Skip to main content

Gram w remaster GTA 3. Jest gorszy od oryginału

A wystarczyło podbić rozdzielczość.

Odświeżona trylogia Grand Theft Auto to świetny przykład tego, jak łatwo można wzbogacić się na nostalgii. Przed premierą gracze masowo przewidywali, że zmiany względem oryginału ograniczą się do obsługi wyższych rozdzielczości oraz zwiększenia liczby wyświetlanych FPS-ów.

Nic z tych rzeczy. Otrzymaliśmy najeżonego błędami potworka, w którym na jedną poprawioną rzecz przypada pięć popsutych. Twórcy po premierze szybko poświęcili się naprawieniu błędów. Doceniam ten gest, biorąc pod uwagę fakt, że wydanie gry w takiej formie nie przeszkodziło w napędzeniu sprzedaży, której wyniki przewyższyły oczekiwania twórców.

Oczywiście nie mogłem sobie odpuścić szansy powrotu do Liberty City czy Los Santos i osobiście dołożyłem przysłowiową cegiełkę do tego wyniku finansowego. Ot, siła nostalgii. W pierwszej kolejności uruchomiłem przygody Claude’a poszukującego zemsty. Twórcy obiecywali między innymi ulepszoną grafikę z przebudowanym systemem oświetlenia, poprawione celowanie, a także wiele pomocy w stylu systemu GPS.

Użycie miotacza ognia przypomina stare, dobre czasy...

Oprawa wizualna to w zasadzie jedyny aspekt, wobec którego mam mieszane uczucia zamiast wyłącznie negatywnych. Zacznę od tego, co mi się spodobało, czyli gry świateł. Liberty City nocą, w strugach deszczu, potrafi prezentować się naprawdę przyzwoicie. Widać wtedy, czym odświeżona trylogia mogłaby być, gdyby twórcy włożyli w projekt więcej chęci. Mam jednak wrażenie, że nowe efekty świetlne to efekt Unreal Engine 4 i użycia gotowych rozwiązań oferowanych przez silnik.

Dowodem na poparcie tej tezy jest fakt, że światła oraz efekty odbicia zostały umieszczone w grze całkowicie bezmyślnie. Auto, z którego wysiadamy, po otwarciu drzwi mieni się światłem wychodzącym ze środka, a kałuża obejrzana pod odpowiednim kątem wygląda jak doklejona tekstura.

Jeśli mowa o grafice, to zastanawiam się, co chcieli pokazać twórcy, wydając produkt w tej formie. Nowe modele wyglądają jak stworzone przez algorytm do poprawy tekstur. Twarze w procesie wyostrzania straciły wszelkie detale, stając się brzydkimi bryłami pozbawionymi mimiki, a budynki i pojazdy, bez odpowiedniego oświetlenia, nie prezentują się lepiej niż 20 lat temu.

W zapowiedziach obiecano oprawę graficzną łączącą nowoczesność z klasyką. Mam wrażenie, że jest to slogan tłumaczący ponowne wydanie istniejącego dwie dekady hitu, przypudrowanego tylko kilkoma prostymi efektami świetlnymi.

Przebrnęliśmy jakoś przez pierwszą, lecz nie ostatnią falę rozczarowania. Pora na omówienie zmian w mechanice. Obietnice składane przed premierą pozwoliły mi stworzyć w głowie fałszywy obraz GTA V osadzonego w świecie „trójki”. Nie do końca jestem w stanie odpowiedzieć, co właściwie otrzymałem.

Strzelanie doczekało się teraz opcji celowania. Podczas korzystania z niej zauważyłem, że trafienie w dalsze obiekty jest bardziej precyzyjne, gdy poruszamy postacią, a nie trzymaną bronią. Biorąc pod uwagę stary mechanizm, który po latach wymagał pilnego odświeżenia, lepsze to niż nic.

Jeżeli chodzi o kierowanie pojazdów to tu nastąpił największy regres względem oryginału. Samochody zaczęły się zachowywać tak, jakby koła znajdowały się na środku podwozia, przez co boki pojazdu swobodnie falują na każdym zakręcie. Czy muszę wspominać, że dzięki temu zabiegowi wszelkie misje pościgowe oraz wymagające szybkiej jazdy stały się bardzo trudne, a momentami wręcz niemożliwe do ukończenia?

Tak się dziś robi remastery

Po falach frustracji przyszła mi do głowy pewna myśl. Może gra nie jest tak zła, jak mi się wydaje, a jedynie przez lata wyparłem z głowy wady oryginału? Pobrałem więc klasyczną grę z biblioteki Steam. Warto wspomnieć, że wyjątkowo cenną, gdyż twórcy - chcąc zachęcić do zakupu remake’u - zablokowali wszelką możliwość zakupu pierwotnej edycji.

Niestety, chwilę po uruchomieniu leciwej już trójki wiedziałem, że oryginał w niczym nie ustępuje odświeżonemu wydaniu, a momentami jest po prostu lepszy. Jazda autami jest bardziej naturalna i dopracowana, natomiast oprawa wcale nie wygląda o wiele gorzej. Jedynie świateł i odbić mniej.

GTA 3: Definitive Edition to przykład gry pozbawionej duszy, wydanej w celu szybkiego zarobku. Chciałbym powiedzieć, że źle się bawię i do tego tytułu nie wrócę. Jest to jednak nieprawda. Ukończę ten tytuł na wszystkie możliwe sposoby, następnie zrobię to samo z równie zepsutym Vice City oraz San Andreas. Ot, siła nostalgii…

Zobacz także