starć, które nie wymagają od gracza niezwykłej zręczności i refleksu. To raczej propozycja dla miłośników bardziej taktycznych bitew, którzy chcą poczuć się jak dowódca potężnego okrętu. Model Free to Play pozwoli każdemu przekonać się, czy taki styl zabawy mu odpowiada.