Hogwarts Legacy to kulturowy fenomen, jakiego dawno nie było
Sukces nie tylko finansowy.
12 milionów sprzedanych kopii w dwa tygodnie od premiery i ponad 260 milionów spędzonych w grze godzin. Liczby jedynie potwierdzają to, co wszyscy dobrze widzimy - Hogwarts Legacy jest sprzedażowym sukcesem, który przerósł oczekiwania samych twórców. Ale komercyjne powodzenie produktu to jedno - gra jest na dobrej drodze do tego, by stać się kulturowym fenomenem.
W swoim niedawnym artykule opowiadałem o moim dziecięcym doświadczeniu z powieściami o Harrym Potterze. Ot, przypadkowe sięgnięcie po książkę z dziwacznym chłopcem na okładce, które zaowocowało fascynacją magicznym światem, ale i zamiłowaniem do literatury w ogóle. A podobnych historii są na całym świecie miliony - dla mnie i wielu innych osób książki o młodym czarodzieju były pierwszymi, które pokazały, że czytanie nie musi być przykrym obowiązkiem.
Branża interaktywnej rozrywki również doświadczyła w swojej krótkiej historii kilku takich przypadków. Doom, Minecraft, czy nawet seria The Sims to produkcje, które odcisnęły znaczący ślad na popkulturze i przyciągnęły przed ekrany komputerów tych, którzy nie byli wcześniej zainteresowani graniem. A jednak wciąż dla wielu ludzi gaming stanowi niedostępną, a nawet niebezpieczną część współczesnej kultury. Jedni dają wiarę przeciwnikom gier, którzy uparcie chcą w nich widzieć kuźnię przyszłych morderców, inni z kolei nie mają na nie czasu lub nie wiedzą, z czym to się je i od czego mieliby zacząć.
Do grup tych od lat stara się dotrzeć Nintendo, tworząc platformy oraz gry o niskim progu wejścia, przyjazne dzieciom oraz zachęcające do wspólnej zabawy całe rodziny. I wystarczy zerknąć na pierwsze z brzegu zestawienia sprzedaży konsol, by dostrzec przytłaczający sukces ich misji. Ale popularność Animal Crossing czy gier z Mario w tytule to jedno, a przypadek Hogwart Legacy maluje całkowicie inny obraz.
Nie mamy tu do czynienia z niezobowiązującą grą dla początkujących, lecz z dojrzałym RPG-iem akcji, w którym gracz może podejmować moralnie wątpliwe wybory, a poziom trudności może odstraszyć tych, którzy z interaktywną rozrywką dotąd nie mieli nic wspólnego. A jednak chcą oni dołączyć do milionów graczy, którzy z wypiekami na twarzy przemierzają czarodziejski świat.
Nie mam twardych statystyk, które wesprą moje spostrzeżenie, ale napotykam w sieci na wiele postów pisanych przez takie osoby. Niektórzy nawet nie do końca wiedzą, w jaki sposób kupić grę lub jak ją zainstalować. Inni już ją nabyli, ale ich biurowy komputer nie radzi sobie z wymaganiami technicznym. Sfrustrowani pytają, jakie podzespoły kupić, by też mogli przebiec się korytarzami czarodziejskiej szkoły.
Ewidentnie są to więc osoby, które na co dzień nie grają w gry, a do interaktywnej rozrywki zachęciła ich wizja spełnienia dziecięcych fantazji o lataniu na miotle i rzucaniu zaklęć. Nosi to więc znamiona kulturowego fenomenu, o którym wspomniałem na początku. Tak jak powieści o Harrym Potterze przed laty, tak dzisiaj Hogwarts Legacy zaprasza do medium, które dla wielu jest wciąż niezbadanym terenem.
Oczywiście, warto zadać sobie pytanie o źródło tego wyjątkowo dobrego przyjęcia Hogwart Legacy. Choć sam w grze bawiłem się nieźle, nie powiedziałbym, by była ona techonologiczną rewolucją na miarę Dooma. Zdecydowanie nie posiada też społecznościowego potencjału Minecrafta, ani otwartości, jaką daje seria The Sims w kreowaniu własnej postaci. Pod względem fabularnym i narracyjnym daleko też dziełu Avalanche Software do powieściowego pierwowzoru.
Wątpię nawet, by czarodziejski RPG obronił się jako samodzielna produkcja, nie będąc osadzonym w dobrze znanym świecie wykreowaym przez J. K. Rowling. Sukcesu nie upatrywałbym zatem w wyjątkowości Hogwarts Legacy, ale magii Harry'ego Pottera i jego cudownego świata, który od ponad dwudziestu pięciu lat oczarowuje kolejne pokolenia. Ale bez względu na to, komu należy przypisać pełnię zasług, trzeba przyznać, że gra zawiera w sobie wyjątkową moc przyciągania.
A czy wszyscy ci, którzy ukończą dzieło Avalanche Software, zostaną kiedyś hardcorowymi graczami, zarywającymi nocki przy MMO RPG-ach lub speedranującymi Dark Soulsy? Najprawdopodobniej nie, ale przynajmniej część z nich, mając już sprzęt do grania i potrafiąc odnaleźć się w wirtualnym świecie, sięgnie zapewne w przyszłości po kolejne produkcje. Oznaczałoby to dla Hogwarts Legacy sukces, którego długo nie powtórzy żaden inny tytuł.