Skip to main content

Graliśmy w Warhammer 40k Space Marine 2. W tej grze przyda się wsparcie

Zbierz Braci i ruszaj do boju ku chwale Imperatora.

OPINIA | Przez ostatnie kilka dni miałem okazję testować Warhammer 40k: Space Marine 2, czyli długo wyczekiwany sequel kultowej gry akcji sprzed ponad dekady. Dostarczone przez wydawcę demo pozwoliło przetestować jedynie skromną część szykowanej zawartości, ale zrobiło na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Niestety, dostrzegłem też kilka problemów.

W grze znajdziemy zarówno kampanię fabularną, pozwalającą nam poznać dalsze losy kapitana Demetriana Titusa, jak i szereg samodzielnych misji bojowych, w których wcielamy się we własnoręcznie spersonalizowanego Marine. Naszą postać możemy przypisać do jednej z kilku klas, które różnią się rolą na polu bitwy oraz zestawami wyposażenia i umiejętności. Wydaje mi się, że to właśnie ten drugi moduł będzie stanowił dla większości graczy główną atrakcję produkcji, po przejściu kampanii jako formy „rozgrzewki”.

Zobacz na YouTube

Space Marine 2 to pozycja trudna i niewybaczająca błędów. Chociaż nieskromnie uważam się za osobę dobrze zaprawioną w grach akcji, to w przypadku najnowszej produkcji Saber Interactive musiałem obniżyć początkowo wybrany Wysoki poziom trudności na Normalny, ale nawet wówczas produkcja stanowiła wyzwanie. Posiadana przez nas pula zdrowia i pancerza nie jest duża, także każdą pojawiającą się przed nami grupę wrogów należy traktować jak poważne, śmiertelne zagrożenie.

Na wytrzymałość postaci składa się energia pancerza oraz pasek życia. To pierwsze możemy odnowić poprzez wykonywanie efektownych i brutalnych finisherów na ogłuszonych wrogach, podobnie jak ma to miejsce np. w nowych odsłonach serii Doom. W przypadku regeneracji zdrowia ograniczeni jesteśmy głównie do znajdywanych sporadycznie apteczek, chociaż czasem utracone punkty HP możemy odzyskać także poprzez wykonanie ciosu specjalnego zaraz po otrzymaniu obrażeń.

Zależnie od wybranej przez nas klasy postaci, w grze będziemy posługiwali się zarówno bronią białą (klasyczne miecze, miecze łańcuchowe i rękawice wspomagane), jak i bronią poboczną i główną, wśród której dominują kultowe Boltery w różnych formach. Czasami otrzymujemy też dostęp do specjalnego wyposażenia, takiego jak plecak odrzutowy, sztandar odnawiający pancerz lub tarcza zastępująca całkowicie slot na karabin, ale ułatwiająca parowanie ciosów.

Naszymi głównymi przeciwnikami podczas zabawy są insektoidalni Tyranidzi.

Sam system walki jest satysfakcjonujący, ale wymaga od gracza porzucenia pewnych przyzwyczajeń. Dość szybko zrozumiałem, że rzucanie się na hordę wrogów, wymachując olbrzymim mieczem na prawo i lewo, nie jest najlepszą taktyką. Zamiast tego lepiej utrzymywać przeciwników na dystansie tak długo, jak to tylko jest możliwe, zanim ograniczone zasoby amunicji nieubłaganie zmuszą nas do przejścia do starcia wręcz.

Domyślny układ sterowania daje nam szybki dostęp do przycisku strzału i zamachnięcia się mieczem (w przypadku myszy jest to odpowiednio lewy i prawy przycisk) ukrywając np. precyzyjne celowanie pod rzadziej używanymi klawiszami. W ten sposób tytuł zachęca do żwawych i energicznych starć, zamiast obierania przez graczy bardziej metodycznego i strategicznego podejścia.

Rzucane przeciwko nam hordy wrogów nie idą może w setki, ale kilkadziesiąt wrogów na ekranie może nie być rzadkością. Z tego względu nawet grupa podstawowego „mięsa armatniego” musi być traktowana poważnie, bo może nas łatwo przytłoczyć. Oprócz tego po polu bitwy cały czas krążą także silniejsze warianty przeciwników, wśród których nawet pojedyncza jednostka stanowi śmiertelne zagrożenie.

W trakcie walki łatwo wchodzimy więc w pewien rytm bądź nawet trans bojowy, reagując na sytuację w walce bardziej instynktownie niż rozważnie. Starcia pochłaniają gracza całkowicie i kilka razy mi się zdarzyło, że nawet nie zauważyłem w porę zmiany aktualnego celu misji.

Możliwość niemal dowolnej personalizacji naszego Kosmicznego Marine z pewnością zapewni dużo frajdy fanom uniwersum.

Tytuł opracowano z myślą o zabawie w kooperacji z innymi graczami, jednak możliwa jest także zabawa w pojedynkę - wówczas nasz oddział wypełnią po prostu boty. Zdecydowanie nie jest to jednak sposób rozgrywki, jaki bym zalecał. Sztuczna inteligencja kompanów nie jest rozbudowana, a poza byciem „dodatkowymi spluwami” i okazjonalnym reanimowaniu naszej postaci nie oferują oni zbyt dużej pomocy przy wykonywaniu zadań.

Wspomniane misje specjalne są dość długie, co z pewnością można uznać za plus, ale żeby je zaliczyć, trzeba je przejść od początku do końca bez porażki. Śmierć przy jednym z ostatnich celów jest więc bardzo frustrująca. Z tego też powodu zdecydowanie lepiej jest ruszyć do walki w towarzystwie żywych graczy, na których jakkolwiek można polegać oraz liczyć, że wykażą się własną inicjatywą przy wykonywaniu celów zadań.

Dostępne w grze zadania, przynajmniej w przypadku dostarczonej wersji demonstracyjnej, nie wydają się przejawiać dużego potencjału do ponownego ich przechodzenia po jednorazowym ukończeniu. Nie zauważyłem tu zbyt wielu (jeśli w ogóle) elementów losowych, które wprowadzałyby nieco świeżości do kolejnych podejść, a zamiast tego każda misja za każdym razem przebiegała tak samo.

Niezbyt podobał mi się także brak różnorodności w kwestii samych celów do wykonania na mapie. W praktyce poruszamy się od jednego punktu do drugiego, za każdym razem walcząc z mniejszym lub większym oddziałem wrogów. Czasami dowództwo wymaga od nas pokonania hordy przeciwników w danym punkcie, innym razem musimy bronić wskazanego obiektu przez nacierającymi siłami nieprzyjaciela. Sporadycznie tylko musimy przy okazji wejść w interakcję z konsolą lub przełącznikiem.

Tytuł pozwala nam toczyć bitwy w różnorodnych lokacjach, od ludzkich metropolii, aż po dzikie planety porośnięte gęstymi lasami.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że od kooperacyjnej strzelanki trudno wymagać np. rozwiązywania zagadek środowiskowych w ferworze bitwy. Mam jednak wrażenie, że podobne gatunkowo produkcje, jak Left 4 Dead czy seria Warhammer: Vermintide oferowały pod względem stawianych przed graczem wyzwań nieco mniej monotonii.

Poruszyłem jednak ten cały wątek, ponieważ najwyraźniej gra mimo wszystko będzie wymagać od graczy grindowania tych samych identycznych misji po kilka razy, aby rozwinąć naszą postać. Na ten moment postrzegam to jako największą wadę produkcji, która niestety wielu graczom po przejściu kampanii fabularnej może się najzwyklej w świecie szybko znudzić.

Wracając natomiast do samego trybu fabularnego, to jego akcja rozgrywa się wiek po wydarzeniach z pierwszej odsłony Space Marine. Kapitan Titus zostaje zwolniony z więzienia Inkwizycji i oczyszczony z zarzutów o herezję. Nie powraca jednak do legionu Ultramarines, a zamiast tego - jako formę pokuty za zhańbienie swojego zakonu - przyłącza się do niesławnej frakcji Deathwatch zajmującej się polowaniem na kosmitów mogących zagrażać ludzkości.

Całą kampanię możemy też oczywiście rozgrywać samodzielnie lub w trybie kooperacji z maksymalnie trzema graczami. Może służyć ona za punkt startowy dla osób, które nie miały wcześniej dużego doświadczenia z uniwersum, jednak posiadanie już pewnego poziomu wiedzy przed przystąpieniem do zabawy z pewnością się przyda. Tytuł nie wyjaśnia nam od początku szerszego kontekstu konfliktu, w którym uczestniczy nasza postać. Sam znając świat Warhammera tylko pobieżnie czułem się nieco zagubiony pośród wydarzeń, w których wir rzuca nas gra.

Tytuł całkiem sprawnie oddaje skalę bitew, w których uczestniczymy.

Pod względem technicznym Space Marine 2 prezentuje się całkiem dobrze. Nie mam nic do zarzucenia w kwestii optymalizacji, a kiedy już dołączyłem do zabawy, to nie trafiłem na żadne krytyczne błędy. No właśnie: „kiedy już dołączyłem”. Jedynym naprawdę irytującym problemem była niska stabilność serwerów gry. Kilkukrotnie zdarzyło mi się, że czekałem dobrych kilka minut na ekranie ładowania misji tylko po to, by na koniec wyrzucono mnie do menu z powodu utraty połączenia z serwerem.

Grę można też co prawda uruchomić w trybie offline z poziomu stosownej opcji w launcherze Steam, jednak tytuł poinformuje nas wówczas, że wszystkie postępy dokonane bez łączności z siecią zostaną utracone. Powoduje to, że opcja taka, chociaż jest dostępna w grze, to wydaje się całkowicie bezużyteczna.

Podsumowując, Warhammer 40k Space Marine 2 zapowiada się na całkiem solidną produkcję, jednak kierowaną przede wszystkim do zagorzałych fanów uniwersum. Zbyt mała różnorodność w rozgrywce i brak odpowiedniego wprowadzenia do złożonego świata przedstawionego może jednak szybko zniechęcić wielu nowicjuszy. Pozostaje mi trzymać kciuki, że deweloperzy z czasem rozbudują tytuł w kolejnych aktualizacjach i DLC. Wtedy grę z pewnością będzie mi znacznie łatwiej polecić szerszemu gronu odbiorców.

Warhammer 40k: Space Marine 2 trafi do sprzedaży już 9 września tego roku na PlayStation 5, Xbox Series X/S oraz na komputerach poprzez platformę Steam.

Zobacz także