Hogwarts Legacy - Recenzja
Klątwa gier w świecie Harry'ego Pottera przełamana.
„To wygląda zbyt dobrze, by było prawdziwe” - tak mówiło sobie wielu fanów czarodziejskiego uniwersum, oglądając kolejne fragmenty rozgrywki przed premierą. Z radością oznajmiam więc, że Hogwarts Legacy to gra bardzo dobra, a w wielu aspektach znacznie lepsza niż można się było spodziewać.
Po najnowszej grze Avalanche Software oczekiwałem co prawda dobrze zrobionej szkoły magii (w rzeczywistości jest zrobiona w sposób zachwycający - o tym poniżej), ale nastawiałem się, że poza murami Hogwartu znajdę zaledwie kilka „korytarzowych” lokacji imitujących otwarty świat. Jakże się pomyliłem - Hogwarts Legacy nie jest może „klasycznym” potężnym open worldem, jak nowe odsłony Assassin’s Creed, ale Hogwart to dopiero początek. Wielkie połacie terenu zapraszają do dziesiątek godzin dobrej zabawy dzięki licznym aktywnościom opcjonalnym, które są na mapie na tyle rozproszone, że nie przytłaczają.
Hogwart dosłownie mnie oczarował. To spełnienie marzeń fanów
Zacznijmy od tego, co robi największe wrażenie. Powiem prosto z mostu: dla fanów Harry’ego Pottera spacer po Hogwarcie będzie spełnieniem marzeń, a może nawet okazją do uronienia łzy wzruszenia. Szkoła magii jest zrobiona z taką pieczołowitością, że wygląda jakby miała służyć płatnym wirtualnym wycieczkom dla miłośników uniwersum.
Wszystko tu jest: wielka sala, dormitoria, klasy do najważniejszych przedmiotów, klepsydry wskazujące punkty domów, ogromna biblioteka, a nawet tak nieoczywiste lokacje, jak podziemna przystań dla łodzi, którymi do Hogwartu dostają się pierwszoroczniacy. W powietrzu latają duchy, na ścianach poruszają się postacie na obrazach, zaczarowane popiersia wodzą za nami wzrokiem, a na korytarzach psoci poltergeist Irytek. Jest też szkoła na zewnątrz, a więc błonia, boisko do quidditcha, Zakazany Las i wiele więcej.
Może zabrzmi to dziwnie, ale w Hogwarcie najbardziej zachwyciła mnie... mnogość materiałów, z których wszystko jest wykonane. Drewno, różne rodzaje marmuru odbijającego światło, nierówne powierzchnie płócien obrazów, brudne dywany, okucia krzeseł, kamienne i ceglane ściany, kolorowe i leciwe witraże okienne, zzieleniałe od patyny statuetki. Hogwarts Legacy ma chyba najładniejsze wnętrza, jakie widziałem w grach wideo.
Wszystko jest szczegółowe i wszystko przyciąga wzrok, a po macoszemu nie potraktowano nawet tak mało istotnych miejsc jak zakurzone składziki. Co najważniejsze - nie mamy wrażenia, że szkoła magii jest zrobiona z „bloków”, metodą kopiuj-wklej. Każde odwiedzone pomieszczenie wiąże się z przyjemnym uczuciem eksploracji czegoś nowego. Ilość włożonej w Hogwart pracy widać na każdym kroku i jest to z pewnością jeden z najmocniejszych elementów gry - jeśli nie najmocniejszy.
Hogwartowi brakuje jednak trochę życia, co psuje doskonałe pierwsze wrażenie. Korytarze są zazwyczaj opustoszałe, a większość uczniów stoi lub siedzi w miejscu - chodzących po szkole NPC jest niewielki ułamek. Na szczęście ci „stacjonarni” zazwyczaj czymś się zajmują, np. rozmawiają w grupach lub odrabiają lekcje. Często jesteśmy też świadkami ciekawych lub zabawnych scen. A to ktoś wygłupia się, ku uciesze kolegów wkładając na głowę kapelusz lewitacji, a to bibliotekarka nakrywa uczennicę na posiadaniu lektury z działu ksiąg zakazanych, udzielając jej kary.
Szkoła magii to jednak dopiero początek. Szybko otrzymujemy możliwość udania się chociażby do znanej fanom wioski Hogsmeade, która jest drugą po Hogwarcie największą lokacją w grze. Robi ona nie mniejsze wrażenie pod względem wizualnym, jednak znów doskwiera niewielka liczba przechodniów na ulicach. W przepięknych, zaskakujących szczegółowością i różnorodnością sklepach jesteśmy zawsze jedynym klientem.
Szkoła to dopiero początek. Świat stoi otworem i zaskakuje włożoną w niego pracą
No dobrze, a jak się w Hogwarts Legacy gra? Struktura zabawy jest dobrze znana i sprawdzona: wykonujemy zadania główne i poboczne, a na mapie są też mniejsze aktywności zapewniające różne nagrody: skupiska potworów, obozy przeciwników, jaskinie do eksploracji, potężni wrogowie, skarbce. Zadania poboczne są często naprawdę świetne i zdecydowanie warto je wykonywać.
Być może będzie to dla was zaskakujące, ale w szkole magii spędzamy zaledwie ułamek czasu. Reszta misji i aktywności czeka w naprawdę sporym otwartym świecie, przy czym deweloperom udało się coś wspaniałego: eksploracja zapewnia masę frajdy. Świat niejednokrotnie ciągnął mnie za rękę i zachęcał do jeszcze mocniejszego zejścia z utartej ścieżki, kiedy zobaczyłem ciekawe ruiny lub wejście do podziemi. Hogwarts Legacy naprawdę wciąga, a świat nie jest „wydmuszką”. Lokacje są pięknie zaprojektowane i przechadzają się po nich różne rodzaje przeciwników, którzy mogą nawet toczyć ze sobą spontaniczne bitwy, jeśli się spotkają.
W szukaniu tajemnic pomaga zaklęcie Revelio, które pokazuje wszystkie interaktywne obiekty w okolicy - a także wrogów - nawet przez ściany. Należy pochwalić twórców za to, że nasza postać nie jest „przyklejona” do ziemi i wręcz zaskakuje mobilnością. Potrafi skakać, płynnie pokonuje barierki, wspina się, wchodzi po drabinach i pływa. Wszystkie te zdolności wykorzystujemy w misjach i podczas eksploracji wielkiego świata.
Jest tu nie tylko sporo zadań i aktywności, ale też mnóstwo lootu leżącego „luzem” w setkach, a może nawet tysiącach skrzyń rozsianych po całym świecie. Nuta gatunku RPG w ogóle jest tu zaskakująco wyczuwalna. Zbieramy surowce, z których możemy tworzyć chociażby eliksiry. Odwiedzamy sklepy, by uzupełnić zapasy i pozbyć się niepotrzebnych przedmiotów. Miejsce w ekwipunku jest ograniczone i by je zwiększyć, należy szukać specjalnych znajdziek.
Twórcy najwyraźniej wzorowali się też na antycznej trylogii Assassin’s Creed. Ekran postaci i ikony przedmiotów są niemal identyczne, świat też jest podzielony na rejony o różnym stopniu mocy przeciwników. Zdobywamy coraz lepsze wyposażenie i rozwijamy postać, co szybko staje się nieco zabawne, bo stajemy się tak potężnym czarodziejem lub czarownicą, że pokonujemy całe zastępy doświadczonych magów. Nieźle, jak na pierwszy rok nauki w Hogwarcie!
Gdybym miał opisać rozgrywkę Hogwarts Legacy dwoma słowami, byłyby to chyba „zagadki” i „znajdźki”. Hogwart i cały świat na zewnątrz jest nimi na wskroś przesiąknięty, a ich rozwiązywanie i odnajdywanie jest doskonałą zabawą. Podczas gry znalazłem dziesiątki tajemniczych przejść, ukrytych pomieszczeń czy wtopionych w otoczenie przycisków. Jeśli chodzi o łamigłówki, to są ich pewne „serie”, z których każdą rozwiązuje się podobnie, ale jednocześnie masa lokacji ma unikalne zagadki środowiskowe, które spotkamy tylko w jednym miejscu. Jeśli graliście w Assassin's Creed Valhalla, to wiecie, czego się spodziewać.
To nie jest gra dla najmłodszych. Fabuła jest zaledwie przyzwoita, ale ma swoje mocne strony
Starszych graczy zapewne ucieszy informacja, że raczej nie jest to gra skierowana dla dzieci. Walka potrafi być wymagająca, a nad zagadkami trzeba się chwilę zastanowić, nawet w zadaniach głównych. Rozsiane po świecie łamigłówki nie prowadzą za rękę i często trzeba się np. domyślić, jakiego czaru potrzebujemy do rozwiązania zagadki - lub czy w ogóle ten czar mamy.
Jeśli chodzi o fabułę, to jest ona przyzwoita, choć trudno nie odnieść wrażenia, że czasami jest źle poprowadzona, a twórcom zdarza się iść na łatwiznę. Wcielamy się w postać zdolną dostrzegać i panować nad starożytną magią, co jest niezwykle rzadkim wyczynem. Dołączamy do Hogwartu późno, bo zaczynamy dopiero od 5. roku nauki, co oznacza, że mamy mnóstwo zaległości do nadrobienia. Wkrótce pojawia się „główny zły” - goblin Ranrok - który chce wykorzystać moce głównego bohatera lub bohaterki do niecnych celów. Zbieramy więc siły i sojuszników, by powstrzymać antagonistę.
Biorąc pod uwagę, że wcielamy się w kompletnego „świeżaka”, zabawne jest, że profesorowie i uczniowie dzielą się z nami swoimi największymi sekretami, faworyzując nas właściwie bez żadnego powodu i angażując w sprawy niezwykle dla nich ważne. To dość wygodne dla twórców rozwiązanie, które sprawia, że przeżywamy epicką przygodę, jednak ma ona wyraźne znamiona sztuczności i braku logiki.
Coś za coś, bo samym przygodom trudno odmówić uroku i zaręczam, że są nie mniej emocjonujące i przepełnione magią niż wydarzenia znane z powieści J.K. Rowling. Zwiedzicie wspaniałe, często zapierające dech w piersiach miejsca, będziecie się bronić przed diabelskimi sidłami rzucając Lumos, wypijecie Eliksir Wielosokowy, zejdziecie do zapomnianych podziemi zamku, będziecie się ścigać na miotle i weźmiecie udział w wielkich bitwach, często z ogromnymi przeciwnikami. A w międzyczasie ostudzicie emocje chodząc na lekcje astronomii, obrony przed czarną magią czy eliksirów.
Jakby atrakcji było mało, to z czasem uzyskujemy dostęp do tzw. Pokoju Życzeń, który zmienia Hogwarts Legacy w... The Sims. Otrzymujemy bowiem sporą przestrzeń do zagospodarowania przedmiotami użytkowymi i dekoracyjnymi oraz „ogródek”, w którym można trzymać schwytane w otwartym świecie zwierzęta, a także zajmować się nimi i pozyskiwać z nich surowce do ulepszania ekwipunku.
Czy to czarodziej, czy android? Dialogi nie są najmocniejszą stroną Hogwarts Legacy
Dialogów w grze jest całkiem sporo, ale był to zdecydowanie najmniej lubiany przeze mnie aspekt gry i przy niemal przy każdej rozmowie czekałem tylko, kiedy się skończy, by wrócić już do magicznej przygody. Większość dialogów to kamera przeskakująca między dwiema stojącymi w miejscu osobami, poruszającymi się w sztuczny i nienaturalny sposób, co chwilę wyciągając jakąś pospolitą animację z „worka z animacjami”.
To samo dotyczy kiepskiej mimiki - postacie wyglądają trochę jak roboty próbujące udawać człowieka, a ich miny często nie pasują do atmosfery rozmowy. Szczególnie widać to na naszym bohaterze lub bohaterce. Taki już jednak urok gier z edytorem postaci - ustalona z góry mimika nie wygląda dobrze na wszystkich twarzach.
Nie pomaga fakt, że zwyczajnie nie przepadałem za słuchaniem mojej postaci i nie czułem od niej żadnej charyzmy. Wybrałem postać żeńską i w tej roli aktorka brzmiała bardzo cicho, grzecznie i „płasko” - jakby bała się wyrazić swoje zdanie lub jakby wciąż była zmęczona. W połączeniu z powyższymi niedociągnięciami wywoływało to u mnie spory dysonans, jakby postać z dialogów i postać podczas walki czy eksploracji były dwiema różnymi osobami.
Niektóre sceny w grze są oczywiście nagrane z wykorzystaniem metody przechwytywania ruchu i zaliczają się do nich magiczne lekcje, które były bardzo proste, ale jednocześnie urocze. Od gracza wymagają jedynie naciśnięcia jednego przycisku lub wychylenia gałki kontrolera, a okazjonalnie również wzięcia udziału w prostej minigrze uczenia się nowego czaru. Każda lekcja wywoływała u mnie jednak uśmiech na twarzy dzięki pełnym charakteru i charyzmatycznym nauczycielom.
Muszę też twórców pochwalić za liczne stroje i dostępną od premiery funkcję transmog, pozwalającą zmienić wygląd wyposażenia, zachowując jego statystyki. Jest tu ogrom ciuszków, od ceremonialnych szat, po różne rodzaje „uniformów szkolnych”, aż po wymyślne kapelusze, śmieszne okulary czy... zbroję rycerską.
Udało się stworzyć świetny system walki, choć skradanie pozostawia wiele do życzenia. I nie tylko ono
Walka pozytywnie mnie zaskoczyła. Na gameplayach wygląda dość nudno, ale to tylko pozory. Twórcy zachęcają do rzucania różnych czarów, bo trzeba przełamywać różnokolorowe tarcze przeciwników odmiennymi typami zaklęć, a w dodatku im więcej różnorodności wprowadzamy, tym więcej obrażeń zadają podstawowe „strzały”, które wywołujemy pojedynczym naciśnięciem przycisku. Warto więc wznieść wroga w powietrze za pomocą Levioso, przyciągnąć go do siebie Accio, podpalić Incendio i dopiero zadać kilka kończących ciosów.
Podczas wielkich, wieloosobowych bitew między magami nie raz miałem ciarki z emocji. To spektakularne widowiska, w których nad głowami świszczą kolorowe wiązki, z każdej strony słychać wykrzykiwane nazwy zakląć, a od chybionych wystrzałów niszczą się niektóre elementy otoczenia, jak skrzynie czy beczki.
Niestety przełączanie się między czarami bywa kłopotliwe. „Pod ręką” możemy mieć tylko 4 zaklęcia, a by wybrać resztę trzeba albo zastąpić dotychczasowe, albo wykupić możliwość tworzenia dodatkowych poczwórnych zestawów, między którymi można przeskakiwać. Czarów jest ponad dwadzieścia, jednak niektóre są zdecydowanie przydatniejsze od innych. I to jednocześnie w walce, jak i eksploracji. Jest to więc pewnego rodzaju szczęście w nieszczęściu.
Nasza postać może się też skradać i myślę, że po wspomnianych już dialogach jest to drugi najbardziej nieudany element gry. Po pierwsze, brakuje mu balansu, bo rzucając na siebie czar Kameleona możemy bez trudu eliminować całe zastępy wrogów - niewidzialność nie wyczerpuje się i nie ma żadnych ograniczeń.
Po drugie, sztuczna inteligencja mocno kuleje i trzeba powiedzieć wprost, że wrogowie są po prostu głupi. Często nie zauważają, kiedy tuż obok eliminuje się ich sojusznika, a kiedy są podejrzliwi i nie za bardzo wiedzą, co ze sobą zrobić - wyciągają tylko różdżkę w gotowości, ale padają naszym łupem, kiedy z łatwością zachodzimy ich od tyłu. Nie potrafią też dostrzec ciał poległych pobratymców, bo ciała... po prostu znikają, mimo że nie zabijamy wrogów, a rzucamy na nich czar petryfikacji. Deweloperzy poszli więc na łatwiznę.
Graficznie Hogwarts Legacy stoi na wysokim poziomie i choć świat „na zewnątrz” odstaje nieco od fantastycznych budynków i ich wnętrz, lot miotłą lub hipogryfem nad ziemią zawsze robi wrażenie. Postacie wyglądają jednak co najwyżej poprawnie i we znaki dają się szczególnie dość brzydkie włosy czy brwi. Nastawcie się też na to, że podczas rozgrywki wasza postać będzie wyglądała wyraźnie gorzej niż widzicie ją na zbliżeniu w edytorze, z pełnymi detalami.
W testowanej przez nas wersji występowały też okazjonalne problemy z migającym nienaturalnie oświetleniem czy nagle „włączającą się” w scenie mgłą. Nie było to jednak nic, co przeszkadzałoby w zabawie, a w trybie wydajności gra zalicza spadki płynności bardzo rzadko. Podobno na premierę mają pojawić się aktualizacje upsprawniające tytuł.
Podsumowanie i ocena
Hogwarts Legacy to bardzo dobra gra z kilkoma gorszymi elementami, które wręcz nie pasują do reszty wykonanej z dużą pieczołowitością. To, co się udało, zdecydowanie przytłacza jednak niedociągnięcia i w efekcie gwarantuje wspaniałą przygodę w świecie magii. Pozwoliłbym nawet rzucić na siebie Obliviate, by ją zapomnieć i móc przeżyć jeszcze raz.
Deweloperom wreszcie udało się złamać klątwę „średniaków” na licencji. Fani z pewnością zasługiwali na taką grę, ale jednocześnie Hogwarts Legacy nie potrzebuje etykiety marki Wizarding World, bo doskonale broni się samo. Do tego świata po prostu chce się wracać.
Ocena: 8/10
Plusy: |
+ Niesamowicie zaprojektowany Hogwart |
+ Pełne drobiazgów i ciekawie zaprojektowane wnętrza budynków, także poza szkołą |
+ Efektowna i przyjemna walka |
+ Radość eksploracji bez przytłaczającego nagromadzenia ikon na mapie |
+ Misje to po prostu świetna zabawa, łącząca walkę i zagadki |
+ Nad zagadkami trzeba się czasami nagłowić |
+ Zaskakujący nacisk na elementy RPG |
+ Pokój Życzeń to miły i zaskakująco rozwinięty dodatek |
Minusy: |
- Miejscami naciągana fabuła |
- Większość NPC stoi w miejscu |
- Źle zbalansowane skradanie i głupota SI |
- Drętwe animacje i mimika podczas dialogów |
- Wybieranie zaklęć nie jest najwygodniejsze |
Platforma: PlayStation 5, Xbox Series X/S, PC, później także PS4, Xbox One i Switch - Premiera: 10 lutego 2023 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: RPG akcji, otwarty świat - Dystrybucja: cyfrowa, pudełkowa - Cena: 270 (PC), 320 zł (konsole) - Producent: Avalanche Software - Wydawca PL: Cenega Testowano na: PlayStation 5
Hogwarts Legacy - recenzja została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.