Horizon Zero Dawn: The Frozen Wilds - Recenzja
Aloy na krańcu świata.
The Frozen Wilds nie pełni roli epilogu do Horizon Zero Dawn, a raczej bierze przykład z rozszerzeń Wiedźmina 3 i oferuje kolejny rozdział przygód bohaterki. W parze z nową historią dostajemy szereg misji pobocznych, przepiękną śnieżną krainę, silniejszych przeciwników i garść dodatków do ekwipunku i umiejętności. Wszystko to niewątpliwie zachęca do spędzenia z Aloy kilkunastu godzin.
Historia toczy się na niedostępnych wcześniej północnych terenach regionu. Tytułowa mroźna dzicz to terytorium plemienia Banuk, czyli szamanów wierzących w koegzystencję ludzi i maszyn. Trafiamy jednak na dość burzliwy dla tego ludu okres, gdyż coś w odległej górze przebudziło starożytnego „demona”, który nie tylko potrafi opętać maszyny, ale na dodatek tworzy zupełnie nowe, przerażające monstra. Świadoma swoich umiejętności i zebranej wiedzy Aloy podejmuje próbę zniszczenia zła zagrażającego krainie.
Opowieść, mimo że dla osób obeznanych z podstawową kampanią dość przewidywalna, to jednak angażuje. Misje poboczne prezentują podobny schemat, co w pierwowzorze, ale tym razem większość porusza głównie aspekty życia i kultury Banuk. Spotkamy się zatem z wielokrotnym podejmowaniem tematu roli religii i tradycji w codzienności, która nie zawsze pokrywa się z tym, co zapisano w świętych księgach. To duży plus dodatku, gdyż w podstawowej kampanii plemię to zostało potraktowane po macoszemu.
Mroźne ziemie stanowią również zupełnie nowy krajobraz w Horizon Zero Dawn. Owszem, wcześniej widzieliśmy śnieg, ale nie w takich ilościach, by Aloy musiała prawie do pasa kroczyć w białym puchu. Przepięknie również prezentują się detale śnieżyc, kiedy nawałnica przysłania wszystko dookoła, a ponadto zagłusza podstawowe dźwięki. Walka w takich warunkach oferuje nowe wrażenia. Nic też nie wygląda tak dobrze, jak zachód słońca w akompaniamencie śnieżnych opadów.
Dla Aloy nie jest to jednak jedynie wycieczka krajoznawcza. Już od pierwszych chwil natrafiamy na nowych reprezentantów metalicznej fauny, którzy nawet dla doświadczonej postaci okazują się nie lada wyzwaniem. Dodatkowym zagrożeniem są dziwaczne konstrukty przypominające skrzyżowanie kwiatu z radarem, posiadające umiejętność opętania maszyn, a także ich leczenia. Trzeba się więc zajmować w pierwszej kolejności, by nie przeszkadzały w potyczkach - choćby z mecha-grizzlym.
Kontynuacja recenzji na następnej stronie