Idealna Valhalla - czego oczekujemy po nowej odsłonie Assassin's Creed
Lista życzeń.
Seria Assassin's Creed na dobre zapisała się już na kartach historii gier wideo. Premiera każdej kolejnej części cyklu to wielkie wydarzenie, które wywołuje wiele emocji. W miarę jednak, jak Ubisoft podejmuje się nowych eksperymentów w ramach tej silnej marki, na deweloperów spada też coraz więcej krytyki.
Nie da się ukryć, że seria zatraciła nieco swojego oryginalnego klimatu, a dwie ostatnie, RPG-owe odsłony zmagały się z wieloma poważnymi problemami. Nadchodzi jednak kolejna generacja sprzętowa, a z nią szansa na nowe rozdanie. Zebraliśmy więc najważniejsze elementy, które chcemy zobaczyć w Assassin's Creed Valhalla.
Koniec z grindem
Jednym z największych grzechów Origins i Odyssey był wymuszony grind, czyli konieczność wykonywania zadań pobocznych, pod groźbą braku możliwości kontynuowania historii. Twórcy doprowadzili niestety do tego, że nie było opcji poznania wyłącznie wątku głównego. Choć momentami mogło się wydawać, że historia biegnie odpowiednim tempem i bez przestojów, to gdy tylko Bayek, Kassandra lub Alexios przestali zajmować się pobocznymi aktywnościami, przed głównymi zadaniami wyrastała blokada, którą można było przebić tylko odpowiednim poziomem.
W wyniku takiego projektu zabawy, gracze musieli niemal zmusić się do ciężkiej harówki przy nudnych zadaniach, by odebrać „nagrodę” w postaci misji fabularnej. Takie zadania jednak szybko się kończyły. Trzeba więc było wracać do „pracy”.
Na szczęście Ubisoft zapewnia, że nie doświadczymy grindu w Valhalli. Trzymamy za słowo.
Mniej zadań pobocznych i aktywności na mapie
Mapy w RPG-owych odsłonach serii Assassin's Creed są wprost przytłaczające. Po odwiedzinach nowej krainy, liczba znaczników jednych graczy zapewne cieszy, ale innych wyprowadza z równowagi, grążąc widmem wielokrotnego podejmowania się bliźniaczych aktywności.
Alternatywą dla tego życzenia byłoby „Ciekawsze zadania poboczne i aktywności na mapie”. Dwie ostatnie odsłony cyklu wystarczająco wiele razy udowodniły, że misje polegające na udaniu się do konkretnej lokacji i eliminacja celu lub kradzież wskazanego przedmiotu przestają bawić już po kilkunastu powtórzeniach. Chcemy więcej dopracowanych przerywników filmowych, interesujących opowieści, drobnych ludzkich historii, a przede wszystkim - różnorodności.
Ciekawa, angażująca historia
Miejscami niespójna i chaotyczna fabuła sprawia, że z każdą kolejną godziną zabawy w Origins i Odyssey coraz mniej interesuje nas los głównych bohaterów. Spotkanie z najważniejszymi osobistościami danego okresu dziejów ludzkości to cenna lekcja historii, ale szybko zapominamy, co tak właściwie jest motywacją głównego bohatera.
Valhalla ma szansę przedstawić nieco bardziej przyziemną, intymną i przepełnioną emocjami historię Eivor. Trudno sobie wyobrazić, by nowy asasyn (lub asasynka) zajął miejsce na podium najbardziej lubianych bohaterów serii, stając obok Ezio Auditore, ale jest szansa, że nie zapomnimy o nim tak szybko, jak chociażby o Bayeku.
Skradanie godne serii o zakapturzonych zabójcach
Dawniej bycie asasynem wiązało się między innymi z ukrywaniem się w tłumie czy sprytnym wykorzystaniem elementów otoczenia podczas ucieczki od strażników. Dziś ukrywamy się głównie w wysokiej trawie i w prosty sposób eliminujemy kolejne cele, które nawet po ujrzeniu martwego towarzysza szybko przechodzą od stanu zaalarmowania do całkowitego relaksu.
Oczekujemy więcej możliwości skradania i nowych mechanik, które wzbogacą tę część rozgrywki.
Eksploracja kultury wikingów
Oczywiście cieszymy się, że wejdziemy w skórę nordyckiego woja z brodą zaplecioną w warkocz i ciężką, wikińską zbroją na barkach, ale Valhalla może być czymś znacznie ciekawszym w kontekście kulturowym.
Origins i Odyssey doskonale pokazały zwyczaje i obrzędy starożytnego Egiptu i antycznej Grecji, a poznawanie szczegółów życia codziennego przedstawicieli tak odległej epoki było znacznie bardziej angażujące niż niektóre zadania poboczne.
Wikingowie wierzyli w wielu bogów czy olbrzymów, którzy spełniali różne role przy tworzeniu świata lub utrzymywaniu go w dobrym stanie. W ich życiu liczyły się też rytuały. Ubisoft może wykorzystać bogaty folklor skandynawskich wojowników, by mity i legendy przerodziły się w ciekawe zadania.
Realistyczniejsza i bardziej przyziemna walka
Ubisoft zapowiedział już, że walka w Valhalli będzie dynamiczna i brutalna, ale trudno zweryfikować te słowa bez spojrzenia na realny gameplay. Zresztą, zastanówmy się: czy większy dynamizm i brutalność to na pewno najważniejsze, czego oczekujemy od nowego Assassin's Creed?
Producent serii wyraźnie nie może się zdecydować na konkretny styl i ton walki, eksperymentując z różnymi wariantami. Doskonałym przykładem jest Unity i Syndicate. Gry powstałe na tym samym silniku dzieli zaledwie rok, a oferują zupełnie inne podejście do starć. Unity ma powolne, realistyczne potyczki z imponującymi animacjami, a Syndicate porzuca je na rzecz wręcz komiksowych, przerysowanych bójek ulicznych.
Aktualnie walka w Origins i Odyssey wydaje się zbyt „lekka”, wręcz slasherowa, przez co kontrastuje z tonem opowieści o korzeniach Bractwa. Nie wszystkim podobają się też „magiczne” umiejętności, rodem z gier MMO. Po Valhalli oczekujemy więcej ciężaru i brudu, ale też stonowania walki, by sprawiała choć niewielkie pozory dążenia do realizmu.
Powrót do korzeni z parkourem
Choć młodsi gracze mogą tego w ogóle nie wiedzieć, jednym z głównych filarów Assassin's Creed był dawniej parkour. Sprawne przemieszczanie się po mieście i szaleńcza ucieczka od strażników pomiędzy dachami jeszcze kilka lat temu czyniła serię wyjątkową i skutecznie pompowała adrenalinę.
Parkour oczywiście jest obecny również w Origins i Odyssey, ale porównując jakość animacji czy płynność ruchu do poprzednich odsłon, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia ze swoistym downgrade'm. Fani serii na pewno zauważyli też, że rola freerunningu jest również znacznie mniejsza. Miejmy nadzieję, że Valhalla to zmieni i skutecznie powróci w tym kontekście do jakości, którą seria prezentowała jeszcze lata temu.