Skip to main content

Recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg. Znakomita przygoda nie tylko dla fanów klasyki

Największa wyprawa Indiany Jonesa.

Indiana Jones i Wielki Krąg to gra, na którą najsłynniejszy archeolog w popkulturze po prostu zasłużył. Nie tylko najwięksi fani kina przygodowego docenią to, jak znakomicie poradziło sobie studio MachineGames ze stworzeniem angażującego i pełnego niespodzianek świata.

Mimo to przed zagraniem warto sobie filmy przypomnieć choćby szczątkowo, ponieważ Wielki Krąg opowiada o zaginionym rozdziale z życiorysu Indiany Jonesa, rozgrywając się pomiędzy wydarzeniami z Poszukiwaczy Zaginionej Arki oraz Ostatniej Krucjaty. Kultowy fragment pierwszego z tytułów rozegramy nawet osobiście - twórcy sprytnie wykorzystali scenę poszukiwań złotego bożka, by pokrótce wyłożyć graczowi, o co w grze właściwie chodzi.

Pierwszy kontakt może być odrobinę mylący. Widzimy bowiem korytarzową sekwencję żywcem wyciętą z filmów, tym razem odtworzoną na silniku gry. Po prawdzie więcej tu właśnie oglądania niż samego grania. Wszystko to jednak pozory, ponieważ wkrótce przekonamy się, że Indiana Jones i Wielki Krąg ma zdecydowanie więcej wspólnego z serią Dishonored od studia Arkane, aniżeli filmowymi grami akcji.

W trakcie przygody przelecimy i przepłyniemy tysiące kilometrów.

W pogoni za skradzionym kotem

Ukończywszy samouczek, opuszczamy dżunglę i przenosimy się do uniwersytetu Marshalla w stanie Connecticut. Obudzony przez podejrzane dźwięki doktor Jones opuszcza śpiącego na fotelu obok towarzysza, by odnaleźć źródło hałasu. Mnie śledztwo zajęło dłużej niż przewidywali twórcy, ponieważ po drodze przyklejałem twarz do każdej ściany budynku, nie mogąc przestać się nadziwić, jak wiele detali, w postaci choćby gazetek uniwersyteckich czy opisów eksponatów, udało się zmieścić w tak ograniczonej przestrzeni. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że na zbadanie każdego metra kwadratowego w grze po prostu nie starczy mi czasu.

Niespodziewanie, przydługi spacer dr Jonesa zakończył się… walką. Oto bowiem wśród porozrzucanych eksponatów i książek klęczy potężnie zbudowany mężczyzna, mrucząc pod nosem łacińskie inkantacje. Protagonista staje do beznadziejnego pojedynku, ale szybko ustępuje pola i traci przytomność. O poranku po gigancie nie ma już śladu - ostały się jedynie brudne ślady, zniszczenia oraz konkretna poszlaka: medalion z symbolem Watykanu oraz zaginiona mumia kota. Doktor Jones porzuca więc prace na uczelni i rusza do Stolicy Apostolskiej, nie mając jeszcze pojęcia, w jak skomplikowaną intrygę się pakuje.

Tutaj zaczyna się właściwa część przygody. Na miejscu poznajemy sympatycznego ojca Antonio, od którego otrzymujemy bazę wypadową, przebranie oraz zadanie główne, z którym nie musimy się spieszyć. Watykan to pierwsza otwarta lokacja, której pełne zwiedzenie zajmie długie godziny. Całe miasto składa się z poziomych i pionowych przejść, skrótów i pozornie niedostępnych pomieszczeń, kryjących sekrety i łamigłówki, za rozwiązanie których nagrodzeni zostaniemy tutejszym odpowiednikiem punktów doświadczenia lub pieniędzmi. Te natomiast wydamy na książki, które pełnią rolę… systemu rozwoju postaci.

Nie dajcie się zwieść pozorom. Na każdym rogu słonecznego Watykanu czają się oddziały faszystowskiej milicji.

Rozgrywka wygląda więc tak, że w trakcie rozwiązywania jakiegoś zadania - np. szukania kolejnego zaginionego kota - natrafimy na list, w którym dowiemy się o innej rzeczy do odkrycia - czy to o sejfie z faszystowskim złotem, czy tajemniczej przesyłce pozostawionej gdzieś za zamkniętymi drzwiami pałacu. Może się też zdarzyć, że gdy już uporamy się z zadaniem, nasz wzrok przykuje zakrzywiony obraz, kryjący… kolejne skarby. Dzięki pętli ciągłego odkrywania eksploracja toczy się płynnie, a kolejne wpisy do dziennika napędzają do działania, zamiast przytłaczać.

Różnego rodzaju aktywności pobocznych jest sporo. Te najważniejsze, zwane „zleceniami”, potrafią nie tylko rozwinąć wątki pobocznych postaci - a czasem nawet i zagłębić się w psychikę głównego bohatera - ale i odblokować niedostępne wcześniej lokacje, w których - niespodzianka! - odkryjemy kolejne znajdźki.

Prawdę mówiąc w pewnych momentach trudno było mi uwierzyć, że niektóre ze zleceń nie były częścią wątku głównego, lecz czymś zupełnie opcjonalnym. Jako że na mapie nie znajdziemy żadnych znaczników i wykrzykników (chyba że kupimy specjalny przedmiot), większość aktywności pobocznych możemy po prostu przegapić. Na szczęście w menu znajdziemy dokładne statystyki dotyczącego tego, ile znajdziek i sekretów zostało jeszcze do odkrycia w danej lokacji.

W dzienniku znajdziemy zebrane wskazówki oraz mapę. Ta będzie z czasem coraz bardziej szczegółowa, uzupełniana notatkami i oznaczeniami.

Walka i skradanie, czyli jeden wielki plac zabaw

A dlaczego wspomniałem wcześniej o serii Dishonored? Skojarzenie z gatunkiem immersive sim przyszło mi do głowy, gdy tylko natknąłem się na pierwszą grupę przeciwników. Wielki Krąg nie jest rasową skradanką: mobilność bohatera ogranicza się do kucania i wślizgów, a zajście wroga od pleców nie gwarantuje udanego ogłuszenia. Oponenci nie są też szczególnie bystrzy: ich pole widzenia po bokach właściwie nie istnieje, a z pościgu rezygnują szybciej niż duzi wydawcy z gier-usług. Brakuje też wielu innych, zdawać by się mogło, oczywistych mechanik, jak „przyklejania się” do zasłon czy przylegania do ziemi. Możemy za to rzucać przedmiotami, by odciągać uwagę wrogów, a także przenosić ciała, by nie zaalarmować całego posterunku

Trudno jednak odczuć, aby gra jakoś szczególnie premiowała zabawę po cichu. Przyłapanie przez jednego czy dwóch żołnierzy nie jest żadnym problemem - wystarczy pokonać ich w walce, a ciała ukryć gdzieś na boku, żeby w spokoju działać dalej. Gorzej, jeśli natrafimy na żołnierzy z psami albo dowódcę oddziału - ci potrafią błyskawicznie podnieść na nogi cały obóz. Pod koniec gry jest to z reguły wyrok śmierci - przeciwników nie tylko jest więcej, ale i chętniej korzystają z broni palnej, nie dając żadnej szansy na kontrę. Czasem nie musimy jednak ani walczyć, ani się zakradać. Wystarczy znaleźć przebranie, które odblokuje dostęp do bronionych miejsc, i trzymać się z dala od kapitanów, którzy podstęp szybko wykryją.

Indiana nie ma pod rękawem ukrytego ostrza, więc garnek musi załatawić sprawę.

Sytuacje, w których gra wrzuca nas do otwartego konfliktu, można policzyć na palcach jednej ręki. W zdecydowanej większości przypadków to my decydujemy, czy chcemy zakraść się do magazynu wroga wykorzystując dziurę w płocie, czy może zaatakować strażników bramy, odebrać im broń i rozpętać piekło. Nie trzeba się też martwić o wymuszone wczytywanie zapisów w ramach kary za ukończenie misji niezgodnie z wolą twórców, ponieważ nie da się tutaj grać „w zły sposób”. Wybijanie całych posterunków nie ma jednak wiele sensu, ponieważ z czasem przeciwnicy i tak się odrodzą. Bywa to irytujące, jeśli do jakiegoś miejsca musimy wracać kilkukrotnie.

Walka w Wielkim Kręgu to czysty chaos, który absolutnie pokochałem. Indiana Jones ma w sobie coś z Batmana i nie za bardzo pasuje do niego zabijanie ludzi, więc w 90 procentach przypadków będziemy się bić albo na pięści, albo korzystając z improwizowanej „broni”. To spore wyolbrzymienie, ponieważ za broń uznaje się tutaj pałkę, klucz francuski, młotek, miotłę czy… skrzypce. Dopiero w drugiej połowie gry otrzymamy do rąk bardziej zabójcze zabawki, jak pistolet, rewolwer czy karabin.

W porównaniu do walki w zwarciu, strzelanie wypada nijako, co jest dosyć zaskakujące, biorąc pod uwagę, że studio MachineGames zasłynęło właśnie ze strzelanek. Tutaj jednak karabinom brakuje ciężaru, mocy i odrzutu, a przeciwnicy pochłaniają pociski jak gąbki i padają na ziemię ledwo co zakrwawieni. Co innego starcia w zwarciu, zbudowane z lekkich i mocnych ataków, kontr, uników i specjalnych uderzeń biczem. Siłę każdego celnego uderzenia czuję się niemalże na własnym ramieniu, a wykrzywione z bólu i zaskoczenia twarze wrogów wyglądają tak realistycznie, że trudno nie poczuć się jak w ringu. Wisienką na torcie są soczyste nokauty, którym towarzyszy charakterystyczny strzał z bicza i komiczny ragdoll nieprzytomnego przeciwnika.

Przeciwnicy niechętnie sięgają po broń. Wolą rozwiązać konflikt po męsku.

Siłę mięśni i wytrzymałość Indiany Jonesa rozwijamy dzięki wspomnianym wcześniej książkom, zdobywanym w ramach eksploracji czy zwykłych zakupów. Niektóre ze specjalnych zdolności są wyjątkowo potężne - szczególnie ta pozwalająca powstać po „śmierci”, poprzez… podniesienie kapelusza. Możemy też skorzystać z klasycznego wzmocnienia zdrowia, powiększenia limitu przedmiotów leczących czy choćby zwiększenia obrażeń zadawanych improwizowaną bronią.

Grobowce, zagadki, wajhy i pułapki

Walka i skradanie to jedno, ale trzeba jeszcze znaleźć czas na plądrowanie grobowców. Każda taka lokacja, w której rozgrywa się zadanie główne lub zlecenie, jest unikatowa i stawia przed nami inny zestaw zagadek. W Egipcie zajmiemy się ustawianiem talerzy w taki sposób, by odbijały światło w odpowiednią stronę, a w dżungli Sukhotai zabawimy się w inżynierów, zapewniając dopływ wody między punktem A i B albo projektując odpowiednie połączenie kół zębatych.

Do tego dochodzą również jednorazowe łamigłówki w lokacjach w wątku głównym, polegające najczęściej na ustawianiu obiektów w taki sposób, by pasowały do ukrytego we wskazówkach schematu. Ani gra, ani towarzyszące postacie nie rzucają rozwiązaniami zagadek prosto w twarz gracza, ale nie są one też aż tak wymagające, aby było to konieczne. Prawdę mówiąc najwięcej czasu, bo około 40 minut, spędziłem na rozszyfrowywaniu pewnej wiadomości, w której literka „a” pomyliła mi się z „o”. Jeśli jednak chcielibyście stanąć naprzeciw prawdziwego mózgołamacza, którego rozwiązanie będzie wymagało godzin obliczeń i kombinowania, Wielki Krąg raczej was rozczaruje.

Zagadki z głównej linii fabuły są ciekawsze od tych napotykanych „na boku”.

Nie znajdziemy tu również większej rewolucji, jeśli chodzi o sekwencje zręcznościowe. Elementy, takie jak wspinaczka, chwytanie się krawędzi czy huśtanie na biczu działają i spełniają swoją rolę, ale nie wykraczają poza skalę poprawności. Nie oznacza to jednak, że jest nudno i powtarzalnie. Gra nadrabia braki wykorzystując dodatkowe utrudnienia, jak np. groźne zwierzęta czające się w wodzie i na ziemi, albo wrzucając bohatera do zawiłych lokacji na kształt labiryntu, w których przydaje się nie tyle refleks, co dobra pamięć i rozeznanie.

Każda duża lokacja oferuje nie tylko zestaw innych wyzwań, ale i znaczące zmiany pod względem struktury mapy. Watykan to skomplikowany układ korytarzy, tajnych przejść, dachów i balkonów. W Egipcie mapa jest niemalże w całości płaska, a sekretów musimy wypatrywać w przykrytych piaskiem grobowcach. W dżungli natomiast pomiędzy poszczególnymi lokacjami przemieszczamy się na pokładzie łodzi, z której w każdej chwili możemy wyskoczyć, by poszukać skarbów na dnie rzeki albo zakraść się do bazy wroga na nogach.

Do wcześniej odwiedzonych lokacji możemy wrócić w każdej chwili, by nadrobić nieodkryte znajdźki i zadania.

Największa przygoda Indiany Jonesa

Fabuła Wielkiego Kręgu rozkręca się powoli, dając dużo czasu i przestrzeni na wciągnięcie się w poszukiwanie sekretów, ale mniej więcej od połowy znacznie przyspiesza. Oprócz otwartych lokacji odwiedzimy też te bardziej korytarzowe, skupiające się na rozpędzeniu akcji i zasypaniu gracza efektownymi sekwencjami rodem z serii Mission Impossible. Zagłębianie się w tajemnice tytułowego Kręgu jest intrygujące, chyba że akurat oglądamy scenę, w której bohaterowie próbują nadać sens ponadnaturalnym zjawiskom. Przyznam, że zdawało mi się chwycić za telefon, gdy któryś już raz musiałem słuchać o wielkiej mocy, która nie może wpaść w ręce nazistów.

Nie jest to bynajmniej wina aktorów: Indiana Jones w wykonaniu Troya Bakera jest fenomenalny i autentyczny - ani przez chwilę nie odczułem, aby nieobecność głosu Harrisona Forda wyrzucała mnie z immersji. Pomaga przy tym również klimatyczna muzyka, łącząca kultową z ścieżkę dźwiękową z filmów wraz z nastrojowymi utworami skomponowanymi na potrzeby gry.

Podobnie jak w filmach, i Wielkim Kręgu nie brakuje elementów magicznych, a im bliżej finału, tym więcej szalonych rzeczy pojawia sie na ekranie. Cała historia to kawał naprawdę porządnego kina przygodowego, choć scenarzystom zdarza się raz po raz pójść na łatwiznę. Filmowy Indiana Jones też potrafił wyjść z najbardziej absurdalnych sytuacji, ale z reguły udawało mu się to dzięki sprytowi. W przypadku gry większą rolę odgrywa głupota przeciwników, a także - używany naprawdę do przesady - zabieg narracyjny z pojawiającym się znikąd wybawicielem. Nie są to głupoty fabularne, które wytrącają z rytmu opowieści, ale niektóre sceny wręcz prosiły się o bardziej kreatywny scenariusz.

Twórcy przygotowali łącznie cztery godziny cutscenek.

Z początku miałem też wątpliwości co do nowej towarzyszki protagonisty - dziennikarki Giny. Na szczęście szybko okazało się, że jej celem nie jest rzucanie na lewo i prawo podpowiedziami czy żartami. Ma swoje sensowne motywacje, a wytworzona między nią i Indianą Jonesem relacja ciekawie podbudowała nieco zaniedbany portret psychologiczny archeologa - zwłaszcza w kwestiach relacji damsko-męskich czy podejściu do założenia rodziny. Gdyby jeszcze tylko ktoś nauczył Ginę kryć się przed przeciwnikami…

Odniosłem wrażenie, że na etapie produkcji twórcy nie brali pod uwagę, że Gina będzie przy bohaterze w otwartych sekwencjach z przeciwnikami. Często bowiem jest dla nich całkowicie niewidoczna, nawet jeśli stoi wyprostowana w samym środku posterunku wroga. Gdy jednak dojdzie już do starcia, potrafi być bardzo pomocna, ogłuszając wrogów i zbierając na siebie uwagę. Nie trzeba się też martwić o jej życie - jeśli zbierze za dużo obrażeń, po prostu na chwilę przyklęknie, aby się „zregenerować”.

Z aparatu korzystamy co chwilę, niczym podekscytowany turysta. Punkty zdobyte za zdjęcia ciekawych obiektów i postaci możemy wymienić na nowe umiejętności.

Kwestie techniczne

Wersja gry na Xbox Series X oferuje tylko jeden tryb graficzny celujący w 60 klatek na sekundę, więc pewne cięcia w jakości grafiki były konieczne. Mimo to konsolowa oprawa prezentuje naprawdę wysoki poziom - czy to jeśli chodzi o szczegółowość otoczenia, czy jakość modeli postaci. W oczy kłuć może jednak wyraźnie mniejsza liczba detali na twarzach bohaterów drugoplanowych, jak i niższej jakości obiekty oraz roślinność, widziane z daleka.

Trzeba też przyznać, że Wielki Krąg nie jest grą wolną od błędów. Dzielny archeolog nie zawsze złapie się tej krawędzi, której powinien, a wspinanie się po biczu wymaga czasem kilku podejść, zanim kamera przełączy się na właściwą perspektywę. Zdarzają się również sekwencje, gdzie gra w nie do końca czytelny sposób wskazuje, jakich elementów możemy się chwycić. W rozwiązywaniu zagadek przeszkadza natomiast fakt, że przeglądanie dziennika w poszukiwaniu wskazówek zajmuje po prostu zbyt dużo czasu (przynajmniej na konsoli).

Gina często robi dziwne miny. Być może to reakcja na bałagan, który Indiana pozostawia za sobą regularnie.

W ciągu kilkunastu godzin natknąłem się też na błędy poważniejsze, choć żaden gry nie „zepsuł”. W kilku momentach postacie zaczęły nagle prowadzić dialog z związany z zadaniem sprzed paru godzin. Innym razem bohater pod wodą zamiast płynąć, po prostu stanęła na ziemi. Dziwne rzeczy potrafiły się dziać również z mimiką postaci - w cutscenkach modele wyglądają znakomicie, ale w trakcie gry potrafią dziwnie wykrzywiać uśmiech, mrużyć oczy czy nawet machać całym ciałem w nienaturalny sposób. Przeszkadzać mogą także sekundowe spadki klatek podczas przejść w przerywnikach filmowych. Podczas rozgrywki podobnych ścięć już nie doświadczyłem - gra bardzo radzi sobie z utrzymaniem stabilnej liczby FPS-ów na Xbox Series X.

Podsumowanie

Nawet mimo technicznych niedoróbek, trochę zbyt niskiego poziomu trudności i nie zawsze logicznego scenariusza, żaden tegoroczny tytuł nie dał mi tyle radości z grania, co Indiana Jones i Wielki Krąg. Nie mogę też powiedzieć, abym swoja przygodę uważał za zakończoną. Wiem, że prędzej czy później do gry powrócę, by odkryć każdy z pozostałych sekretów.

Ocena: 8,5/10


Ważne: Wprowadzamy „połówki” w naszym systemie ocen w recenzjach. Indiana Jones i Wielki Krąg jest pierwszą grą, która otrzymuje taką notę.
Plusy:
+ Klimat żywcem wyjęty z filmów
+ Indiana Jones w wykonaniu Troya Bakera nie stracił ani krzty charyzmy
+ Angażująca historia z udziałem barwnych postaci
+ Inteligentnie zaprojektowane i różnorodne lokacje
+ Ogrom swobody w eksploracji
+ Prosty, ale satysfakcjonujący system walki
+ Masa łamigłówek i sekretów, w których nikt nie prowadzi nas za rękę
+ Świetna wydajność na Xbox Series X bez ubytków w grafice
Minusy:
- Nieco zbyt łatwy „standardowy” poziom trudności
- Niewyróżniające się sekwencje zręcznościowe
- Kilka słabszych i nielogicznych momentów w fabule
- Niewygodne poruszanie się po dzienniku (na konsoli)
- Błędy i dziwne zachowania AI

Recenzja gry została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także