Skip to main content

Jak Lost Planet 3 przetrwało nawałnicę

Capcom nie jest zadowolone z podwykonawców. Jak wpływa to na studio Spark?

Świat jest niebezpieczny. Niezliczone potwory tylko czyhają na naszą krew. Wrogie jest także samo środowisko. Główny bohater Lost Planet 3 - Jim Peyton - zdaje sobie z tego sprawę. Wie to także producent gry z Capcomu - Adrew Szymanski. Ostatnie lata to dla niego istna nawałnica. Trudny okazał się nie tylko proces produkcji, lecz także reakcje fanów, którym nie spodobało się, że pieczę nad lubianą serią sprawuje Spark - studio o nie najlepszej reputacji.

Wszystko wskazuje na to, że pogoda nie ulegnie w najbliższym czasie poprawie. Capcom ogłosił już, że premierę, pierwotnie planowaną na czerwiec, przełożono na sierpień. Oznacza to bezpośrednią rywalizację o klienta z popularnym seriami, takimi jak Splinter Cell czy Saints Row. Tymczasem, gdy twórcy Lost Planet 3 zabrali się za ostatnie poprawki w kodzie, wydawca ponownie ich zaskoczył i, w niezbyt koleżeński sposób, w liście do inwestorów stwierdził, że „nadmierne korzystanie z podwykonawców doprowadziło do spadku jakości”.

Takich wiadomości na pewno nie chcesz usłyszeć, gdy szykujesz się do premiery gry, którą tworzysz właśnie jako podwykonawca.

- Myślę, że to nie ma na nas wpływu - mówi Szymanski. - Jesteśmy na ostatniej prostej, gra jest prawie gotowa i nic tego nie zmieni.

- Wciąż się uczymy. DmC miało świetne recenzje i uważam, że mówienie o tym, czy praca z zachodnimi studiami jest dobra lub zła, preferowana czy odradzana ma negatywny skutek. Chodzi o to, co jest właściwe dla danej gry. Czy chcemy, by serie przestawały istnieć, ponieważ boimy się spróbować nowych rzeczy? Jeśli nie zdecydowalibyśmy się na współpracę ze studiem Spark, Lost Planet 3 nigdy by nie powstało.

„Lost Planet 3 wywołał sporo emocji, lecz są też powody do zadowolenia ze współpracy Capcomu i studia Spark.”

W trybie dla wielu graczy także zobaczymy mechy

Lost Planet 3 wywołał sporo emocji, lecz są też powody do zadowolenia ze współpracy Capcomu i studia Spark. Fabuła koncentruje się na postaci Peytona, który trafia na tajemniczą planetę E.D.N. 3 na długo przed odkryciem wszystkich sekretów. Minuty otwierające grę przykuwają uwagę - jest coś urzekającego w powolnej eksploracji nowego środowiska i poznawaniu jego dziwnych mieszkańców.

Nie zapomniano o korzeniach serii. Chodzi nie tylko o planetę E.D.N 3 i rasę Akridów. Bezpośrednie nawiązania buduje poczucie izolacji i chłodu, czasami przeplatane radością odkrywania nieznanego świata. Elementy dobrze znane twórcy poprzednich części serii - Kenji Oguro. Dlatego właśnie do prac nad Lost Planet 3 zaangażowano studio Spark Unlimited.

- Dokonując analizy Lost Planet 2 przyglądałem się wszystkim zmiennym i wiedziałem, że w kontynuacji musimy bardziej skupić się na historii jednej postaci - mówi Szymanski. - Oguro powiedział, że bardzo chce rozwinąć eksplorację, skupić się na przetrwaniu, że potrzebuje silnego bohatera. Zgodziliśmy i zaczęliśmy szukać studia, które miało doświadczenie w tym zakresie. Dokonania Spark może i nie były zbyt imponujące, ale na pewno poprawiły się od czasów poprzednich gier.

Poprzednie produkcje Spark Unlimited to temat, który ciężko pominąć. Negatywne wrażenie może zatrzeć jedynie sukces Lost Planet 3. Ostatni tytuł studia - Legendary: The Box - nie spotkał się z ciepłym przyjęciem i Capcom nie stara się tego ukryć.

- Podczas rozmów mieli sporo dobrych pomysłów i rozwiązań - wspomina Szymanski. - Naszym celem nie było znalezienie najlepszego dewelopera, lecz wybranie możliwie najlepszego studia dla tego konkretnego projektu. Firmę, która będzie chętna do współpracy, która weźmie do serca uwagi Capcomu, ale wprowadzi także własne pomysły.

Przejście z perspektywy trzeciej osoby do widoku FPP działa sprawnie - dobrze odwzorowano sterowanie ciężkimi mechami

Poza silnym głównym bohaterem i eksploracją, Spark wprowadziło także inne pozytywne zmiany. Jedną z nich jest tryb Platform, stanowiący ciekawe oderwanie od standardowej kampanii. Payton musi bronić stację wydobywczą przed coraz silniejszymi falami Akridów. To swego rodzaju tryb Horde w warunkach kampanii dla jednego gracza, ale świetnie nadaje się do zmiany tempa opowieści.

Zmienił się także tryb dla wielu graczy, ale w tym przypadku opinie mogą być podzielone. Nie możemy grać w kooperacji w głównej kampanii, ale za to otrzymujemy cztery rodzaje rozgrywki na sześciu mapach. Niektóre z nich są tradycyjne, przy tworzeniu pozostałych zdecydowano się popuścić wodze fantazji. Po raz pierwszy w serii prowadzone w mutliplayerze postacie będą zdobywać doświadczenie i awansować na kolejne poziomy wtajemniczenia.

W trybie Scenario dwie grupy graczy walczą ręka w rękę, by w odpowiednim momencie obrócić się przeciwko sobie. Gigantyczny Akrid okupuje środek mapy. Po pokonaniu kreatury drużyny muszą konkurować i dostarczyć kanistry z energią do bazy. Obecny jest nawet spiker, który swoim komentarzem łączy wydarzenia z trybów sieciowych z akcją w kampanii.

Spark wniósł do Lost Planet 3 także bagaż o mniej pozytywnym wydźwięku. Grafika nie naśladuje efektownej oprawy z poprzednich części, całość burzą słabe tekstury i jeszcze gorsza płynność rozgrywki. Do premiery pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale raczej nie ma co spodziewać się większych zmian.

- Właśnie nad tym teraz pracujemy - zapewnia Szymanski. - To zawsze ostatnia część procesu. Ale nie chce wprowadzać ludzi w błąd. Czy będziemy mieli płynność rozgrywki na poziomie fantastycznego pod tym względem Lost Planet 2? Raczej nie. Lecz podchodzimy do gry z ambitnym nastawieniem i musimy podejmować trudne decyzje. Czy warto zrealizować wizję, nawet jeśli liczba klatek na sekundę spadnie do 25 czy 20, czy porzucić realizację pomysłu?

Przygody Peytona toczą się wokół eksploracji. Całość prezentuje się zachęcająco. Wciąż jednak pozostają pytania o jakość systemów walki.

Nie wiadomo, czy miłośnicy dwóch poprzednich części, w których rozgrywka toczyła się płynnie, będą zadowoleni. Szymanski pozostaje optymistą.

- Jeśli pozostaną otwarci, to prawdopodobnie spodoba im się ta odsłona Lost Planet - mówi. - Świadomie podążyliśmy w innym kierunku, starając się także zachować ducha serii. Myślę, że nie udałoby się bez pomocy ludzi z Osaki.

- Mam nadzieję, że gracze początkowo podejdą do gry ostrożnie, ale szybko dostrzegą, że wciąż mają do czynienia z Lost Planet. W trybie sieciowym zauważą wszystkie nowości, a przy tym dobrze znane elementy z poprzednich gier.

Niewykluczone, że Lost Planet 3 dorówna poprzednikom, a wprowadzone zmiany - często odważne - idą w dobrym kierunku. Możliwe jednak, że to ostatni przedstawiciel eksperymentu Capcomu, który nigdy do końca się nie udał.

- Zdziwiłbym się, gdyby tak było - mówi Szymanski. - Ale może czeka nas dłuższa przerwa. Każdy tytuł stoi przed wyzwaniami. Oczywiści nie każda gra, który stworzyliśmy z zachodnim studiem, okazała się sukcesem, ale to samo można przecież powiedzieć o niektórych tytułach z Japonii.

- Jedna z moim ulubionych gier w zeszłym roku to Asura's Wrath, które powstało we współpracy z japońskim partnerem. Uwielbiam ten tytuł, ale powstał z myślą o specyficznym odbiorcy, który nie stanowi większości na rynku. Według mnie, nie chodzi o kraj pochodzenia, ani o to, czy prace toczą są wewnątrz firmy, czy też prowadzone są wspólnie z zachodnim partnerem. Chodzi o to, że nie każda gra jest dla każdego. Zawsze staraliśmy się tworzyć tytuły, które uważaliśmy za konkurencyjne, i które przyciągną specyficzne grupy odbiorców.

Autor jest dziennikarzem Eurogamer Network, pracującym w naszej brytyjskiej redakcji.

Zobacz także