Skip to main content

Hob - Recenzja

Jedna z najlepszych gier niezależnych roku.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
Duży i ciekawy świat, wysoki poziom dopracowania, stylowa oprawa, różnorodność zagadek i walki - czego chcieć więcej?

Co jakiś czas na wyjątkowo nasyconym rynku gier niezależnych pojawiają się perełki, wobec których obojętnie nie powinien przejść nawet gracz, który na co dzień nie tknie niczego, czego nie można opisać literami AAA. Produkcje, takie jak Undertale, Stardew Valley, Shadow Tactics - a teraz także Hob.

Twórcy z Runic Games postawili na tajemniczość. Nasz bohater w czerwonej pałatce wyłania się z cienia, najwyraźniej wezwany przez robota - opiekuna. Szybko dowiadujemy się, że nie jesteśmy pierwszym śmiałkiem, a zielona na pierwszy rzut oka kraina jest opanowana przez fioletowe „zepsucie” i potwory. W wyniku niefortunnej pomyłki zdobywamy też mechaniczne ramię, które pozwala wchodzić w interakcję z okoliczną maszynerią. Tak wyposażeni możemy ruszać do akcji.

Deweloperom udaje się przekazać dużo informacji przy bardzo prostych środkach - wszystko przedstawiono bez jednego słowa. Wystarczy odpowiednie ujęcie kamery, podążanie za robotem i baczne obserwowanie wydarzeń. Nikt nie mówi do nas ani słowa i nie czytamy żadnego tekstu, lecz niemal od razu wiemy, co i gdzie należy robić. Zadanie jest jasne - należy pozbyć się skażenia.

Hob łączy naturę z maszynerią

Wyraźnie widać, że najważniejszą inspiracją dla twórców Hob był cykl The Legend of Zelda - i nie chodzi tylko o możliwość cięcia trawy mieczem. Trafiamy do pół-otwartego świata, akcję obserwujemy w perspektywie trzeciej osoby, w rzucie z góry, a wraz z eksploracją kolejnych krain pozyskujemy umiejętności specjalne, które pozwalają dostać się na wcześniej niedostępne tereny.

Wspomniany świat to chyba najmocniejszy element produkcji, wpływający na wszystkie jej elementy. Wydaje się, że trafiamy do jednego, wielkiego etapu, co potwierdza tylko brak ekranów ładowania. Lokacje - choć pełne roślin i zwierząt - skonstruowane są niczym ogromny zegar mechaniczny, z przesuwających się elementów i kawałków, którymi manipulujemy podczas rozwiązywania zagadek logicznych. Wygląda to - i działa- świetnie.

Niekiedy wchodzimy także „za kulisy”, czyli pod ziemię. Tutaj deweloperzy w szerszym stopniu mogą pokazać skomplikowaną maszynerię napędzającą to, co widzimy na powierzchni. Nieco jak w serii Portal, gdy odkrywamy tajemnice Aperture. W ten sposób Runic oferuje także dużo większą różnorodność scenerii i wyzwań, łącząc naturę z tłokami, platformami i teleportacją.

Struktura „pół-otwarta” sprawia, że gracz prowadzony jest raczej liniowo w głównej kampanii - nigdy nie musimy zbyt długo zastanawiać się, gdzie pójść w następnej kolejności. To dobre rozwiązanie, ponieważ przygotowana kraina jest bardzo duża i przypomina raczej twór z produkcji o znacznie większym budżecie. Jednocześnie w dowolnym momencie możemy zboczyć z wytyczonej ścieżki i zająć się eksploracją opcjonalnych miejsc i podziemi.

Zobacz na YouTube

Potrzeba dobrych kilkunastu godzin, jeśli chcemy zebrać wszystkie znajdźki. Odkrywamy między innymi specjalne świątynie z informacjami na temat fabuły i historii świata, ale także - wzorem Zeldy - przedmioty zwiększające punkty zdrowia czy pasek umiejętności specjalnych. Przygotowano też zaskakująco rozbudowany system postępów i rozwoju postaci. Za zbierane w świecie odłamki rozbudowujemy mechaniczną rękawicę, odblokowując nowe talenty.

Nie brakuje też walki. Rozbudowanie tego elementu to kolejne zaskoczenie - imponuje zwłaszcza liczba różnych przeciwników, każdy z innym sposobem na pozbawienie nas życia. Na każdego wroga trzeba obrać inną taktykę i niekiedy jest dość trudno, zwłaszcza jeśli musimy walczyć w wąskich przejściach. Jest mięso armatnie i większe potwory, stwory opancerzone i latające, plujące i bombardujące. Nie sposób się nudzić, nawet jeśli obok większości potyczek można po prostu przebiec.

Do Hob świetnie dobrano także oprawę graficzną. Pastelowe kolory i mocny cel-shading pozwoliły deweloperom na pewno zaoszczędzić sporo pieniędzy, ale sprawiają jednocześnie, że gra będzie wyglądała dobrze nawet za pięć lat - taki styl się nie starzeje.

Animacje są płynne i dynamiczne, a widoki imponujące. Szczególnie duże wrażenie robi wspominane przesuwanie się całych rejonów świata w miarę wykonywania zagadek i ponownego uruchamiania maszynerii. Drobny minus to absolutny minimalizm w muzyce i dziwne spadki pomiędzy wartościami 30 i 60 klatek na sekundę - warto wyłączyć synchronizację pionową.

Zwiedzamy przeróżne biomy

Nie kontrolujemy kamery samodzielnie. Z jednej strony to słuszne podejście, ponieważ pozwala lepiej „reżyserować” akcję, w ciekawy sposób zmieniać ujęcia, przechodząc niekiedy do widoku TPP, niekiedy do klasycznego platformowania z boku.

Z drugiej strony, nietrudno w takim przypadku o problemy z widocznością. Runic Games należy się jednak pochwała za dopracowanie ujęć. Niemal zawsze sytuacja jest prezentowana przejrzyście i rzadko zdarza się, by perspektywa utrudniała eksplorację, choć na pewno kilka razy spadniemy w przepaść przez błędne „obliczenie” kąta skoku. Punkty kontrolne rozmieszczono na szczęście dość gęsto, więc szybko wracamy do akcji.

Hob udowadnia, że nie trzeba Early Access i wielkich kampanii na Kickstarterze, by przygotować grę niezależną, której nie da się odróżnić od produkcji o znacznie większych budżetach. Skala projektu, poziom dopracowania, dopasowanie oprawy, mnogość systemów rozgrywki, różnorodność zagadek i walki - obok nowego projektu Runic Games nie można przejść obojętnie.

Platforma: PC, PS4 - Premiera: 26 września 2017 - Wersja językowa: polska - Rodzaj: przygodowa platformówka - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: ok. 85 zł - Producent: Runic Games - Wydawca: Runic Games

Zobacz także