Skip to main content

Gwint - graliśmy frakcją Nilfgaardu

Taktyka chłodnej kalkulacji.

Nilfgaard z karcianej mini-gry w Wiedźminie 3 nie ma wiele wspólnego z tym, co już w lutym zobaczymy w niezależnej wersji Gwinta. Chociaż wojska Cesarza dalej opierają się na szpiegach i nielojalnych jednostkach, CD Projekt RED zbudował frakcję, która świetnie kontroluje stół, nie polegając przy okazji tylko na dobieraniu kart.

Podczas przedpremierowej prezentacji nowej strony konfliktu trudno było nie odnieść wrażenia, że granie siłami słonecznego sztandaru przypomina zabawę domino. Każdy ruch wywoływał zmiany na planszy, a przesuwające się jednostki wprowadzały sporo zamieszania.

To właśnie esencja Nilfgaardu: miesza w planach przeciwnika. Robi to, wysyłając wartych wiele punktów szpiegów, podglądając rękę oponenta, przy okazji strzelając z mangonel, które wypalają za każdym razem, gdy pokazana zostanie niezagrana jeszcze karta.

Kiedy wszystko idzie po naszej myśli, wojska pod słonecznym proporcem generują gigantyczną przewagę na stole i są gotowe na to, co oponent może zagrać za turę czy dwie. Zdolność manipulacji tym, co dobieramy, umiejętność przejmowania nielojalnych jednostek i kilka kart pozwalających usunąć tykające bomby zegarowe - jak wojska Temerii, które po kilku turach stają się złote - sprawiają, że do gry Nilfgaardem zasiadamy z poczuciem kontroli nad polem bitwy.

Nilfgaard potrafi najlepiej kontrolować pole bitwy

Gdy sprawy przybierają niekorzystny dla nas obrót, część talii tylko pogłębia kryzys, dając przeciwnikowi dodatkowe punkty, których nie jesteśmy w stanie odebrać. Chociaż podczas pokazu większość partii rozgrywaliśmy nie tylko jako Nilfgaard, ale także przeciwko tej frakcji, w kilku przypadkach - gdzie po drugiej stronie pojawiał się Dziki Gon - sytuacja nie wyglądała różowo.

Kierując Emhyrem dążymy do kontrolowania przebiegu gry, dość sprawnie usuwając największe problemy i stopniowo, jak Temerczycy, budując olbrzymią liczbę punktów. W zderzeniu z trudną pogodą plan ten bardzo szybko bierze w łeb, a dogrywanie kolejnych szpiegów, czy nawet przeciąganie ich z powrotem na swoją stronę, często nie rozwiązuje problemu.

W porównaniu z czterema dostępnymi dotychczas frakcjami, Nilfgaard wydaje się najbardziej promować staranne planowanie i kalkulowanie każdego ruchu. Z takim podejściem możemy naprawdę poczuć satysfakcję, szczególnie, że cały czas ryzykujemy. Kilka kart specjalnych, jak Fałszywa Ciri przechodząca na naszą stronę, sprawia, że aż do ostatniego zagrania trzeba uważnie przeliczać punkty i zastanawiać się, ilu szpiegów możemy podrzucić przeciwnikowi podczas każdej partii.

Zmieniła się także umiejętność specjalna Nilfgaardu, który wygrywał do tej pory wszystkie remisy. Zamiast tego dostaliśmy równie silną i doskonale wpisującą się w pozostałe elementy południowego stylu gry możliwość podmiany jednej karty z ręki na początku każdej rundy - możemy dzięki temu spróbować poszukać nowych rozwiązań.

Całość wydaje się niesamowicie spójna i dobrze przemyślana. W żadnym momencie nie można było odnieść wrażenia, że nowe stronnictwo jest źle zbalansowane. Czas pokaże, jak nowy styl rozgrywki sprawdzi się w praktyce.

Pojedynek czas zacząć

Podczas spotkania twórcy wypowiedzieli się także na temat planów dotyczących rozwoju gry i jej potencjału jako e-sportu. Dowiedzieliśmy się, że chociaż CD Projekt RED nie próbuje obwieścić światu, że stworzył właśnie nową dziedzinę elektronicznego współzawodnictwa, pozostanie otwarty na głosy społeczności i postara się organizować i wspierać turnieje, jeśli zainteresowanie będzie odpowiednio wysokie.

Chociaż zamknięte testy karcianki idą pełną parą, twórcy przyznają, że czeka nas jeszcze wiele zmian i poprawek. Najważniejszą wydaje się dopracowanie wyszukiwania przeciwników dla początkujących graczy - w tej chwili zdarza się, że zderzamy się z posiadaczem znacznie większej biblioteki kart, co w praktyce oznacza niemal automatyczną przegraną. Nietrudno domyślić się, że twórcy robią wszystko, by wyeliminować taki potencjalnie zniechęcający element.

Dbając o to, by meta-gra ciągle ewoluowała, a talie zmieniały się z czasem, projektanci obiecują wprowadzać nie tylko nowe frakcje, ale też regularne aktualizacje, w których dostawać będziemy około dwudziestu kart. Zdaniem zespołu powinno to wprowadzić powiew świeżości nawet do najstarszych, najbardziej „ustatkowanych” stronnictw.

Dudu dobry na wszystko

Przedstawiciele CD Projekt RED nie chcieli zdradzić zbyt wiele na temat trybu dla pojedynczego gracza, podali jednak parę ogólnych i ciekawych informacji. Przede wszystkim nie należy nastawiać się, że czeka nas tu tylko i wyłącznie walka, jak w przypadku przygód z Hearthstone. W przygotowywanych historiach będziemy mieli okazję eksplorować świat, natrafiając po drodze na uzasadnione fabularnie bitwy.

Karty dostępne w kampanii będą różnić się nieco od tych z rywalizacji sieciowej - możemy spodziewać się potężniejszych efektów, które w trybie multiplayer byłyby zbyt silne. Jednocześnie jednak podczas samodzielnej zabawy z Gwintem odblokujemy trochę kart do wariantu online.

Nilfgaard dostępny będzie w wersji beta Gwinta już 6 lutego.

Zobacz także