Indiana Jones ma kłopoty. Fatalne otwarcie „Artefaktu przeznaczenia”
Produkcja może się nie zwrócić.
Mimo całkiem ciepłego przyjęcia i w większości pozytywnych recenzji, film „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” może okazać sie jedną z największych wpadek finansowych 2023 roku. Widowisko zaliczyło bardzo słabe otwarcie, co wywołało obawy, że projekt nie zwróci się wytwórni.
Światowa (oraz polska) premiera odbyła się 30 czerwca, a pierwsze recenzje wyraźnie sugerowały, że mamy do czynienia z udaną kontynuacją kultowej serii. Na co innego zdają się jednak wskazywać świeżo ujawnione wyniki finansowe.
Według danych przedstawionych przez serwis Deadline, „Artefakt przeznaczenia” zebrał w pierwszy weekend „zaledwie” 60 milionów dolarów na rynku Ameryki Północnej. Wpływy z rynków reszty świata przyniosły kolejne 70 milionów, co przekłada się na zarobek na poziomie 130 milionów dolarów.
Kwota może robić wrażenie, póki nie przypomnimy sobie o kosztach produkcji. Już w lutym dowiedzieliśmy się, że Disney nie oszczędzał na budżecie, który wyniósł ponad 294 milionów dolarów. Do tego należy dodać również kolejne miliony zainwestowane w marketing. Prognozy nie są więc zbyt optymistyczne, istnieje bowiem spora szansa, że tytuł nie zwróci się producentom zbyt szybko.
Nie pomaga fakt, że za rogiem czają się już kolejne wyczekiwane produkcje. Sam lipiec zaoferuje widzom tytuły takie jak „Mission: Impossible - Dead Reckoning” (14 lipca), „Oppenheimer” w reżyserii Christophera Nolana (21 lipca) czy równie głośne „Barbie” z Ryanem Goslingiem i Margot Robbie (premiera również 21 lipca).
Niezależnie jednak od niesatysfakcjonujących wyników finansowych, „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” wydaje się godnym pożegnaniem Harrisona Forda z rolą charyzmatycznego archeologa. „Niemniej jednak »Indiana Jones i artefakt przeznaczenia« to udany pod względem realizacji film z charakterystycznymi elementami, za które pokochaliśmy tę serię. Dla fanów to prawdziwa gratka, a dla reszty - ekscytujące widowisko” - pisał Kuba w swojej recenzji.