Skip to main content

Graliśmy w Watch Dogs Legion - świetna ewolucja serii

Hakerska zabawa w pięknym mieście.

Na początku lipca mieliśmy przyjemność uczestniczyć w interaktywnym pokazie Watch Dogs Legion, zorganizowanym dzięki „chmurze”. Bez pobierania czy instalacji chwyciliśmy kontroler, przenosząc się do wirtualnego Londynu i własnoręcznie sprawdzając, jak prezentuje się trzecia odsłona hakerskiej serii.

W trakcie dema udostępniono pełną mapę, w tym sporo aktywności pobocznych i kilka zadań głównych. Całkowita wolność oznaczała, że mogliśmy swobodnie korzystać z systemu, z którego Legion zasłynął jeszcze długo przed premierą - możliwością werbowania w szeregi organizacji DedSec dowolnego mieszkańca Londynu, a następnie przejmowania nad nim kontroli.

Jeżeli uchronimy kogoś przed aresztowaniem, chętniej dołączy do hakerskiej organizacji

Realizacja pomysłu pod pewnymi względami jest naprawdę imponująca. Jeżeli musimy dostać się na teren budowy, który pozostaje pod obserwacją wroga, wystarczy, że w naszej drużynie znajdziemy pracownika budowy, by wolniej wzbudzać podejrzenie u przeciwników. Cześć zadania fabularnego można wykonać w skórze jednej postaci, a kontynuować po przejęciu kontroli nad inną, nie zaburzając płynności i rozpoczynając od miejsca, w którym przerwał poprzedni haker. Dzieje się tak również w przypadku „śmierci” podczas questa - zadanie zostaje przypisane innemu członkowi DedSec, przy czym jest on informowany, że poprzednik trafił do szpitala.

Ten system ma jednak jedną poważną wadę, ponieważ jest odpowiedzialny za spłycenie warstwy fabularnej, a szczególnie kwestii wypowiadanych przez kontrolowane postacie. Każdemu mieszkańcowi Londynu jest bowiem przypisywany jeden typ osobowości, któremu odpowiadają też różni aktorzy głosowi. Mnogość obsady sprawiła, że kwestie dialogowe wypowiadane przez bohaterów nie mogły być zbyt skomplikowane. Nawet w trakcie zadań głównych są to jedynie krótkie komentarze pozbawione głębi lub docinki słowne kierowane w stronę przeciwników.

„Prawdziwymi” głównymi bohaterami opowieści wydają się natomiast przesiadujący w bazie najważniejsi członkowie DedSec - w tym nieco zbyt sarkastyczna sztuczna inteligencja - z którymi utrzymujemy ciągły kontakt głosowy. Te postacie odzywają się znacznie częściej i dłużej niż kierowane przez gracza osoby, a głosów użyczyli im aktorzy wyraźnie bardziej doświadczeni niż obsada odpowiedzialna za „zwykłych” mieszkańców Londynu.

Pracownica budowy lecąca na dronie przemysłowym w masce świni - na pewno nie wzbudzi to podejrzeń

Sprawia to, że w Watch Dogs Legion czujemy się trochę jak pozbawiony charakteru szeregowy NPC, który tylko od czasu do czasu przerywa wywód „prawdziwym” protagonistom, wtrącając krótkie zdanie, nie wnoszące zbyt wiele do rozmowy. System przejmowania postaci jest więc interesujący, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że gra traci na nim zbyt wiele, bo z bohaterami o tak płytkich emocjach naprawdę trudno się utożsamić.

To jednak koniec złych wiadomości. Wszystkie inne elementy Watch Dogs Legion są świetnym - choć nie rewolucyjnym - rozwinięciem pomysłów z „dwójki”. Ignorując iście filmową umowność hakowania, natychmiast wciągniemy się w rozgrywkę, która jest tutaj jedną wielką zabawą, wypełnioną pomysłowymi rozwiązaniami.

Na pierwszy plan wysuwa się swoboda działania. Misje zazwyczaj tylko pobieżnie określają główny cel, najczęściej wskazując miejsce, do którego trzeba się dostać lub zhakować. To, jak wypełnimy zadanie, zależy tylko od naszej kreatywności. Trzeba znaleźć się na dachu budynku? Może przechwycić drona przemysłowego, wskoczyć na maszynę i polecieć nią wprost do celu? Może rzucić mechanicznym pająkiem za zamkniętą bramę, otworzyć ją od wewnątrz i skorzystać ze schodów? A może przekraść się między przeciwnikami i użyć podnośnika?

Zobacz na YouTube

Te przykłady brzmią dość trywialnie, ale w trakcie misji podejmujemy mnóstwo takich niewielkich decyzji, komponując własną, unikalną ścieżkę do celu. Przy odrobinie szczęścia można nawet „przechytrzyć” grę! W jednym z questów naszym zadaniem była kradzież furgonetki i wyjechanie pojazdem poza teren garażu strzeżonego przez wroga. Mimo że gra wyraźnie sugerowała, aby bohater spróbował przekraść się między przeciwnikami, wystarczyło otworzyć tylne przejście, a potem za pomocą smartfona zdalnie rozkazać pojazdowi cofnięcie się pod bramę, co umożliwiło szybkie wejście do auta i odjechanie jeszcze zanim ktokolwiek zdążył zauważyć intruza.

Wygląda więc na to, że większość misji w Legion będzie właśnie taką łamigłówką, którą można rozwiązać o wiele sprytniej, niż poprzez wyciągnięcie broni i eliminację wszystkich strażników - choć taka możliwość też istnieje. Trudno wyobrazić sobie lepszy sposób realizacji rozgrywki w Legion, niż właśnie poprzez budowanie takich niewielkich „placów zabaw” wypełnionych nie tylko wrogami, ale przede wszystkim możliwościami.

Grając w nową odsłonę Watch Dogs mieliśmy silne wrażenie, że gra powstała w służbie dobrej zabawy, a nie realizmowi czy opowiedzeniu przejmującej historii. Działania, których podejmują się hakerzy, oraz konstrukcję lokacji cechuje duża doza umowności - po wejściu w interakcję z zablokowanym zamkiem drzwi w „magiczny” sposób widzimy przewód elektryczny przez ściany, jednym dotknięciem ekranu smartfona jesteśmy w stanie przejąć niemal dowolne urządzenie, odblokowanie przejść wymaga rozwiązania łamigłówki w formie minigry, a w patrolowanych przez wrogów lokacjach z niewiadomych powodów ktoś porozrzucał elektryczne pułapki. Jest też „cyfrowa niewidzialność”, czyli zdolność, dzięki której przez krótką chwilę bohater jest niewykrywalny przez wrogów.

Miasto robi większe wrażenie niż San Francisco z „dwójki”

Wszystkie te mechanizmy są jednak elementami zabawy, które możemy swobodnie układać i przestawiać. Poznajemy zestaw reguł, którymi rządzi się ten cyfrowy świat, i musimy je dowolnie wykorzystać, realizując cel. Tolerowanie tej umowności może być oczywiście problemem dla osób, którym nie przypadły do gustu dwie pierwsze części cyklu, bo niemal wszystko jest rozwinięciem znanych rozwiązań, ale warto podejść do gry w odpowiedni sposób i dać się porwać zabawie.

Wrażenie zrobiło na nas również miasto, które jest właściwie głównym bohaterem samym w sobie - na pewno ciekawszym niż kierowane przez gracza postacie. Londyn w Watch Dogs Legion to reprezentacja niedalekiej przyszłości, ale na tyle odległej, by lokacja była znacznie bardziej interesująca niż w „jedynce” i „dwójce”.

Double-decker w nowoczesnym wydaniu

Trudno nie zatrzymać się na chwilę, by podziwiać futurystyczne wersje czarnych taksówek czy ozdobione świetlnymi akcentami piętrowe czerwone autobusy - symbole Wielkiej Brytanii. Uwagę przyciągają też latające nad głowami różne rodzaje dronów czy zachęcające do zakupów hologramy przed sklepami. Klasyczna, znana dziś architektura Londynu łączy się w Legion ze śmiałym i innowacyjnym budownictwem, malując osobliwy obraz, którego próżno szukać wśród innych gier.

Osobom, którym do tej pory nie było po drodze z hakerską serią, prawdopodobnie nie polubią Watch Dogs Legion. Pomijając jednak dość kontrowersyjny system przejmowania postaci, gra jest bardzo dobrą ewolucją cyklu. W tym otwartym świecie jest tyle możliwości osiągnięcia celu, że produkcja Ubisoftu jest kandydatem do najlepszej wirtualnej „piaskownicy” w historii gier.

Zobacz także