Skip to main content

Czekałem na taką grę 20 lat, ale zabrakło szczypty magii. Recenzja Harry Potter: Mistrzowie Quidditcha

W pogoni za Złotym Zniczem.

Mistrzowie Quidditcha to zaskakująco udana próba dokonania rzeczy pozornie niemożliwej, czyli przełożenia słynnego sportu czarodziejów na grę wideo z sensownymi zasadami i sterowaniem. Można się tu dobrze bawić, ale gra rozczarowuje w co najmniej kilku aspektach.

Od czasu, gdy wraz z kolegami z podstawówki zagrywałem się w wydane w 2003 roku Harry Potter: Mistrzostwa świata w Quidditchu, nikt nie podjął próby stworzenia lepszej gry o tym sporcie. Trudno się jednak dziwić, bo czarodziejska dyscyplina jest piekielnie trudna do przełożenia na grę wideo - choćby dlatego, że zawodnicy poruszają się w przestrzeni 3D, a nie po płaszczyźnie, jak w piłce nożnej czy koszykówce.

Jest jeszcze jeden wątek - choć J.K. Rowling dość szczegółowo opracowała zasady Quidditcha, to nieźle sprawdzały się one w książkach i filmach, ale gdy się nad nimi zastanowić, to nie są zbyt fair. Okazuje się jednak, że po lekkim zmodyfikowaniu zasad i przy całkiem sprytnie opracowanym sterowaniu da się z Quidditcha zrobić przyjemną grę, i to nawet przystosowaną do rywalizacyjnej zabawy w trybie sieciowym.

Zanim jednak doceniłem Mistrzów Qiudditcha, musiało minąć nieco czasu, bo pierwsze wrażenia nie były najlepsze. Stylizowana na Fortnite (ale ten stary Fortnite, sprzed lat) grafika wygląda średnio, rozgrywka wydaje się chaotyczna, podania Kafla (piłki, którą strzela się „gole”) są wolne i niewygodne, brak możliwości swobodnego obrotu kamerą dezorientuje, a do tego zawodzi niewielka ilość zawartości dla jednego gracza. A jednak po rozwinięciu postaci i wsiąknięciu w tryb wieloosobowy można tu naprawdę miło spędzić czas.

Mistrzów Quidditcha zaczynamy od zaprojektowania własnej drużyny i nauczenia się gry każdą rolą. Mamy tu trzech ścigających (odpowiedzialnych za podawanie sobie Kafla i zdobywanie „bramek”), jednego pałkarza (w książkach było dwóch - ich zadaniem jest obijanie rywali tzw. Tłuczkiem), obrońcę, który strzeże dostępu do obręczy-bramek oraz szukającego, który wypatruje Złotego Znicza. Gra się do 100 punktów, a jedno trafienie Kaflem jest warte 10 punktów. W przeciwieństwie do oryginalnych zasad, schwytanie Złotego Znicza nie kończy rozgrywki, a jest warte 30 punktów. Znicz wylatuje jednak na boisko co kilka chwil, więc rywalizacja między szukającymi ma zazwyczaj miejsce wielokrotnie w trakcie jednej rozgrywki.

Gra w roli ścigających jest zdecydowanie najprzyjemniejsza. Podają między sobą Kafla, zręcznymi ruchami unikają rywali w środku „pola”, a na końcu próbują przechytrzyć obrońcę. Na drugim miejscu ex aequo są dla mnie pałkarz i szukający. Ten pierwszy krąży po boisku i próbuje znokautować (wykluczyć na krótką chwilę) najważniejsze cele - przykładowo wrogiego szukającego - lub przynajmniej wybić Kafla z rąk ścigających z przeciwnej drużyny.

Opcja wcielenia się w szukającego pojawia się dopiero po ujawnieniu się Złotego Znicza - zawodnicy w tej roli muszą go gonić i przelatywać przez zostawiane przez skrzydlatą kulkę złote kręgi. Najnudniejszy jest obrońca, który porusza się tylko przy obręczach i stoi na ich straży, choć może też tworzyć na boisku kolorowe kręgi, które pozwalają sojusznikom dłużej lecieć z wysoką prędkością. Na szczęście gracze mogą przełączać się między rolami, i to nie tylko w grze „singlowej”, a także w multiplayerze. Nigdy nie jesteśmy więc zdani na nudną lub niepasującą nam rolę.

Nie wiem, czy można jakoś urozmaicić rolę obrońcy, ale myślę, że da się poprawić grę szukającym. Złoty Znicz lata bowiem od jednego końca boiska do drugiego, skręcając w ostatniej chwili i sprawiając, że zawodnik zatrzymuje się na niewidzialnej ścianie tuż przy krańcach boiska i musi ostro zawracać, co irytuje za każdym razem.

Każda rola ma też dostęp do unikalnych ruchów, jednak część z nich jest kompletnie źle zaprojektowana i zastanawiam się, jak mogły znaleźć się w premierowej wersji gry. Posługując się oznaczeniami z PlayStation, trójkąt odpowiada za dwie różne akcje ścigającego - prośbę o podanie Kafla oraz kopnięcie - więc jeśli mamy wykupiony ten drugi ruch, to prosząc o podanie wykonujemy niepotrzebne kopnięcie. Kilka klas ma też dostęp do akcji, które mamy zrobić… wychyleniem prawego drążka przy jednoczesnym naciśnięciu trójkąta. Przecież taka kombinacja jest niemożliwa do wykonania bez dziwnego wykrzywienia palców.

„Kampania dla jednego gracza” to mało zabawny żart

Jednym z największych zawodów, jaki sprawiają Mistrzowie Quidditcha, jest ilość zawartości dla gracza solo. Zapowiadana przed premierą „kampania” to zaledwie cztery szybko nudzące się mistrzostwa, w których gramy po prostu przeciwko „botom” i pniemy się po szczeblach drabinki rankingowej, na końcu wygrywając puchar. Zapomnijcie o jakiejkolwiek fabule, przerywnikach filmowych czy innych urozmaiceniach - to po prostu seria meczów przeciwko AI, co jest niezwykle rozczarowujące.

Najgorsze jest to, że zawodnicy kontrolowani przez sztuczną inteligencję nie są zbyt skorzy do konstruowania akcji. Pozostali ścigający nie rwą się do przodu, kiedy przejmiemy Kafla, więc najczęściej lecimy jednym zawodnikiem przez niemal całą długość boiska i próbujemy zaliczyć strzał. Dodajmy do tego płytki komentarz złożony z niewielu kwestii, które zaczynają irytować już po kilku godzinach, a otrzymujemy średnio angażującą zabawę.

Tyle dobrego, że spotkamy znajome postaci

Co innego prócz mistrzostw ma do roboty gracz solo? Teoretycznie może zająć się wykonywaniem wyzwań, jednak wiąże się to z typowym grindem, a w ramach części wyzwań musimy np. zmienić dom, który reprezentujemy, co trochę kłóci się z ideą gry. Nie po to tworzyłem drużynę Krukonów (i ubrałem ich w niebieskie szaty), żeby potem zmieniać Ravenclaw na Slytherin czy dom innych przeciwników.

Ale Mistrzowie Quidditcha rozwijają skrzydła w trybie wieloosobowym

Po spędzeniu dłuższego czasu z grą stwierdzam jednak, że to po prostu nie jest tytuł stworzony z myślą o trybie single-player, a o rozgrywce wieloosobowej. Ponadto gra rozkręca się dopiero, gdy rozwiniemy swoje postaci. Za zdobywane doświadczenie i walutę możemy bowiem kupować naszym podopiecznym nowe zdolności oraz ulepszenia mioteł. Przekłada się to między innymi na szybkość lotu, zwrotność, dokładność podań czy łatwość przechwytów - słowem: wyraźne zwiększenie skuteczności na boisku.

Wchodząc do multiplayera wybieramy, między którymi rolami na boisku chcemy się przełączać - najpopularniejszą opcją jest zapewne kombinacja ścigający + pałkarz. W meczu spotyka się sześciu graczy, po trzech w drużynie.

Nagle okazuje się, że ten wirtualny Quidditch ma sens, a zabawa w kotka i myszkę na miotłach przypomina nieco starcie magicznych myśliwców. Gdy nauczymy się kilku zaawansowanych sztuczek, starcia nabierają też głębi. Przykładowo wykorzystując „ślizg na miotle”, czyli coś w rodzaju driftu, ścigający mogą w wygodny sposób podać Kafla w poprzek boiska, wciąż lecąc w kierunku obręczy przeciwnika - przypomina to trochę dośrodkowanie z piłki nożnej. Z kolei kiedy grając pałkarzem obijemy szukającego z przeciwnej drużyny, dzięki temu umożliwiając sojuszniczemu szukającemu schwytanie Złotego Znicza, satysfakcja jest ogromna.

Jako że nie możemy swobodnie się rozglądać (prawym drążkiem kontrolera wybieramy kierunek lotu, więc oglądamy wyłącznie plecy postaci), to nawet po dłuższym treningu rozgrywka jest nieco chaotyczna i w pewnych sytuacjach ciężko się odnaleźć. Trzeba jednak przyznać, że twórcy rozwiązali kwestię oznaczeń i podpowiedzi chyba najlepiej, jak się tylko dało. Dzięki kolorowym strzałkom zawsze widzimy, gdzie jest Kafel, kto jest w jego posiadaniu i gdzie mniej więcej znajdują się przeciwnicy wokół nas. Ponadto nadchodzące uderzenie Tłuczkiem sygnalizowane jest ostrzeżeniem z minigrą, i jeśli wykonamy unik we wskazanym momencie, to nie dostaniemy po głowie.

Mimo wszystko przydałby się nieco lepszy feedback jeśli chodzi o uderzenia, bo czasami o tym, że trafiliśmy danego gracza łokciem, dowiadujemy się tylko po dźwięku. Nie zaszkodziłoby też dopracowanie ikon nad głowami graczy, żeby można było rozpoznać ich role w mgnieniu oka i bez wątpliwości. Na razie trochę zlewają się w jedno.

Na marginesie: aby zwiększyć świadomość sytuacyjną na boisku zdecydowanie zalecam od razu wejść w opcje gry i ustawić pole widzenia na maksymalne.

Miksotransakcji nie ma, ale są błędy

Zgodnie z obietnicami Unbroken Studios, za Mistrzów Quidditcha płacimy raz i dostajemy pełny pakiet bez mikrotransakcji. Co prawda jest tu sklep z przedmiotami, nagrody sezonowe i kilka walut, ale wszystkie rodzaje pieniędzy i wszystkie dostępne dodatki zdobywamy poprzez rozgrywkę lub wykonywanie wyzwań. Miło jest wejść na zakładkę z przedmiotami kosmetycznymi i kupić nową szatę czy „skina” Hermiony Granger bez sięgania po kartę płatniczą.

Mikrotransakcji nie ma, ale w zamian dostajemy błędy. Spotkałem się z usterkami w polskim tłumaczeniu, bugami audio (między innymi czymś w rodzaju irytującego szumu samolotu podczas meczu) i kilkoma crashami gry. Nie wszystkie elementy działają też poprawnie: mimo że ustawiłem sobie, żeby jedną ze ścigających była wspomniana Hermiona - i na ekranie drużyny faktycznie ją widać - to w trakcie meczu model postaci nie zostaje podmieniony.

Muszę się też przyczepić do personalizacji postaci, która jest bardzo uboga. Wybieramy twarze z dosłownie kilku gotowych „presetów” i nie mamy możliwości ich modyfikacji poza fryzurą czy kolorem oczu, przez co trudno jest odtworzyć siebie czy w ogóle zaprojektować postaci, z których będziemy zadowoleni. Myślę, że po części jest to związane z wspomnianym sklepem ze „skinami” - jaki sens miałoby kupowanie Hermiony, jeśli moglibyśmy ją odtworzyć w edytorze?

Podsumowanie

Mistrzowie Quidditcha to nie gra, w którą niczym w Rocket League „wtopię” kilkaset godzin, ale też nie porzucę jej po opublikowaniu recenzji, co chyba nieźle o niej świadczy. Fani Harry'ego Pottera nie mają się nad czym zastanawiać - w końcu dostaliśmy grę w udany sposób podejmującą temat Quidditcha, więc w ich przypadku warto. Mugole mogą się tu dobrze bawić, jeśli lubią nietypowe gry sportowe, mają tolerancję na niedociągnięcia i zamierzają grać online. Zawartości jest na razie mało, ale jeśli to dopiero początek, to może się z tej gry narodzić coś prawdziwie magicznego.

Ocena: 6/10

Plusy:
+ Przyjemna, dynamiczna rozgrywka, szczególnie w trybie wieloosobowym
+ W większości sensownie zaprojektowane role na boisku
+ Dobry start, ale czekamy na więcej
+ Brak mikropłatności
Minusy:
- „Kampania” dla jednego gracza to seria meczów z botami
- Generalnie mała ilość zawartości
- Ścigający to zdecydowanie najlepsza rola na boisku, inne są mniej angażujące
- Mało atrakcyjny styl graficzny
- Ubogie opcje personalizacji postaci
- Bardzo płytki komentarz złożony z powtarzalnych kwestii
- Zdarzają się bugi lub niepoprawnie działające elementy gry

Recenzja gry została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także