Skip to main content

How to Survive - Recenzja

Nie takie zombie straszne.

Tematyka zombie i przetrwania apokalipsy wywołanej epidemią żywych trupów przeżywa renesans. Liczba filmów, książek i gier, poruszających ten wątek w obecnych latach jest rekordowa. Naturalnie, za ilością materiałów nie musi iść również jakość i How to Survive jest właśnie tego przykładem.

Tytuł łączy kilka rozwiązań, które z założenia wydają się interesujące i powinny złożyć się na bardzo ciekawą grę. Efekt końcowy nie jest jednak zbyt imponujący.

Po wyborze jednej z trzech dostępnych postaci, budzimy się jako rozbitkowie na tajemniczej wyspie. Z perspektywy rzutu izometrycznego widzimy plażę pełną topielców i szczątków zniszczonego statku. Inny ocalały informuje nas, że coś dziwnego dzieje się z mieszkańcami tego skrawka ziemi: atakują rozbitków i próbują ich pogryźć. By wydostać się z wyspy, musimy teraz odnaleźć pozostałych ludzi i razem z nimi zaplanować ewakuację.

Zwiastun premierowy How to Survive

Historia wydaje się od początku banalna oraz sztampowa, i nie zaskakuje do końca. Napotykane postacie drugoplanowe są kompletnie nieinteresujące. Z tłumu szarości wyłania się tylko Kovacs - autor tytułowego podręcznika przetrwania, którego rozdziały odnajdujemy podczas naszych wędrówek po wyspach. Podany w ten sposób samouczek jest zabawnym urozmaiceniem. Najistotniejsze detale rozgrywki Kovacs przedstawia osobiście, gdyż - jak się szybko okazuje - od jakiegoś czasu zamieszkuje tajemniczą wyspy.

Przetrwanie zależne jest od kilku czynników. Pierwszym i najistotniejszym jest dbanie o zaspokojenie potrzeb głodu, pragnienia i snu. Drugim jest zapewnienie narzędzi do obrony przed kroczącymi wszędzie truposzami.

Zdobycie pożywienia nie stanowi wyzwania, gdyż można je znaleźć wszędzie. Dojrzewające na krzewach owoce, zioła, biegające dookoła zwierzęta - wszystko to zaspokaja głód. Rozpalając ognisko w wyznaczonych miejscach, możemy usmażyć mięso i przygotować zapasy na wyprawę. Wodę ze studni pijemy bądź napełniamy butelki i zabieramy ze sobą.

Jedynym faktycznym problemem okazuje się sen. Otoczenie jest zbyt wrogie, by rozbić obóz byle gdzie, więc do noclegu musimy wykorzystywać specjalne schronienia, które uprzednio należy „oczyścić”. Odnalezione domki zamieszkałe są przez dziesiątki zombie, które nie pozwolą nam wyprostować kości. Dopiero po zabiciu lokatorów możemy spokojnie zasnąć.

„Jedynym faktycznym problemem okazuje się sen. Otoczenie jest zbyt wrogie, by rozbić obóz byle gdzie.”

Nie biorą zakładników

Bronie i zbroje tworzymy własnoręcznie. Zbierane przedmioty łączymy i w ten sposób konstruujemy najpotrzebniejsze narzędzia. Zaczynając od prowizorycznego łuku czy topora, przez zbroje z pociętych opon, kończąc na domowej roboty strzelbach i piłach mechanicznych. System łączenia przedmiotów jest całkiem wciągający i zaskakująco rozbudowany. Dorzucenie choćby guarany do wody pozwoli nie tylko zaspokoić pragnienie, ale i zmniejszyć potrzebę snu, a połączenie kilku tajemniczych ziół w efekcie da miksturę czasowo wzmacniającą wytrzymałość. Zbieractwo i kombinatoryka to zasadniczo najbardziej wciągająca część How to Survive.

Model walki jest prosty i przejrzysty. Krótkie wciśnięcie przycisku odpowiada za szybki, lekki cios, a dłuższe przytrzymanie wzmocni uderzenie i powali napastnika. W przypadku broni dystansowych powinniśmy celownik utrzymać przez chwilę na przeciwniku, by wymierzyć skuteczniej i zranić boleśniej.

Za wykonywanie zadań i eliminację zombie dostajemy punkty doświadczenia, za które możemy wykupywać dodatkowe umiejętności z prostego drzewka rozwoju. Jest to bardzo łatwy do opanowania system, który może zagwarantować przetrwanie. Niektóre umiejętności spowalniają postęp pasków głodu, pragnienia i snu, a jeszcze inne pozwalają na sprawniejszą eliminację gryzących napastników.

System dnia i nocy z początku wprowadza lekki dreszcz emocji, gdyż napotkany rozbitek informuje nas o tym, że po zmroku wychodzą bardziej agresywne i szybkie bestie. Jedyną metodą powstrzymania ich przed pogryzieniem naszych czterech liter jest światło, którego nienawidzą i trzymają się z dala. Strach przed nimi kończy się sekundę później, kiedy kolega przekazuje nam latarkę. Bateria nigdy się nie kończy, a chodzenie z nią w nocy to bezstresowy spacer z maczetą w dłoni.

Spokojny sen to podstawa

Cała historia zamyka się w maksymalnie czterech godzinach, podczas których wykonujemy proste zadania i poruszamy się z jednego do drugiego punktu. Nie ma potrzeby zbaczania z kursu, gdyż wszelkie potrzeby zaspokoimy zebranymi po drodze przedmiotami. Walki o przetrwanie jest więc niewiele. Co prawda, pod koniec przygody napotykamy nieco większych przeciwników, ale do tego czasu jesteśmy wyposażeni w sprzęt, który skutecznie zmienia ich w mięso mielone.

Istnieje możliwość eksplorowania wyspy w trybie kooperacji dla dwóch graczy przez sieć bądź lokalnie. To już kompletnie minimalizuje wyzwanie na poziomie normalnym, gdyż za każdym razem, jak stracimy życie, nasz kompan może nas reanimować.

Jedynym faktycznym wyzwaniem okazuje się najwyższy poziom trudności, który skutecznie zmniejsza ilość rozrzuconych surowców, a głód i zmęczenie bardzo szybko przypominają o sobie. Dodatkowym utrudnieniem jest śmierć, która rozpoczyna grę od początku.

How to Survive prezentuje się dobrze. Rzut izometryczny roztacza przed nami ładne i dostatecznie zróżnicowane lokacje, a modele przeciwników i zwierząt wyglądają i poruszają się naturalnie. Świat pełen jest nieżywych oprawców, którzy charczą, warczą i rzucają zgłoskami przez zakrwawione zęby. W nocy dodatkowe trzaski i zgrzyty dodają dreszczyku i tworzą otoczkę zagrożenia.

How to Survive to mała produkcja z wielkim i niewykorzystanym potencjałem. Intrygujący i rozbudowany system łączenia przedmiotów to za mało, by przyciągnąć na dłużej. Zwłaszcza że zarówno wielkość świata, jak i wątek główny nie oferują więcej niż kilka godzin rozrywki. Spragnionych wrażeń graczy już to może dostatecznie znudzić.

5 / 10

Zobacz także