Graliśmy w Until Dawn
Trzy godziny z interaktywnym horrorem na PS4.
Opuszczone górskie schronisko na odludziu i grupa nastolatków - to idealna okazja dla każdego szanującego się psychopatycznego mordercy. A w dodatku to także dobry scenariusz na interaktywną opowieść.
Until Dawn jest właśnie tego typu historią, której przebieg kontrolują gracze. W warszawskiej siedzibie Sony mieliśmy okazję spędzić z produkcją studia Supermassive Games trzy godziny, by przekonać się, że posiadacze PS4 mogą liczyć na ciekawe połączenie rozgrywki w stylu Heavy Rain z klimatem horrorowych slasherów.
Przygoda rozpoczyna się mocnym uderzeniem. Grupa młodych ludzi spędza parę dni z dala od rodzin i cywilizacji, imprezując w hotelu w górach. Zabawę przerywa jednak pewna tragedia - dwie siostry w tajemniczych okolicznościach, znanych tylko graczowi, przepadają bez śladu.
Rok później nastolatkowie ponownie odwiedzają ośrodek, głównie za namową brata zaginionych dziewczyn. Szybko okazuje się, że ktoś uważnie śledzi gości. Sadystyczny morderca chce zabawić się kosztem młodzieży. Jakby tego było mało, w okolicy czai się jeszcze inne niebezpieczeństwo, o którym jednak lepiej nie wspominać - w przypadku gier tego typu nie można zdradzać zbyt wiele.
Wprowadzenie i pierwsze rozdziały nie są może wybitne, ale na pewno odpowiednio przedstawiają wszystkich bohaterów i intrygują. Mamy ochotę poznawać dalszy ciąg opowieści, by doczekać się odpowiedzi na wiele istotnych pytań. Napięcie stopniowo rośnie, a atmosfera staje się coraz bardziej tajemnicza.
Bohaterów jest ośmiu, przez co - siłą rzeczy - żadnego nie poznajemy naprawdę dobrze. Twórcom udaje się jednak wystarczająco nakreślić osobowości nastolatków. Szybko wyrabiamy sobie konkretny stosunek do różnych postaci, co wpływa na nasze wybory w trakcie gry.
Przejmujemy kontrolę nad wszystkimi, co jakiś czas wcielając się w innego nastolatka, nie wybieramy jednak danej osoby samodzielnie. Nasze decyzje i działania są istotne. Nie chodzi tylko o zmieniające się relacje między bohaterami czy inne opcje dialogowe, ale nawet o kwestie życia i śmierci. Może się zdarzyć, że ktoś przez nas zginie, co na szczęście nie jest równoznaczne z końcem przygody i powrotem do ostatniego punktu zapisu. Historia toczy się dalej - i to wydaje się być właśnie w Until Dawn najciekawsze.
Oczywiście nie sposób stwierdzić, jak duży wpływ ma nieobecność niektórych bohaterów na dalszy przebieg fabuły - by to uczynić, trzeba zagrać w pełną wersję co najmniej dwukrotnie. Ważne jednak, że wybory sprawiają wrażenie naprawdę znaczących, a często też nie są oczywiste. Dokonujemy ich nie tylko w trakcie rozmów, ale też podczas rozgrywki - na przykład wybierając jedną z dwóch ścieżek w lesie, biegnąc na ratunek koleżance.
Styl zabawy przypomina rozwiązania zastosowane w grach takich jak Heavy Rain czy Beyond: Dwie Dusze. Sterujemy postacią z perspektywy trzeciej osoby, swobodnie poruszamy się po kolejnych częściach lokacji, możemy wchodzić w interakcję z niektórymi przedmiotami.
Uważne obserwowanie otoczenia jest nagradzane, ponieważ co jakiś czas na naszej drodze pojawią się różne poszlaki, które pomogą lepiej zrozumieć fabułę. Znajdziemy także specjalne przedmioty zwane totemami. Dzięki nim ujrzymy krótkie fragmenty wydarzeń z przyszłości, a w efekcie - będziemy bardziej czujni. Wizje tego typu mogą być zarówno wskazówkami, jak też ostrzeżeniami. Co ciekawe, wcale nie muszą się spełnić - wszystko zależy od wcześniejszych wyborów.
Co jakiś czas musimy też polegać na refleksie. W dynamicznych scenach, choćby w trakcie ucieczki, nie mamy pełnej kontroli nad bohaterem. Należy wtedy wyłącznie uważnie obserwować ekran i szybko reagować na wyświetlane ikony. Popełniane w takich chwilach błędy wpływają na kształt przygody. W niektórych scenach system ten jest irytujący. Niezbyt miło wspominam pewną wspinaczkę, którą musiałem rozpoczynać od nowa trzykrotnie przez jeden nieudany chwyt.
Natomiast szczególnie intrygujący okazuje się aspekt rozmów z terapeutą, w których uczestniczymy pomiędzy rozdziałami. To niezwykle dziwne przeżycie - od początku mamy wrażenie, że nie jest to zwykły psycholog czy psychiatra. Sesjom towarzyszy niepokojąca atmosfera, a sam doktor zwraca się bezpośrednio do nas, do gracza, a nie do jakiejś postaci. Te sceny to naprawdę świetny pomysł na budowanie tajemniczego, przejmującego klimatu.
Oprawa wizualna pozostawia trochę do życzenia. Twarze postaci są co prawda wysokiej jakości, świetnie przedstawiono emocje bohaterów. Tekstury i niektóre modele to już często nieco gorszy poziom, a na krawędziach obiektów dostrzega się „ząbkowanie”. Niepokojące są także spadki liczby klatek na sekundę w niektórych fragmentach - pozostaje mieć nadzieję, że to kwestia niedopracowania udostępnionego dema.
W Until Dawn najważniejsza jest fabuła, dlatego trudno oceniać produkcję na podstawie fragmentu. Jeżeli pełna wersja zaoferuje ciekawe zwroty akcji i pozwoli nieco bardziej poznać bohaterów, mroczna opowieść może okazać się wartą uwagi dla miłośników gatunku.