Hotline Miami 2: Wrong Number - Recenzja
Krew z krwi.
Hotline Miami okazało się zjawiskową grą, którą pokochali gracze i krytycy na całym świecie. Wrong Number już tak nie szokuje i stawia na sprawdzone schematy. To po prostu więcej tej samej, ale wciąż dobrej zabawy.
Tym razem twórcy większą uwagę poświęcili scenariuszowi, przedstawiając wielowątkową historię w stylu Quentina Tarantino, choć oczywiście jest to opowieść w pełni liniowa.
Grę tworzy sześć aktów, z dwudziestoma pięcioma rozległymi poziomami. Wydaje się niewiele, ale wystarczy na pięć do siedmiu godzin intensywnej przygody, w trakcie której często wciskamy klawisz odpowiedzialny za restart etapu.
Formuła gry przedstawiona jest jako brutalny film akcji. Wcielamy się w kilka, początkowo niepowiązanych bohaterów. Głównym zadaniem jest wykonywanie poleceń otrzymywanych przez telefon. Prawie z każdym z nich wiąże się konieczność zabijania mnóstwa nieprzyjaźnie nastawionych bandziorów. Podobnie jak w pierwszej części gry, także tutaj jeden cios lub strzał zazwyczaj oznacza śmierć.
Siłą Hotline Miami jest mnogość rozwiązań w podejściu do eksterminacji wrogów. Możemy zatem próbować działać skrycie i likwidować nieprzyjaciół pojedynczo lub przeć przed siebie z nadzieją, że nie zostaniemy zabici pierwsi.
Druga część kładzie dużo większy nacisk na używanie broni palnej. Spłyca to niestety rozgrywkę. Często bowiem jesteśmy likwidowani strzałem ze strzelby spoza zasięgu ekranu. Aby przeżyć, musimy z kolei strzelać na ślepo z nadzieją, że położymy niewidocznego wroga jako pierwsi. Jest to jeden z większych problemów gry.
Inny wiąże się z koncepcją rozbudowy poziomów. Każdy obszar jest większy, ale twórcy nie potrafili go należycie zaprojektować i w pełni wykorzystać. Sporo tu pustych i kompletnie niepotrzebnych przestrzeni. Wprowadza to do rozgrywki pewien pierwiastek losowości, a kombinowanie i przemyślane strategie - stanowiące o sile pierwowzoru - schodzą na dalszy plan.
Sytuację tylko odrobinę ratuje fakt, że prawie przy każdym starcie poziomu wrogowie rozlokowani są nieco inaczej, a na pewno zajmują inną pozycję w pomieszczeniu. Wymusza to stosowanie innych taktyk, gdy pokonujemy obszar ponownie.
Kłopotliwa okazuje się również niska inteligencja przeciwników. W jednej sytuacji stojący przed nami facet ze strzelbą - mimo że jest odwrócony plecami - potrafi nas dostrzec i załatwić szybkim strzałem; kiedy indziej możemy podbiec do takiego delikwenta i chlasnąć go nożem, a ten nawet się nie odwróci. Budując strategię działania nie wiemy tak naprawdę, co nam wolno, a co skończy się kuriozalną porażką.
Mimo łatwo zauważalnych błędów, rozgrywka w Hotline Miami 2 wciąż potrafi wciągnąć i przynieść ogromną frajdę. Przybijająca, brutalna atmosfera, ze zmieniającymi się, psychodelicznymi kolorami i wizjami, nadal robi wrażenie.
Gdy kierujemy postaciami w maskach, akcja przyśpiesza, a rozgrywka wymaga szybkich i mądrych decyzji - to zdecydowanie najlepsze momenty gry, a w zabawie pomagają specjalne umiejętności czy bronie przypisane do konkretnych masek.
Oprawa wizualna i dźwiękowa nie uległa znacznym zmianom. Widać odważniejszą zabawę kolorami i drobnymi efektami, ale twórcy pozostali wierni pierwotnej wizji stylistycznej.
Całość uzupełnia prosty w obsłudze edytor poziomów, który niesie nadzieję na dłuższe życie gry, a może nawet powstanie społeczności, tworzącej własne plansze. Tytuł posiada też symboliczną polonizację, obejmującą wyłącznie dialogi - interfejs i menu pozostały w wersji oryginalnej.
Hotline Miami 2 na tle pierwowzoru pozostawia nieco do życzenia, a największym problemem jest w zasadzie brak wyraźnego rozwinięcia świetnej koncepcji. Gra spełnia swoje założenia: oferuje dobrą, brutalną i wymagającą rozgrywkę, ale nic ponad to.