Parodia Harry'ego Pottera zryła mi tiarę. Po demie Secret Agent Wizard Boy czekam na pełną grę
Na brodę Merlina!
OPINIA | Powiedzieć, że jestem fanem Harry’ego Pottera, to jak nie powiedzieć nic. Książki o młodym czarodzieju czytałem dziesiątki razy, każdego roku robię powtórkę z filmowej sagi i przeszedłem wszystkie gry z magicznego uniwersum. Jako pełnoetatowy potterhead nie mogłem więc przejść obojętnie obok dema Secret Agent Wizard Boy and the International Crime Syndicate - produkcji będącej skrzyżowaniem pierwszych gier o Harrym Potterze z... Symulatorem kozy.
Chociaż z powodów licencyjnych nie spotkamy tu niestety postaci znanych z dzieł J. K. Rowling, to nie trudno w tytułowym Magicznym Chłopcu (Wizard Boy) dostrzec Chłopca, który przeżył, a w nazwisku jego głównego antagonisty - dyrektora Grumblemorta - skrzyżowanie Albusa Dumbledore’a z Lordem Voldemortem. Ciepło w serduszku poczują też ci, którzy przed laty grali w dwie pierwsze, pecetowe produkcje o Harrym Potterze - wszystko, od architektury, przez elementy wyposażenie i wystroju, po interfejs są jak wyjęte z tamtych uroczych platformówek.
W tej parodystyczno-fanfikowej wersji przygód młodego czarodzieja dyrektor Grumblemort podejrzewany jest o przewodzenie Międzynarodowym Syndykatem Przestępczym S.P.I.D.E.R. By rozpracować kryminalną siatkę, trafiamy do Szkoły Magii, gdzie działamy pod przykrywką pierwszorocznego ucznia. Dróg do osiągnięcia celu jest wiele, ale musimy uważać, by nie zostać zdekonspirowanym. Na wykonanie zadania mamy określoną ilość czasu, która kurczy się w momencie utraty życia.
Demo zaczyna się niepozornie. Stoimy pośrodku szkolnego dziedzińca, wokół biegają inni adepci sztuk magicznych i walają się słodycze będące walutą w sklepiku (w grach o Harrym Potterze taką funkcję pełniły kolorowe Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta). Ale gdy przebiegniemy kilkanaście metrów i eksplodujemy na środku korytarza, wciśniemy zły przycisk i wyparują nam z ciała kości lub podpalimy pochodnią innego ucznia, zaczyna do nas docierać, że to jednak nie Hogwart i nie urocza gra dla dzieci. Harry Potter dostał licencję na zabijanie.
Zaczynamy z jednym zaklęciem, ale w miarę postępów uczymy się dwóch kolejnych. Pierwsze to taki odpowiednik kultowego Flipendo - jest do wszystkiego i do niczego, możemy nim otworzyć skrzynię, ale i wcisnąć jakiś przycisk. Kolejny czar pozwala unosić oraz przenosić przedmioty, zaś trzeci daje nam moc klonowania obiektów. I to te dwa ostatnie sprawiają, że pozornie prosta gra zamienia się w szalonego, pozbawionego granic sandboksa, w którym klasyczne prawa fizyki przestają obowiązywać, a losy świata zależą jedynie od naszej kreatywności (i socjopatii).
Dopiero ucząc się na własnych błędach, zaczynamy rozumieć, jak w zasadzie działa gra i co jest w niej możliwe. Na przykład w pewnym momencie podpaliłem pochodnią drewnianą ławkę, a to dało mi do myślenia: co jeśli sklonuję ją kilkadziesiąt razy w pomieszczeniu z przeciwnikiem, a potem zaprószę tam ogień? Na pewno będzie im bardzo miło i cieplutko! A może zamiast tego ograniczę komuś ścieżkę kamiennymi słupami, by wszedł… prosto na minę? Jeśli (tak jak ja) w młodości lubiliście wynajdywać sposoby na eliminowanie simów, to Secret Agent Wizard Boy and the International Crime Syndicate jest dla was.
Po godzinie zabawy trudno przesądzić, czym nowa gra twórców Dusk ostatecznie będzie. Mam wrażenie, że poziom dostępny we fragmencie nie jest rzeczywistym fragmentem rozgrywki, ale zapowiedzią tego, czego możemy się spodziewać, a finalnym efektem zdziwieni będą sami autorzy. Gra wygląda zresztą jak zlepiona z przypadkowych pomysłów, a nie projektowana według wcześniej ustalonego kierunku - ale spokojnie, to nie zarzut! Ta gra jest jak chory sen, z którego nie chcemy się wybudzić.
Jakiś plan jednak za tym całym kociołkiem pomysłów stoi. Na karcie w serwisie Steam możemy przeczytać między innymi, że gra ma otrzymać wsparcie kontrolera oraz tryb współpracy online - na to drugie liczę najbardziej, bo tytuł ma silnie imprezowy potencjał. Twórcy obiecują też kolejne ulepszenia i poprawki, ale obecność błędów wcale tu nie przeszkadza, a wręcz wprowadza dodatkowy element nieprzewidywalności i chaosu. Mam tylko nadzieję, że bracia Warner znają się choć trochę na żartach i nie popsują nam zabawy oskarżeniem o plagiat.