Jak dźwięk 3D zmienił Dead Space Remake w prawdziwy koszmar
Warto zainwestować w dobre słuchawki.
OPINIA | Dead Space po 15 latach znów straszy i wciąż jest w wyśmienitej formie. To wielka zasługa studia Motive, które od premiery remake'a jest prawdziwym wzorem do naśladowania dla kolejnych twórców, chcących odświeżyć starszą grę. Pasja, solidność i konsultacje z fanami serii opłaciły się. Jeśli jeszcze dodać do tego wiarę we własne koncepcje i odwagę w ich wdrażaniu, to mamy murowany hit z pozytywnymi opiniami krytyków i spełnionych graczy.
Gratulacje i podziękowania za wkład w powstanie gry przesłał twórcom sam Glen Schofield - ojciec horroru i reżyser The Callisto Protocol. Na mnie nowości i ulepszenia w rozgrywce także zrobiły wielkie wrażenie. Jednak to dźwięk 3D zmienił Dead Space Remake w prawdziwy koszmar, trzymający w napięciu do samych napisów końcowych. Granie ze słuchawkami (najlepiej z dźwiękiem 7.1) naprawdę robi różnicę, o której dosadnie przekonałem się dopiero podczas drugiego przejścia gry.
Za pierwszym razem grałem z podpiętymi głośnikami. Byłem zadowolony, jednak nie zdawałem sobie sprawy, jak wielka dawka strachu czeka mnie później. Zawsze, kiedy drugi raz zaczynam tę samą przygodę, lubię zmieniać co nieco w ustawieniach - wersję językową, poziom trudności, chcę poznać inne zakończenie (jeśli oczywiście jest dostępne) czy zakładam słuchawki. Czekając na premierę Dead Space Remake, oglądałem liczne materiały z gry, również te prezentujące rewelacyjne ulepszenia w warstwie audio.
Okazało się, że twórcy na poważnie podeszli do tematu dźwięku przestrzennego, który po długich miesiącach użytkowania słuchawek, wreszcie w pełni zaprezentował potencjał headsetu. Ile to niesamowitych jęków, niepokojących uderzeń czy głosów w oddali nie udało mi się usłyszeć grając z głośnikami. Okazuje się, że przemierzając korytarze Ishimury, normalnością jest ciągła niepewność i prawdziwe zagubienie wśród agresywnych stworów.
Walka z nekromorfami dodaje adrenaliny, a naprawdę gorąco robi się podczas napierania kilku agresorów. Odgłosy walki o życie wraz z okropnymi krzykami stworów, w połączeniu z kapitalnym brzmieniem strzałów narzędzi górniczych, potrafią zjeżyć włosy na głowie. Czy można chociaż odetchnąć po wyeliminowaniu przeciwników? Na słuchawkach raczej jest z tym problem, bo często słychać nekromorfy przebiegające w szybach wentylacyjnych, trzaskające się wentylatory czy inne niepokojące dźwięki otoczenia.
W zasadzie trochę spokoju i więcej pewności siebie można nabrać w sekwencjach zerowej grawitacji. Wytłumione dźwięki i brak odgłosów znanych z korytarzy, tworzą fałszywe poczucie bezpieczeństwa, bo nawet w takich lokacjach pojawiają się uporczywe jednostki wroga. Wiele razy podczas intensywnej eksploracji hangaru zostałem nagle zaatakowany z dystansu i chcąc przetrwać, musiałem strzelać i robić uniki w locie.
Mając na głowie słuchawki wielokrotnie przekonałem się o pogłębionej immersji z otoczeniem. Od tych wszystkich jęków, szmerów i hałasów za ścianami, nie raz dałem się zrobić w konia, celując i będąc przekonanym o rychłym pojawieniu się stwora. Wielokrotnie tak się nie stało, mimo roztrzaskanych z impetem szybów wentylacyjnych. No ale co się odwlecze, to nie uciecze i za parę chwil nekromorfy wyskakiwały z całkiem niespodziewanych miejsc.
Kondycja inżyniera także ma znaczenie, bo jeśli bohater jest zmęczony lub ma niski poziom zdrowia, to częstotliwość oddechów się zmienia i całkiem inaczej wypowiada kwestie dialogowe. Oczywiście takie smaczki o wiele łatwiej wychwycić mając na głowie słuchawki. Długo nie zapomnę też spotkań z uciążliwym, regenerującym się stworem i jego przeraźliwego ryku, który na głośnikach nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia.
Jeśli zamierzacie grać w Dead Space Remake, to esencję strachu zapewni tylko dobry zestaw słuchawkowy. To wyjątkowy horror nie tylko z uwagi na mroczny klimat, ale też okropieństwa, które miały miejsce na legendarnym planetołamaczu, gdzieś daleko w kosmicznej otchłani.