Injustice: Gods Among Us - Recenzja
Każdy może zostać czarnym charakterem.
Po skutecznym odświeżeniu i powrocie do łask Mortal Kombat pomyślałem sobie, że dobrym pomysłem byłoby naprawienie błędów Mortal Kombat vs DC Universe i stworzenie dobrej bijatyki z komiksowymi herosami. Jak widać Ed Boon również odczuwał taką potrzebę, i tak zrodziło się Injustice, które jest niezłą, lecz nietypową bijatyką.
Świat znany z komiksów DC staje się polem bitwy dla wszystkich znanych herosów i oprychów. Tajemnicza eksplozja przenosi Batmana, Green Arrowa, Jokera, tego gościa, co gada z rybami i kilku innych do alternatywnej wersji ich rzeczywistości. Okazuje się, że jeden z diabolicznych planów najbardziej znanego błazna Gotham udaje się, a jego ofiarą pada Superman, który odurzony jakimiś środkami zabija własną żonę i dziecko, na końcu doprowadzając do zniszczenia Metropolis ładunkiem jądrowym.
Wydarzenie to jest na tyle traumatyczne dla człowieka ze stali, że staje się hegemonem Ziemi i wprowadza rządy silnej ręki. Inni herosi mieli do wyboru przyłączyć się do reżimu albo umrzeć. Działający w ruchu oporu Batman, ściąga z alternatywnego wymiaru ludzi do pomocy przy obaleniu okropnego tyrana.
Historia jest ciekawą wariacją na temat tego, jaka jest granica pomiędzy byciem dla innych opoką i skałą, a nie ogromnym głazem przygniatającym ludzkość. W tak skonstruowaną opowieść bardzo łatwo udaje się wkomponować ducha bijatyk, gdzie praktycznie każdy może walczyć z każdym. Pozytywnie zaskoczonych długością trybu opowieści w najnowszym Mortal Kombat ucieszy fakt, że Injustice: Gods Among Us zjada ten tryb na śniadanie.
Poznanie całej historii zajmuje mniej więcej cztery godziny, z czego prawie dwie to filmy przerywnikowe. Narracja prowadzi bardzo podobnie jak we wspomnianym Mortal Kombat, czyli zgrabnie przeskakuje pomiędzy kolejnymi bohaterami, z których perspektywy będziemy odkrywać rozwijający się konflikt. Jest to dostatecznie duża rotacja, by przynajmniej poznać podstawowe ciosy większości postaci. Droga do obalenia Supermana-tyrana usiana jest licznymi obrazami pojedynków oraz epickich batalii, gdzie choćby Aquaman przyzywa do pomocy armię przerośniętych krabów i atakuje wojska hegemona. Niech jeszcze raz ktoś powie, że moce gościa, co gada z rybami, są bezużyteczne - po co komu laserowy wzrok, skoro może przyzwać do pomocy ogromne owoce morza?!
Sama istota gatunku, czyli efektowne pranie się po gębach, wypada całkiem nieźle. Rozgrywka jest płynna, szybka i zawiera kilka urozmaiceń. To nie mordoklepka, w której wszystko zależy od ilości combosów i juggli, które opanujemy. Oczywiście, są kombinacje, których nauka może połamać wszystkie palce, ale bez nich gracz również ma ogromne szanse, co może spodobać się nie tylko fanom gatunku, ale i kompletnym amatorom, którzy zostali zachęceni do grania na przykład podczas imprezy.
Otóż poza kombinacjami ciosów do dyspozycji graczy pozostaje wachlarz zagrań mniej fair (drugie dno tytułu: „injustice”, z ang. to „niesprawiedliwość”), które objawiają się wykorzystaniem całego otoczenia, gdzie przychodzi nam toczyć bój. Wystarczy podejść do jakiegoś interaktywnego przedmiotu i jednym przyciskiem zainicjować brudny atak z zaskoczenia: rzucenie w przeciwnika beczką, oblanie go kwasem, wystrzelenie stojących nieopodal rakiet, czy też zrzucenie mu na głowę wiszącego przy suficie żyrandola. Sprawny gracz może takimi zagrywkami odebrać ponad połowę życia swojemu rywalowi.
„Historia jest ciekawą wariacją na temat tego, jaka jest granica pomiędzy byciem dla innych opoką i skałą, a nie ogromnym głazem przygniatającym ludzkość.”
Żeby tego było mało, każda arena zawiera kilka poziomów, do których możemy się przenieść uprzednio „wykopując” przeciwnika, stojącego na granicy obszaru. Owocuje to zabawną animacją - trafiony wojownik spada, przebija się przez kilka ścian i w końcu ląduje twarzą do dołu na nowym poziomie areny. Zmiana krajobrazu prowadzi również do utraty części życia osoby, która „przetarła szlak”.
Podczas walki ładuje się także specjalny pasek energii, mający to samo zastosowanie, co w poprzedniej grze panów z NetherRealm Studios. Jego segment może wzmocnić jedną kombinację ciosów i zadać większe obrażenia, wciśnięcie natomiast przycisku RT/R2 przy naładowanym całym wskaźniku wywoła specjalny atak, w którym postać wykonuje swój popisowy numer i miażdżąco osłabia wroga.
Przegrywający mogą jeszcze delikatnie zachwiać szalkę zwycięstwa, skutecznie blokując i odpierając jeden z ataków, co uruchamia specjalną scenę, w której obie strony poświęcają odpowiednią ilość paska energii i ten, kto wygra ma szansę na odzyskanie części zdrowia.
W trybie opowieści czasami przed walką pojawiają się również sekwencje QTE, które warunkują ilość życia, z jaką zaczynamy pojedynek. Jest to ciekawe urozmaicenie, ale wprowadza też błędy i wątpliwości, co do samej narracji. Przykładem, który zwrócił moją uwagę jest scena, w której dobry Superman swoim laserowym wzrokiem niszczy rzucane w jego kierunku samochody - problem jest taki, że Kal-El nigdy nie krzywdzi niewinnych, a w tej scenie ewidentnie zabija dziesiątki biednych kierowców, którzy nie zdążyli uciec ze swoich pojazdów. Black Adam łapie ich, kiedy przejeżdżają przez ulicę i momentalnie ciska nimi w Supcia. Nie zwróciłbym uwagi na to, gdybym wcześniej nie znał uniwersum DC i podkreślania w nim wartości ludzkiego życia. Batman przecież nigdy nie zabił ani jednego bandziora!
Odstępstwem od tradycji bijatyk jest również pozbycie się schematu czterech przycisków ataków, które zazwyczaj dzieliły się na dwa uderzenia ręką i dwa nogą. Tutaj mamy tylko trzy rodzaje ciosów: słabe, silniejsze i najsilniejsze, ale za to wolne. To z ich kombinacji tworzymy podstawowe menu naszej krwawej kuchni. Smaku dodaje czwarty przycisk, który odpowiada za specjalną umiejętność każdego bohatera. Batman uruchamia w ten sposób trzy zdalnie sterowane batarangi, które służą za chwilową ochronę przed gradem ciosów, ale mogą być również wykorzystane jako broń dystansowa. W przypadku człowieka-nietoperza i kilku nielicznych bohaterów guzik ten zapewnia ciekawe urozmaicenie i pozawala na większą finezję. Szkoda tylko, że reszta posiada permutacje tego samego - czasowe wzmocnienie sił herosa.
Trudno zatem mówić o odpowiednim balansie dostępnych wojowników. Są bohaterowie, których wachlarz ciosów i ataków specjalnych jest w stanie skutecznie ograniczać ruchy przeciwnika, samemu zadając widocznie silniejsze serie kopnięć i lewych prostych.
Dodatkowe tryby rozgrywki pozwalają na sprawdzenie swoich umiejętności i zabawę ze znajomymi - na kanapie, bądź też przez sieć. Wszystkie nasze osiągnięcia w walce zapisywane są na specjalnej karcie rankingowej dostępnej dla innych graczy. Nie spotkałem się również z żadnymi problemami rozgrywki przez Internet - wszystko było płynne i bez jakichkolwiek lagów.
Gra jest dostępna w polskiej, kinowej wersji językowej, której poziom jest dostateczny. Większość dialogów bohaterów nie jest na tyle ambitna, by narażała tłumaczy na problemy z lokalizacją, ale i tak zdarzają się takie perełki, jak Superman, przybysz z obcej planety, zwracający się do swojej hegemonicznej wersji z innego wymiaru per „wy, ludzie”. Również opisy bohaterów w specjalnym menu Archiwa są źle sformatowane, przez co tekst jest nieregularnie rozbity z niepotrzebnymi spacjami, kropkami i rozpoczęciami nowych akapitów. Wyraźnie lokalizacji brakowało ostatniego sprawdzenia przed wydaniem jej na rynek.
Injustice: Gods Among Us ostatecznie okazało się dobrą bijatyką, która może spodobać się dzięki prostocie opanowania ruchów i ilości ochotników do wyboru, ale prawdopodobnie okaże się za mało skomplikowana dla specjalistów gatunku.
Jest to świetny wariant imprezowy, by nieco „ponaparzać” się ze znajomymi przybierając formy bohaterów znanych z dzieciństwa. Cieszy również fakt, że zarówno długi tryb opowieści, jak i duży wybór bohaterów sprawia, że każdy heros ma swoje pięć minut chwały, by pokazać, że stać ich na znacznie więcej niż tylko gadanie z rybami. Jak będę duży, to zostanę Aquamanem!