Skip to main content

Hellblade: Senua's Sacrifice - Recenzja

Walka z własnym cieniem.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
Ciekawy eksperyment oddający istotę walki z chorobą, której czoła można stawić tylko samemu. Nietypowa gra i unikalne przeżycie.

Choroba psychiczna to prywatne piekło dla osoby cierpiącej na tego rodzaju schorzenie. Hellblade momentami na tyle autentycznie oddaje pewne objawy, że przeżywamy lęki głównej bohaterki wraz z nią. Zamiast elektronicznej rozrywki, możemy mówić o nowym, innym doświadczeniu.

Celtycka wojowniczka imieniem Senua wyrusza na wyprawę do nordyckiej krainy umarłych, by uwolnić duszę zmarłego kochanka. Szybko jednak okazuje się, że nie jest to wyprawa rodem z God of War, gdzie Kratos radośnie siecze reprezentantów Panteonu. Senua swoją batalię toczy na dwóch frontach. Z jednej strony stawia czoła bogom Wikingów, z drugiej natomiast mierzy się ze swoim odwiecznym wrogiem, jakim jest wszechobecny, złowieszczy „Mrok”, który towarzyszy jej od dawna.

Twórcy promowali grę głównie poprzez podkreślanie tematyki zaburzeń psychicznych i tego, jak bywają postrzegane przez otoczenie. Widać tu włożoną pracę w wierne odtworzenie pewnych symptomów - zresztą, konsultowali się zarówno z chorymi, jak i lekarzami, zajmującymi się tego typu przypadkami zawodowo. Dokładnie w tym tkwi największa wartość Hellblade, gdyż momentami gra poraża autentycznością.

Walki są powtarzalne, ale oferują klimatyczną otoczkę

Bohaterkę obserwujemy zza pleców. Tymczasem już na początku, gdy słyszymy liczne głosy w jej głowie, orientujemy się, że także jesteśmy kolejnym nieproszonym „gościem” w myślach postaci - gościem, któremu przyjdzie razem z Senuą dotrzeć do wnętrza ponurej krainy Hel. Podszepty, które słyszy dziewczyna, robią mocne wrażenie. Momentami ich natłok i ciągłe spieranie się perfekcyjnie oddają uczucie zwątpienia w życiu, kiedy umysł podsyła nam miliony myśli w jednej chwili.

Omamy słuchowe pełnią nie tylko rolę narracyjną, ale też odpowiadają za brakujący interfejs gry. Jeśli musimy walczyć, to właśnie szepty informują, że jesteśmy bliscy śmierci, albo powinniśmy w danym momencie blokować. Podobnie jest z chodzeniem po kolejnych lokacjach, gdzie nierzadko głosy zwracają uwagę na istotne detale, które mogą nam pomóc w rozwiązaniu danej łamigłówki. Oczywiście, dla zachowania równowagi, cały czas słyszymy również głosy wątpiące zarówno w nasze siły, zdolności oraz szanse przetrwania.

Wspomniane łamigłówki pojawiają się przez całą grę. Podróż na każdym kroku ograniczają runiczne pieczęci, blokujące przejścia. By je zerwać, musimy znaleźć w otoczeniu kształty odpowiadające runom. Z początku banalne zagadki, z czasem rozbudowują się o nowe elementy, jak chociażby okna do innych rzeczywistości, przez co momentami zatrzymujemy się w danym miejscu na dłużej. Po pewnej chwili dostrzegamy powtarzalność tych elementów, ale nagrodą są nowe fragmenty z mitologii nordyckiej i autorefleksje bohaterki.

Zobacz na YouTube

Mogłoby się więc wydawać, że mamy tu do czynienia z typowym „symulatorem chodzenia”, ale wędrówkę przerywają także częste walki. Demoniczne sylwetki chcą nam zablokować dostęp do krainy umarłych, przez co nieraz dobywamy miecza. Musimy jednak ostrożnie ścierać się z każdym wrogiem, gdyż zaliczenie porażki powoduje rozrost zarazy na ciele bohaterki. Gdy ciemne zakażenie dotrze do serca, Senua umiera, a my musimy rozpoczynać grę od początku.

Ścieranie się ze zwykłymi Wikingami po czasie lekko nuży, zwłaszcza że model walki nie zmienia się znacznie przez większość gry i jest stosunkowo prosty. Możemy zapomnieć o rozbudowanych drzewkach umiejętności i ekwipunku - tutaj tego nie ma. Hellblade rozgrywkę traktuje drugoplanowo, wysuwając na pierwszy „przeżywanie i doświadczanie”.

Zobacz: Hellblade: Senua's Sacrifice - Poradnik, Solucja

Gra momentami rozwija skrzydła przy bardziej wymagających wrogach, kiedy musimy unikać ciosów, parować, wykorzystywać słabe strony oponenta i ciągle reagować na zmiany w jego zachowaniu. Starcia, którym towarzyszą cały czas głosy, okrzyki i wyrazy zwątpienia w nasze możliwości, przypominają konflikt wewnętrzny i próby uwierzenia we własne możliwości. Świetne rozwiązanie i bardzo angażujące - z czasem zaczynamy odbierać te słowa bardzo osobiście i motywować się jeszcze bardziej.

Wędrówka potrafi przybrać odmienne formy i pozytywnie zaskoczyć czymś nowym, budzącym inny rodzaj niepokoju. W pewnym momencie przychodzi nam nawet wędrować w pełnym mroku, niczym osoba niedowidząca, bazując głównie na dźwiękach, wibracji kontrolera i spokojnym głosie prowadzącym nas przez ciemność. Spotęgowane w ten sposób uczucie zagrożenia - które słyszymy, ale którego nie możemy zobaczyć - przypomina senne koszmary. Daje też do zrozumienia, że osoby z zaburzeniami psychicznymi potrafią przeżywać coś takiego na jawie.

Czy to jawa, czy to sen? Ręce ma korytarz ten!

Z perspektywy nietuzinkowej opowieści, przeplatającej klimat wikińskich regionów i historii o walce z zaburzeniami osobowości, gra spisuje się na medal. Dawno już nie mieliśmy do czynienia z czymś tak intensywnie porywającym odbiorcę - nawet po odejściu od telewizora mamy wrażenie, że ktoś ciągle szepcze nam coś do ucha. Tymczasem od strony rozgrywki jest już mniej imponująco. Główne aktywności są dość powtarzalne, a innowacje i zmiany pojawiają się rzadko w dalszej części przygody.

Na szczęście narracja tak mocno powiązana jest z rozgrywką, że nawet kiedy nie mamy ochoty, wędrujemy dalej, chcąc ukoić męki biednej bohaterki. To w tym odkrywamy drobny geniusz twórców - mimo oporów, wracamy do gry, by pomóc Senui.

Hellblade: Senua's Sacrifice to coś kompletnie innego w dorobku studia Ninja Theory. Świetnie zaprojektowana narracja, oddająca próbkę trudności, z jakimi spotykają się osoby chore psychicznie każdego dnia, potrafi przejąć i pochłonąć. Rozgrywka nie jest idealna, ale dostatecznie dobra, by chcieć kontynuować przygodę i trwać u boku głównej bohaterki.

Zobacz także