Jak naprawić Anthem - BioWare musi posłuchać fanów
Źródeł inspiracji jest mnóstwo.
Anthem zadebiutowało na początku 2019 roku. Kilka miesięcy po premierze większość graczy zapomniała już o tej produkcji, która miała przecież być w założeniach grą-usługą, regularnie rozwijaną i ulepszaną. To się jednak nie udało. Dopiero dwa miesiące temu BioWare zapowiedziało, że rozpoczyna długi proces naprawy.
Nie podano jednak żadnych szczegółów. Co konkretnie zostanie przebudowane i zmienione? Czy deweloperzy zaadresują najczęściej pojawiające się zarzuty? Tego jeszcze nie wiadomo. Łatwo jednak wymienić, co na pewno powinno zostać mocno zmodyfikowane lub zbudowane od podstaw.
Przede wszystkim, Anthem potrzebuje ciekawszych broni. Oczywiście mamy tutaj kolorowe wyrzutnie i karabiny z różnymi dodatkowymi efektami obrażeń, czy oferującymi bonus do trafień krytycznych, ale większość ich „charakteru” sprowadza się do karty opisu. Podczas walki okazuje się natomiast, że korzystanie z kilku zupełnie różnych w teorii strzelb wygląda niemal identycznie. Brakuje w tym aspekcie wizualnej różnorodności.
Tutaj wystarczy spojrzeć na Destiny 2. Nie mamy tam tylko broni na tradycyjną amunicję - ale też przeróżne lasery, broń plazmową czy energetyczne łuki, a nawet miecze. Teoretycznie najlepsze rodzaje broni w Anthem nie są w najmniejszym stopniu ekscytujące, a ich używanie po prostu nie sprawia takiej frajdy, jak zdobycie nowej, ekstrawaganckiej zabawki we wspomnianej strzelance od Bungie.
Większa różnorodność przydałaby się też wśród przeciwników. Szkoda, że w grze science-fiction nie udało się twórcom wprowadzić kilku naprawdę odmiennych kosmicznych frakcji. Mogłyby się znaleźć w nowych lokacjach, które też przydałoby się dodać. Świat Anthem to głównie tereny zielone. Dodanie choćby najmniejszych obszarów śnieżnych czy pustynnych stanowiłoby świetny argumet za implementacją pasujących do takich biomów oponentów.
Anthem powinno też oferować więcej wolności. Jak na grę o lataniu i swobodnym przemierzaniu sporych przestrzeni, zbyt często zmusza nas do wracania do małej, nieciekawej bazy. Gdy gramy ze znajomymi, musimy cały czas trzymać się blisko - nawet jeśli chcemy zrobić sobie chwilę przerwy, podczas której każdy przez moment zająłby się czymś innym.
Świetnie byłoby zobaczyć w nowej wersji Anthem system walki mocniej wykorzystujący latanie oraz kładący nacisk na wykorzystywanie zdolności specjalnych. Obecnie tak naprawdę na większych poziomach trudności najbardziej opłacalna jest gra w stylu cover-shooterów. Trzymamy się ziemi i chowamy za przeszkodami - a przecież powietrzne akrobacje to jeden z najlepszych elementów tej strzelanki.
Szalenie ważny jest oczywiście tak zwany endgame. To brak różnorodności i odpowiednich nagród za wyzwania czy grupowe misje - już po ukończeniu fabuły i zdobyciu maksymalnego poziomu - sprawił, że tak niewielu graczy utrzymało się przy produkcji kilka miesięcy po premierze. Nie pomógł fakt, że BioWare wielokrotnie opóźniało aktualizacje z nową zawartością.
Odświeżony Anthem powinien zaoferować więcej dungeonów. Gry-usługi opierają się na tym, co dostępne jest „po końcu” gry. Dla wielu to zresztą o wiele ważniejszy etap przygody niż cała kampania fabularna. Swoją drogą - główny wątek pod względem wykonania też nie dorównał temu, co oferowały chociażby ostatnie dwa rozszerzenia Destiny 2.
Anthem oferuje naprawdę ciekawe uniwersum (niestety, by je odkryć, musimy po prostu spędzić dużo czasu na czytaniu kodeksu w menu gry) i fantastyczne założenia rozgrywki. Samo latanie i podstawy walki do dziś potrafią sprawić sporo radości. Cała reszta wymaga jednak dopracowania.
Wiadomo, co trzeba ulepszyć - i skoro małe studio potrafiło naprawić No Man's Sky, to wydaje się, że tym bardziej zespół BioWare powinien poradzić sobie z usprawnieniem Anthem. Twórcy muszą tylko dokładnie wsłuchać się w krytykę fanów, którzy chętnie wrócą do gry.