Graliśmy w Prey - połączenie Deus Ex i BioShock
Twórcy Dishonored w formie.
Nowy Prey wydaje się być hołdem dla najciekawszych gier FPP w historii - serii BioShock, Half-life, Deus Ex i oczywiście Dishonored. Pierwsza godzina kolejnej produkcji studia Arkane prezentuje się naprawdę obiecująco.
Morgan Yu ma trochę z doktora Freemana - jego pierwszą bronią jest klucz francuski, a pełzające, cieniste stworki, które napotkamy na początku przygody, momentami przypominają Headcraby. Gdyby jednak flagowi przeciwnicy bohatera Half-Life potrafili zmieniać się w krzesła, kubki czy pojemniki na śmieci, byliby zdecydowanie bardziej przerażający.
Wystarczy kilka minut przemierzania korytarzy ośrodka zaatakowanego przez kosmitów, by znienawidzić wszelki sprzęt biurowy i zacząć okładać francuzem napotkane elementy wyposażenia. Czworonożne cienie są nie do odróżnienia od normalnych przedmiotów, dopóki nie zaatakują. Są też na tyle sprytne, że jeśli nie mają przewagi liczebnej, potrafią uciec z pomieszczenia i zakamuflować się gdzieś indziej.
Paranoiczny nastrój wzmaga muzyka Micka Gordona, który w ubiegłym roku stworzył fantastyczny soundtrack do najnowszego Dooma. Gwałtowne zmiany tempa i świetnie dobrane motywy sprawiły, że pierwsze spotkania z humanoidalnymi cieniami znacząco podnoszą puls. Szczególnie, że teleportujące się Fantomy wydają się być całkiem bystre, a gdy uciekają, by zregenerować siły, oprawa dźwiękowa buduje nerwowy nastrój.
Klucz francuski nie jest oczywiście naszym jedynym argumentem przeciwko obcym. Podczas pierwszej godziny zabawy znajdziemy też klasyczną strzelbę, pistolet na ładunki elektryczne oraz kuszę, która służy bardziej za narzędzie do odwracania uwagi niż broń.
Jest także glue gun strzelający szybko stygnącym klejem, który nie tylko zamraża wrogów, ale otwiera też dostęp do wielu trudno dostępnych miejsc. Z jego pomocą możemy pominąć część przeszkód i wdrapywać się po ścianach. Szukanie okazji, by skorzystać z tego marzenia każdego budowlańca, to zabawa sama w sobie.
To tylko jeden ciekawy gadżet z arsenału, jaki wykorzystamy podczas gry. W trakcie pokazu nie mieliśmy, co prawda, dostępu do talentów obcych, więc nie dane nam było oglądać świata z perspektywy kubka czy krzesła, jednak nawet „ludzkie” zdolności - takie jak hakowanie, naprawianie czy podnoszenie ciężkich obiektów - otwierają sporo możliwości interakcji z otoczeniem.
Niemal każdą przeszkodę możemy pokonać na kilka sposobów. Wszędzie czekają uszkodzone elementy wyposażenia, które można zreperować. Jeśli nie uda nam się znaleźć odpowiedniego klucza lub kodu do drzwi, możemy spróbować hakowania. Do niektórych obszarów dostaniemy się przesuwając blokującą drogę szafę czy automat z napojami, a do tego stacja kosmiczna posiada własną sieć szybów wentylacyjnych, bez problemu mieszczących człowieka.
Na temat fabuły, póki co, wiadomo niewiele. Morgan budzi się w pięknym, dobrze nasłonecznionym pokoju, odwiedza centrum szkoleniowe, gdzie szykuje się do lotu w kosmos, a potem sprawy zaczynają się komplikować.
Bohater przechodzi serię mocno nietypowych testów, później natomiast otrzymujemy lekki zarys tego, co nas czeka. Stacja kosmiczna, obcy, nieudany eksperyment - nie jest wesoło. Patrząc na liczbę maili do przeczytania i ilość informacji do zdobycia, wydaje się, że Prey zachowuje całkiem sensowny balans między akcją a narracją.
Do premiery zostało jeszcze kilka miesięcy - gra ukaże się na początku maja - jednak już w tej chwili wyraźnie widać, że Arkane Studios tworzy jednego z pretendentów do tytułu najlepszej produkcji 2017 roku.