Skip to main content

Gry, w które mało kto wierzył. Ich twórcy dowiedli swego

Na przekór niedowiarkom.

Tworzenie gier wideo to zajęcie o wysokim stopniu ryzyka. Z jednej strony to rzemiosło, które wymaga wyspecjalizowanych zdolności, z drugiej - rynkowy produkt, od którego oczekuje się jakości współmiernej do zainwestowanych weń pieniędzy. Ale gry to też dzieła z pogranicza sztuki i rozrywki, których odbiór jest uzależniony od chwiejnych nastrojów i różnorodnych charakterów odbiorców. Nie ma tu więc mowy o prostym wzorze na sukces.

A jednak, mimo że efekt końcowy jest w branży gier zawsze wielką niewiadomą, w jedne tytuły wierzymy bardziej, a w inne mniej, niektórym kibicujemy, a inne mieszamy z błotem jeszcze zanim się ukażą. Te, o których piszę w niniejszym tekście, mają różną historię, ale każda z nich na jakimś etapie nie miała wielu sprzymierzeńców, a koniec końców, dzięki wytrwałości i ciężkiej pracy twórców, zdobyła zasłużone uznanie.

Terminator: Resistance (2019)

Polski Teyon to prawdziwy weteran branży, który w 2026 roku będzie celebrować dwudziestolecie swojego istnienia. Ale choć twórcom z krakowskiego studia ambicji i pracowitości odmówić nie można, to jednak nie zawsze mieli powody do świętowania. Gdy w 2014 roku ukazał się Rambo: The Video Game, ich growa adaptacja kultowej serii filmów akcji z Sylvestrem Stallonem w roli tytułowego komandosa, świat wstrzymał oddech. A zaraz potem eksplodował śmiechem.

Akcja Terminatora: Resistance rozgrywa się niedługo po wydarzeniach z Dnia sądu, czyli drugiej części filmowej sagi

Choć tytuł nieustannie pojawia się w niemal każdym zestawieniu najgorszych gier wszechczasów, nie zniechęciło to twórców do „gradaptowania” hitów ze złotych czasów amerykańskiego kina akcji. Trudno jednak dziwić się graczom, którzy po kolejnym tytule studia, Terminator: Resistance, spodziewali się jeszcze jednego krakowskiego potworka. Gra jednak ukazała się w 2019 roku i, pomimo widocznych niedostatków właściwych tytułom średniobudżetowym, spotkała się z ogólnie ciepłym przyjęciem. Dobra passa trwa dalej - w 2021 wyszło udane rozserzenie o tytule Annihilation Line, a dwa lata później nowa, ciesząca się pozytywnym odbiorem gra: RoboCop: Rogue City.

Cyberpunk 2077 (2020)

Historia Cyberpunka 2077 i CD Projekt RED jest zupełnie inna od tej, która stoi za Terminatorem: Resistance oraz bratnim studiem Teyon. Ale obie gry spotkał los, który czyni ich obecność w tym zestawieniu uzasadnionym. W 2011 roku, dwa lata przed udostępnieniem w sieci pierwszej zajawki Cyberpunka, ukazał się drugi Wiedźmin. Gra od początku zachwycała głębią historii i konstrukcją świata, a że była bardziej „zachodnia” od części pierwszej, zdołała rozsławić warszawskie studio na całym świecie. Gdy więc wyszło na jaw, że utalentowani twórcy znad Wisły pracują nad adaptacją kultowego, papierowa RPG-a, nikt nie wątpił, że i tym razem „dowiozą”.

Cyberpunk 2077 to jedna z tych gier, na które wziąłem w pracy długi urlop. Płytę z wersją na PS4 odsprzedałem jednak po paru dniach, a grę przeszedłem dopiero dwa lata później na PC.

Niedługo potem, w 2015 roku, CD Projekt RED podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej, dając światu Wiedźmina 3: Dziki Gon. Gra zdobyła niezwykle wysokie oceny graczy, ponad dwieście tytułów „Gry roku” i rozeszła się w ponad pięćdziesięciu milionach kopii. Po tym sukcesie oczekiwania wobec Cyberpunk 2077 były jeszcze większe, a nastroje potęgowała rozpędzona machina marketingowa. Jednak premiera w 2020 roku okazała się bolesnym zderzeniem z rzeczywistością - brakowało obiecanych mechanik, gra znajdowała się w fatalnym stanie technicznym, a szalę goryczy przelała koszmarna wersja na konsole Xbox One i PlayStation 4. Akcje spółki zanurkowały, gracze masowo zwracali kopie gry, a twórcy przepraszali i obiecywali poprawę.

Odzyskać zaufania graczy nie było łatwo. Prze kolejne dwa i pół roku trwało wielkie łatanie dziurawego okrętu, powoli zbliżając dzieło do stanu, w jakim powinno ukazać się na premierę. Wreszcie, we wrześniu 2023 Redzi wypuścili ogromnego patcha 2.0, a tydzień później fabularny dodatek o podtytule Widmo wolności, z nową mapą i kapitalnym Idrisem Elbą w roli Solomona Reeda. I chociaż w rozświetlonym neonami Night City nadal można natknąć się na sporadyczne błędy, dziś jest to bez wątpienia jedna z najlepszych gier ostatniej dekady.

Silent Hill 2 Remake (2024)

Ostatnie lata przyniosły nam wysyp remasterów i remake’ów - jednych lepszych i oczekiwanych, innych fatalnych lub zwyczajnie zbędnych. Do tych udanych zdecydowanie należy zaliczyć odnowioną wersję Resident Evil 2, która pokazała, jak z szacunkiem, ale i odwagą podejść do kultowego dzieła, czyniąc je atrakcyjnym zarówno dla współczesnych graczy, jak i fanów pierwowzoru. Grając w RE2, po cichu marzyłem, że ten sam los spotka konkurencyjną serię survival horrorów od Konami. I doczekałem się - w końcu japońska firma ogłosiła zlecenie polskiemu studiu Bloober Team odnowienie legendarnego Silent Hilla 2.

Silent Hill 2 to moja druga ulubiona gra mijającego roku - pierwszą jest Lorelei and the Laser Eyes

Czy jednak krakowscy twórcy podołają zadaniu? Choć specjalizują się w grach grozy, nigdy nie wykazali się w produkcji, w której tak wielką rolę odgrywa walka. Wątpliwości były uzasadnione, ale urosły ponad miarę w zetknięciu z mediami społecznościowymi, sformatowane tak, by antagonizować i wzbudzać skraje emocje. Internet zalała fala fałszywych screenów, teorii spiskowych i zwykłych, podłych oszczerstw. W końcu jednak rzeczywistość zwyciężyła - Silent Hill 2 objawił się w pełnej krasie, okazując się hitem 2024 roku. W mojej recenzji dałem mu mocną ósemkę, chwaląc go m.in. za klimat, grę aktorską i przeciwników.

Dead Island 2 (2023)

Kolejna gra na tej liście i kolejne polskie studio - Techland. W 2011 roku wrocławska firma miała już na koncie ponad piętnaście lat istnienia, zróżnicowane portfolio i dwie naprawdę mocne marki - Chrome oraz Call of Juarez. I oto dołączyła do nich kolejna - Dead Island. Tym razem, zamiast na Dziki Zachód czy do systemu planetarnego Valkyria, trafialiśmy na turystyczną wyspę, gdzie drinki lały się strumieniami, a zabawa trwała od rana do nocy. Aż do dnia, gdy wszyscy zamienili się w krwiożercze zombie - wszyscy z wyjątkiem garstki ocaleńców. Gra oferowała rozległy, otwarty świat, soczystą walkę i wciągającą, choć dość prostą fabułę. No i wprost prosiła się o kontynuację.

Szalony zwiastun z 2014 roku podgrzał nastroje graczy, ale kolejna lata opóźnień skutecznie je ostudziły

Na pełnoprawną „dwójkę” musieliśmy jednak czekać aż dwanaście lat. Marka należała bowiem do wydawcy, firmy Deep Silver, której wizja serii rozmijała się z propozycjami Wrocławian. Prace przekazano więc twórcom Spec Ops: The Line, studiu Yager, a Dead Island 2 zapowiedziano w 2014 roku na targach E3. Po trzech latach produkcji odsunięto ich jednak od projektu i tytuł przekazano firmie Dambuster, która - choć złożona z weteranów branży - na koncie miała jedynie chłodno przyjęte Homefront: The Revolution. Mijały kolejne lata, a doniesienia nie były optymistyczne - mówiło się o „deweloperskim piekle”, niespójnej wizji artystycznej, a Deep Silver długo odmawiało komentarza.

W końcu coś się ruszyło, lecz data premiery przesuwała się o kolejne tygodnie i chyba nikt już nie wierzył, że tytuł kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. A jeśli nawet, to gra powstająca w tak trudnych warunkach i przekazywana kolejnym zespołom nie mogła zaoferować wysokiej jakości. Ale w tym artykule każda historia kończy się dobrze i tak było też z Dead Island 2. Gra pojawiła się w kwietniu 2023 roku i okazała się zaskakująco dobra. Akcję przeniesiono do Los Angeles, które wbrew tytułowi wyspą nie jest, ale kto by się tym przejmował - historia jest naprawdę nieźle napisana, postaci wyraziste, a walka z nieumarłymi daje masę frajdy. To zdecydowanie jeden z lepszych tytułów 2023 roku.

Demon’s Souls (2009)

„Soulsy” nigdy nie były dla mnie, a obserwując, jak z wiekiem mój refleks staje się coraz słabszy, z pewnością nigdy już nie będą. Ale mimo braku sympatii dla tego typu produkcji, nie mogę nie docenić ich znaczenia dla gier wideo. Branża byłaby dziś czymś zupełnie innym, gdyby nie genialny Hidetaka Miyazaki i jego rewolucyjne idee. Jednak, choć obecnie trudno wyobrazić sobie świat bez „soulsów”, był czas, gdy niemal nikt nie wierzył, że ten pomysł wypali. Mało brakowało, a legendarne Demon's Souls, które doczekało się kontynuacji w postaci trylogii Dark Souls oraz remake’u z 2020 roku, w ogóle by nie powstało.

Może kiedyś, na kodach...

W 2007 roku Sony zleciło studiu FromSoftware stworzenie RPG-a akcji mającego być mroczną odpowiedzią na Obliviona, który wówczas zrewolucjonizował konsolową rozgrywkę. Początkowo prace nie szły najlepiej i niewiele brakowało, a projekt zostałby zarzucony. W końcu jednak na czele zespołu stanął wspomniany już Hidetaka Miyazaki - wówczas jeszcze słabo doświadczony, lecz ambitny projektant, który zdążył dowieść swoich wyjątkowych zdolności przy produkcji Armored Core 4. Głowa pełna pomysłów to jednak nie wszystko i Japończyk musiał jeszcze przekonać do swojej wizji innych.

Gracze, którzy mieli okazję rzucić okiem na grę w trakcie tokijskiego pokazu, zupełnie nie rozumieli założeń rozgrywki, zaś samo kierownictwo Sony miało nazwać prototyp „g*wnem”. FromSoftware ukończyło jednak Demon’s Souls, a grę wydano w 2009 roku z pominięciem zachodniego rynku. Pomimo niezbyt optymistycznego startu, krąg fanów szybko się rozszerzał - również w pominiętych krajach, gdzie tytuł można było importować z powodu braku zabezpieczeń regionalnych na konsoli PlayStation 3. Nieoczekiwane zainteresowanie skłoniło decydentów do zrewidowania poglądów i dania zielonego światła dla powstania kontynuacji: Dark Souls. Ale to już opowieść na inny artykuł albo i całą książkę.

Zobacz także