Iron Sky: Invasion - Recenzja
Inwazja nie do końca udana.
Rok 2018 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi nie zwiastowały inwazji nazistów z Księżyca. A jednak, żołnierze w czarnych mundurach okazali się przebiegli i pod koniec II wojny światowej wysłali się na Księżyc. Tam, przez ponad 70 lat, przy dźwiękach niemieckich marszów opracowywali technologie umożliwiające podbicie Ziemi. Kiedy byli gotowi, wyruszyli wielką kosmiczną armadą wprost na naszą planetę.
Na potrzeby filmu Iron Sky powyższą historię stworzyła fińska pisarka Johanna Sinisalo. Fabuła sprawia wrażenie absurdalnej i abstrakcyjnej, lecz przedstawienie ataku nazistów na Ziemię w krzywym zwierciadle mogło okazać się rewelacyjnym tematem. Mogło, ponieważ kinowa produkcja wypadła słabiutko, a gra o podtytule Invasion nie jest dużo lepsza.
Wcielamy się w postać pilota statku kosmicznego, mającego za zadanie odeprzeć niemieckie wojska nadciągające z Księżyca. O oklepanym zadaniu ratowania świata dowiadujemy się z rozmów z żywymi aktorami. Tymi samymi, którzy występowali w filmie. Niestety, scenki i dialogi są utrzymane w klimacie podobnym do produkcji z wielkiego ekranu. W zamierzeniu miały stanowić pastisz heroicznych amerykańskich produkcji filmowych. Ostateczny efekt okazał się jednak mierny.
Oglądanie Pani Prezydent Stanów Zjednoczonych, śmiejącej się ostentacyjnie na wspomnienie o podniesieniu pensji po dobrze wykonanej misji jest mało śmieszne. Również nasz przełożony - przypominający wyglądem i zachowaniem luzackiego dilera prochów, a nie wysokiego rangą wojskowego - sprawia, że od razu chcemy wyłączyć sceny z aktorami. Jedynym pozytywnym wyjątkiem jest ambasador Indii. Prosi nas na przykład o zajęcie się pewnym satelitą, który przywróci milionom Hindusów ulubiony serial w telewizji.
„Fabuła sprawia wrażenie absurdalnej i abstrakcyjnej, lecz przedstawienie ataku nazistów na Ziemię w krzywym zwierciadle mogło okazać się rewelacyjnym tematem.”
Kampania zapewniająca około 10 godzin zabawy nie oferuje możliwości wcielenia się w agresorów. Autorzy zastosowali ciekawy patent w postaci mapy kosmosu, na której zaznaczono ważne obiekty oraz floty sojuszników i wrogów. W każdej chwili możemy przenieść się na stację kosmiczną, gdzie uzupełnimy zapasy, wspomóc walczące oddziały lub samemu zaatakować statki przeciwnika. Tylko od nas zależy, czy skupimy się na wątku głównym, czy przystąpimy do wykonywania zyskownych, ale dość schematycznych zadań drugorzędnych. Opcja ta sprawdza się dużo lepiej niż ciąg narzuconych z góry misji i daje pewne poczucie, że bierzemy udział w dużym konflikcie.
Kryjący się w tym rozwiązaniu pomysł nie został jednak do końca wykorzystany. O ile świetnie wypada na przykład przyłączenie się do sojuszniczej floty i wspólne zaatakowanie dużego zgrupowania wroga, o tyle obrona Ziemi została potraktowana po macoszemu. Kiedy statki przeciwnika dotrą do granicy z zieloną planetą, otrzymamy jedynie lakoniczny komunikat i stracimy kilkaset punktów reputacji. Jeśli ktoś nie przejmuje się cyferkami, to żadnymi innymi konsekwencjami nie musi zawracać sobie głowy.
Modele statków w grze przeniesiono żywcem z filmu. Możemy więc pokierować m.in. szybkim, brytyjskim Spitfirem czy australijskimi bombowcami Dundee. Naziści korzystają natomiast z charakterystycznych, przypominających UFO myśliwców Walkyr czy ogromnych Zeppelinów Siegfried. W trakcie walk otrzymujemy dostęp do coraz lepszych maszyn, które rozwijamy za pieniądze zdobyte podczas misji lub za sprzedanie uzbieranego w przestrzeni złomu. Za gotówkę ulepszymy chociażby pancerz oraz siłę rażenia pocisków i wielkość zasobników na amunicję. Opcji rozwoju nie jest może zbyt dużo, ale stanowią bodziec do gromadzenia gotówki.
„Autorzy zastosowali ciekawy patent w postaci mapy kosmosu, na której zaznaczono ważne obiekty oraz floty sojuszników i wrogów.”
Interesująco przedstawiono też bazy kosmiczne poszczególnych państw. Oprócz Amerykanów, Ziemię bronią między innymi Koreańczycy i Rosjanie. Przestrzenie powietrzne poszczególnych nacji dysponują charakterystycznymi utworami muzycznymi. Przy stacji amerykańskiej słuchamy pięknej i niezwykle klimatycznej przeróbki hymnu Stanów Zjednoczonych, natomiast w okolicach bazy rosyjskiej dominują utwory nawiązujące do wojskowych chórów. Oprawa muzyczna, w dużej mierze wykorzystująca motywy filmowe, w ogóle wpada w ucho i idealnie dopasowuje się do wydarzeń na ekranie. Również grafika prezentuje się dobrze, a wszelkie eksplozje ogromnych maszyn ogląda się z przyjemnością.
Dlaczego więc tytuł szybko okazuje się przeciętny? Ponieważ słabo wypada główny element zabawy, czyli kosmiczne walki. Najczęściej rozgrywają się na dystansach do jednego kilometra, co przy zaawansowanej technologii wygląda dość śmiesznie. Małe przestrzenie powodują, że statki ciągle się mijają, a kosmiczne stłuczki są na porządku dziennym. Co gorsza, w starciach w ogóle nie czuć prędkości. W przestrzeni kosmicznej może trudno osiągnąć ten efekt, ale bez względu na to, czy lecimy z dopalaczami, czy stoimy w miejscu, to zdecydowanie brakuje poczucia dynamiki. Szybkość odczuwa się jedynie w momencie wykonywanych automatycznie przeskoków z jednego punktu mapy do drugiego.
„Dlaczego więc tytuł szybko okazuje się przeciętny? Ponieważ słabo wypada główny element zabawy, czyli kosmiczne walki.”
Sytuacji nie poprawiają powtarzające się zadania. Zniszczenie statku przewożącego asteroidę czy wielkiego Zeppelina jest fajne na początku, ale wykonywanie tej samej akcji któryś raz z rzędu robi się zwyczajnie nudne. W grze zastosowano system energii, którą możemy rozdysponować między osłonami, amunicją i przyspieszeniem. Całość najczęściej ogranicza się do zregenerowania osłon, jeśli mocno oberwiemy lub odnowienia części amunicji, gdy brakuje nam pocisków. W przypadku większych kłopotów i tak musimy uciekać do stacji kosmicznych. Spokojnie można byłoby się więc obejść bez wyżej opisanego dodatku.
Jakby tego wszystkiego było mało, jedynymi kontrolerami są klawiatura i mysz. Zestaw jest całkiem wygodny, ale brak obsługi dżojstika jest sporym niedopatrzeniem. Iron Sky: Invasion posiada potencjał i ciekawe pomysły, jednak ogólne wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Z początku można nieźle się pobawić, ale z każdą upływającą minutą produkcja nudzi coraz bardziej. Ot, typowy średniak.