Horizon Forbidden West to świetny open world, ponieważ nie męczy
Lekki i przyjemny ogromny świat.
Uwaga: Tekst zawiera drobny spoiler dotyczący pewnej mechaniki rozgrywki odblokowywanej w późniejszym etapie gry.
Nieco ponad dobę przed publikacją tego tekstu ukończyłem główny wątek fabularny w Horizon Forbidden West. Zajęło mi to - wraz z wykonaniem dosłownie kilku zadań pobocznych - około 18 godzin. To wynik absolutnie idealny, jeśli chodzi o grę z otwartym światem.
Pamiętam, jak obejrzałem napisy końcowe Assassin's Creed Valhalla po jakichś 50 godzinach, kiedy też skupiałem się przede wszystkim na fabule. Później po prostu przez długi czas nie miałem ochoty wracać do gry. Pomijam fakt, że historia była najzwyczajniej w świecie „rozwleczona” i nieraz można było zgubić wątek.
Forbidden West natomiast idealnie prowadziło mnie przez cały świat, przedstawiając najważniejsze frakcje i obszary, ale na samym końcu - już po finale - czekało na mnie jakaś połowa mapy zakryta „mgłą wojny”. Najważniejsze, że dalej chciało mi się grać, szukać znajdziek czy wykonywać szereg opcjonalnych misji.
Pomaga tu choćby fakt, że tym razem nawet zadania poboczne mają świetnie wyreżyserowane cut-scenki. Drewniane, gadające kołki w dialogach w Zero Dawn potrafiły skutecznie zniechęcić i odbierały postaciom resztki osobowości. W sequelu jest inaczej. Po prostu lepiej.
Usprawniony system eksploracji - więcej możliwości wspinaczkowych czy możliwość szybowania dzięki lotni - sprawia też, że zwiedzanie świata nie jest frustrujące, jak to czasem bywało w poprzedniej odsłonie, kiedy Aloy musiała biec czy jechać na maszynie dookoła skały, zamiast po prostu na nią wejść.
Swoją drogą, dostęp do wierzchowców mamy w Forbidden West praktycznie od początku, gdy tylko trafiamy do pierwszej większej lokacji. Twórcy ewidentnie chcieli, by od pierwszych chwil rozgrywka była po prostu w maksymalnym stopniu wygodna.
Najprzyjemniejszą nowością, także związaną z eksploracją, jest możliwość dominacji Solarptaków. Latającą maszynę możemy przyzwać dopiero pod koniec gry, ale dzięki temu „czyszczenie” mapy z dodatkowych aktywności i misji po napisach końcowych jest szalenie przystępne.
Zresztą, nawet jeśli podczas lotu na wysokim pułapie widzimy pewne techniczne niedociągnięcia - jak spóźnione doczytywanie tekstur otoczenia - to nie sposób nie podziwiać fantastycznych krajobrazów. Nowy Horizon oferuje świat tak piękny, ponieważ zadbano o jego zawartość i przemyślaną topografię.
Najważniejsza jest jednak wspomniana na samym początku struktura głównego wątku. Możemy poznać i przejść grę stosunkowo szybko, a dopiero później - jeśli chcemy - zająć się resztą. Właśnie dzięki temu Forbidden West to dla mnie niemal idealny open world, który w ogóle nie przytłacza i nie męczy, a dodane nowości sprawiają, że po napisach końcowych ma się ochotę zostać w tym świecie.