Skip to main content

H.P. Lovecraft w kinie. Subiektywny ranking najlepszych adaptacji filmowych

Samotnik z Providence.

Twórczość samotnika z Providence nadal jest źródłem inspiracji nawet dla współczesnych autorów gatunku grozy. Tak pokaźna działalność H.P. Lovecrafta sprawiła, że wielu reżyserów zdecydowało się przełożyć język jego opowiadań na ekran, ale nie zawsze te adaptacje wiązały się z sukcesem artystycznym i finansowym.

Prawdę mówiąc opowiadania Lovecrafta nie doczekały się jeszcze godnego, filmowego reprezentanta, łączącego obie te kwestie. Większość z nich to produkcje sprzed wielu lat, które dziś trudno traktować serio. Mimo to warto przyjrzeć się tym filmom, które najwierniej odzwierciedlają pierwotną ideę pisarstwa Lovecrafta, czyli budowanie gęstego klimatu strachu, zagrożenia, ale także niesamowitych i nieprawdopodobnych wizji.

Zapraszam do subiektywnej listy pięciu najlepszych adaptacji filmowych mistrza gatunku.


5. „Reanimator” (1985), reż. Stuart Gordon

Film został zainspirowany krótką historią Lovecrafta o tym samym tytule z początków jego twórczości literackiej. Cykl został podzielony na pięć części i film wyraźnie je scala, tworząc spójną, ale jednak daleko odbiegającą od oryginału historię. Fabuła została – w przeciwieństwie do pierwowzoru – osadzona w latach 80’ i przedstawia losy młodego studenta medycyny na Uniwersytecie Miscatonic, który w ramach swoich badań odkrywa sposób na uzyskanie nieśmiertelności. W efekcie dzieje się wiele nieprzewidywalnych wydarzeń, które w filmie zostały potraktowane zarówno jako przedmiot generujący strach wśród widzów, jak i rozbawienie, ponieważ nie brakuje w nim elementów komicznych.

Film w latach 80’ zyskał ogromną popularność i nawet dziś zaskakuje autentycznością, zwłaszcza w kwestii efektownego obrazowania. Większość scen w tym filmie to krwawe potyczki pomiędzy ludźmi, a wskrzeszonymi zombie. To, co czyni jednak adaptację sensowną i wartościową, to z pewnością wierność oryginałowi, a film Gordona oprócz krwawej jatki nie naśladuje, ale w tylko niewielkim stopniu czerpie z Lovecrafta. „Reanimator” doskonale wkomponowuje się w konwencję horroru i nawiązanie do postaci głównego bohatera, ale zarazem swobodne rozwinięcie głównego wątku w innym niż Lovecraft kierunku sprawia, że film Gordona należałoby traktować jako samodzielną i jednak ekscentryczną interpretację reżysera.


4. „Zza światów” (1986), reż. Stuart Gordon

Kolejny film Gordona przypomina produkcję o rok starszą, a to ze względu na bardzo podobną obsadę. Podobieństwa zauważamy także w sposobie przedstawienia historii pierwotnie nakreślonej przez Lovecrafta (to adaptacja opowiadania pt. „Z otchłani”). Bohaterem opowieści jest Dr. Edward Pretorius (Ted Sorel), który ma obsesję na poszukiwaniu kontaktu z równoległymi światami. Aby to osiągnąć buduje maszynę, która pozwala mu odkryć faktyczne istnienie innej rzeczywistości i przejść „na drugą stronę” przerażającego uniwersum.

Film Gordona, w przeciwieństwie do „Reanimatora”, odtwarza i pozostaje wierny fabule z opowiadania Lovecrafta. Całość jest podsycona tajemniczym i stopniowym odkrywaniem paralelnego uniwersum, szczegółowym ukazaniem rozpadu ciała, które w krótkim opowiadaniu „Z otchłani” pełni ważną rolę. Oprócz samego „body horroru”, niewątpliwie atrakcyjnego i przyciągającego uwagę, Gordon podejmuje problem granicy pomiędzy fizyką i metafizyką, które były szczególnie ważne dla samego Lovecrafta.


3. „Szepczący w ciemności” (2011), reż. Sean Branney i Andrew Leman

Adaptacja opowiadania Lovecrafta o tym samym tytule prezentuje się o wiele lepiej, niż poprzednie dwie propozycje Stuarta Gordona. Nie jest to już kino przesiąknięte latami 80’, ale wierne i zarazem nawiązujące do tradycji kina odzwierciedlenie ducha opowiadań samotnika z Providence. Akcja „Szepczącego w ciemności” została osadzona w latach 30’ i przedstawia historię Alberta Wilmartha, profesora folkloru, który zajmuje się badaniem mitologii pozaziemskich istot. Nawiązuje on kontakt z synem farmera, który mieszka niedaleko pasma górskiego, uznawanego za siedlisko prastarych istot.

Narracja została częściowo poprowadzona z perspektywy pierwszoosobowej, co już jest dużą zmianą w stosunku do znacznej większości adaptacji. Poza tym film, wprawdzie osadzony w rzeczywistości przedwojennej, doskonale wkomponowałby się nawet w klimat lat 50’ i kryzysu zimnowojennego. W filmie otrzymujemy to, do czego Lovecraft dążył w swoich opowiadaniach, czyli tworzenia stałego napięcia i poczucia niebezpieczeństwa, wywołanego ograniczeniami ludzkiej percepcji.


2. „Dagon” (2001), reż. Stuart Gordon

Nieco bliższa współczesnym doświadczeniom jest adaptacja wspomnianego już Stuarta Gordona, opierająca swoją fabułę na dwóch opowiadaniach Lovecrafta pt. „Widmo nad Innsmouth” i „Dagon”. W filmie mamy do czynienia z luźnym potraktowaniem treści utworów, ale to, co z dorobku pisarza czerpie reżyser, to z pewnością zabiegi artystyczne, które w tym filmie sprowadzały się do tworzenia atmosfery napięcia i grozy.

Fabuła przedstawia losy Paula Marsha, czyli zdolnego i młodego mężczyzny, który osiągnął sukces finansowy na giełdzie. Wraz z przyjaciółmi zdecydował się na krótki wypoczynek na pokładzie jachtu u wybrzeży Hiszpanii. W czasie ich pobytu w pobliskim miasteczku dochodzi do osobliwych i przerażających wydarzeń.

Atutem filmu jest z pewnością bogata scenografia, choć gra aktorska pozostawia wiele do życzenia. Jest to jedna z niewielu produkcji Gordona, w której reżyser na poważnie próbował odzwierciedlić klimat utworów Lovecrafta i zdaje się, że cel został przynajmniej w jakimś stopniu osiągnięty.


1. „Zew Cthulhu” (2005), reż. Sean Branney i Andrew Leman

Sztandarowe dzieło Lovecrafta przełożyli na język filmu Branney i Leman, odpowiedzialni także za wspomniana adaptację pt. „Szepczący w ciemności” z 2011 roku. Jest to – w mojej opinii – dotychczas najlepsza adaptacja dzieł samotnika z Providence. Film niemy, czarno-biały, ale okraszony dużą ilością dynamicznych i stylizowanych na lata 20’ efektów specjalnych. Poza tym jest to jeden z nielicznych filmów nie tylko odwołujących się do pierwowzorów, ale rzeczywiście obrazujących akcję samego utworu Lovecrafta. Dotyczy ona przede wszystkim profesora Ralpha Lucasa, który jest badaczem zajmującym się antropologią. Pozostawia swojemu siostrzeńcowi Wilcoxowi notatki na temat kultu Cthulhu, który jest istotą spoczywającą w ziemskich głębinach.

Dodatkowym atutem jest niepokojąca muzyka, znakomicie oddająca klimat utworu i potęgująca napięcie, a także stałe poczucie zagrożenia. Ponadto kluczowym elementem był tu – jak sądzę – dobór odpowiednich aktorów, którzy wcielali się w postaci głównych bohaterów: Ralph Lucas jako George Angell wzorcowo ukazał postać doświadczonego akademika, Chad Fifer w roli Wilcoxa doskonale zaprezentował osobowość nerwową, targaną silnymi emocjami.

Wyraźną zmianą w scenariuszu (w porównaniu z literackim pierwowzorem) jest ukazanie narratora jako osoby osadzonej w szpitalu psychiatrycznym i zdającej relację ze swoich obserwacji, a także usunięcie scen zabójstwa profesora Angella. Mimo to film zasługuje na najwyższe uznanie, przede wszystkim ze względu na jakość odwzorowania opowiadania Lovecrafta.

Zobacz także