Jak Pegasus zdobył Polskę
Podróż za wiele uśmiechów.
Pod koniec ubiegłego roku PlayStation świętowało 20. rocznicę powstania. Jedna z najpopularniejszych konsol domowych także w Polsce znalazła szerokie grono odbiorców. Jednak dla wielu nie była ona pierwszą „maszyną do grania" - to miejsce zajmuje bowiem polsko-tajwański klon Nintendo Entertainment System, czyli Pegasus.
Drogi Pegasusa na polski rynek nie da się przedstawić bez przytoczenia historii pierwszej konsoli Nintendo - Famicoma, znanego poza Japonią jako NES. Firma, odnosząca sukcesy na rynku automatów postanowiła zainwestować w nową technologię: konsole stacjonarne, które w odróżnieniu od produkowanych na Zachodzie komputerów domowych służyć miały jedynie do uruchamiania gier. Nie ma sensu przytaczać całej historii Famicona; ważne dla nas jest, że debiutujący w Kraju Kwitnącej Wiśni w 1983 roku system osiągnął oszałamiający sukces, w ciągu roku trafiając do dwóch i pół miliona graczy.
Wynik ten starano się powtórzyć na rynku amerykańskim. Bezskutecznie - zrażeni krachem rynku gier wideo z 1983 roku obywatele USA niechętnie podchodzili do nowych konsol, szczególnie tych wyprodukowanych poza granicami kraju. Jednak skuteczny marketing -polegający między innymi na zmianie nazwy konsoli z Famicom na poważnie brzmiące Nintendo Entertainment System oraz wprowadzeniu odznaki „Seal of Quality" - i praktyczny brak konkurencji pozwoliły na podbicie i tego rynku.
Początkowe problemy z dystrybucją NES-a w Ameryce Północnej sprawiły, że konsola Nintendo zadebiutowała w Europie dopiero w 1987 roku, dwa lata po premierze w USA. Ze względu na ówczesną sytuację polityczną nie było mowy o sprzedaży konsoli we wschodniej części kontynentu, w tym i w Polsce. Moda na gry sygnowane logiem wielkiego N ominęłyby nasz kraj - gdyby nie działania pewnych dwóch młodych przedsiębiorców - Marka Jutkiewicza i Dariusza Wojdygi.
Początek lat 90. to prawdziwy rozkwit wolnego rynku w naszym kraju - jak grzyby po deszczu wyrastały firmy zajmujące się importem dóbr z Zachodu, do niedawna niedostępnych po naszej stronie Muru Berlińskiego. Niekoniecznie musiały być to produkty oryginalne.
Do Polski trafiały również „tańsze warianty" marek takich jak Adidas, sprowadzane na przykład z Tajlandii, Hongkongu czy Tajwanu. Ich importem zajmował się między innymi Marek Jutkiewicz - dziś należący do ścisłej setki najbogatszych Polaków. Podczas jednej z podróży biznesowych, biznesmen natknął się na wyprodukowanego przez tajwańską firmę Micro Genius Famiclone'a (jak określano podróbki konsoli Nintendo) i z miejsca dostrzegł we wprowadzeniu takich urządzeń na polski rynek potencjalny dochód.
Do rozkręcenia biznesu potrzebował jednak wsparcia finansowego - tu z pomocą przyszedł mu znajomy z okresu studiów Dariusz Wojdyga. Założona przez obu panów w 1992 roku spółka BobMark International dysponowała kapitałem w wysokości 230 tysięcy złotych, przeznaczonych nie tylko na import i dystrybucję sprzętu, ale także zakrojoną na szeroką skalę kampanię reklamową. Dzięki emitowanej pomiędzy „Dobranocką" a wieczornym wydaniem „Wiadomości" reklamie o sprzęcie dowiedziała się cała Polska.
Jako pierwszy na polski rynek trafił model MT-777DX. Wygląd zewnętrzny konsoli wzorowany był na japońskim Famicomie (tak bardzo, że na pudełku można było znaleźć logo Nintendo), począwszy od obudowy, na charakterystycznym, kanciastym kształcie padów kończąc. Zatrzymują się na chwilę przy kontrolerach - te otrzymały względem japońskiego oryginału po dwa dodatkowe przyciski turbo.
Jeżeli chodzi o podzespoły, były to tajwańskie i malezyjskie podróbki układów produkowanych przez japońską firmę Ricoh dla Nintendo. Należy dodać, że były to podróbki wysokiej jakości - części wytwarzane przez UMC, tajwańskiego dostarczyciela układów graficznych i procesorów w niczym nie ustępowały znajdującym się we wnętrzu Famicona oryginałom.
Podobnie jak konsola Nintendo, tak i „nasz" Pegasus był maszyną ośmiobitową z procesorem 1,79 MHz i układem graficznym o mocy 5,37 MHz pozwalającym na wyświetlanie 64 kolorów (z czego na ekranie jednocześnie pojawić się mogło 25) i obraz w rozdzielczości 256x240 pikseli.
Ponad rok później na rynku ukazała się ulepszona wersja Pegasusa: IQ-502. Wygląd zewnętrzny oparty był tym razem na SNES-ie, zmieniono także design kontrolerów. Konsola pobierała mniej prądu, co zdecydowanie zmniejszało ryzyko „przegrzania się" adaptera. Także w budowie wewnętrznej zaszły drobne zmiany - mim, że specyfikacja Pegasusa nie zmieniła się ani o jotę, to wzrosła jakość podzespołów, dostarczanych tym razem przez koreańskiego producenta - GoldStar (dzisiejsze LG).
Warto wspomnieć, że kolejne wersje tego modelu cechowały się mniejszą starannością wykonania; o ile „oryginalny" IQ-502 był maszyną prawie nie „do zajechania", tak wersje druga i trzecia cierpiały z powodu - najpewniej wymuszanych cięciami budżetowymi przy produkcji - uproszczeń, takich jak montowanie układów prosto na płycie głównej konsoli i zalewaniu ich żywicą (charakterystyczny „glut"), które przekładały się na krótszą żywotność całej konstrukcji.
Poza takimi klasykami jak Super Mario Bros. czy seria Kunio-kun, wielką popularnością na polskim rynku cieszyły się „składanki", czyli kartridże z kilkoma grami.
Odkładając dane techniczne na bok - nie ulega wątpliwości, że Polska oszalała na punkcie Pegasusa. Konsolka, dzięki niskiej cenie (150 zł) i prostocie obsługi trafia do tysięcy domów. Czym jest sama konsola bez gier? Bogata biblioteka tytułów z pewnością przyczyniła się do sukcesu Pegasusa.
Poza takimi klasykami jak Super Mario Bros. czy seria Kunio-kun, wielką popularnością na polskim rynku cieszyły się „składanki", czyli kartridże z kilkoma grami. Do najbardziej poszukiwanych należały „168in1", zawierająca takie hity jak Contra czy Ice Climber, a także sygnowane logo BobMark „Złota Piątka" i „Srebrna Czwórka", czyli zestawy gier Codemasters, w skład których wchodziły między innymi Ultimate Stuntman, Super Robin Hood, Fantastic Adventures of Dizzy czy w końcu nieśmiertelne Micro Machines.
Klon Famicoma w okresie świątecznym 1992 roku wygenerował zyski rzędu 3 milionów złotych, a pod koniec 1993 roku - 6,2 miliona.
Jednak wszystko, co piękne, kiedyś się kończy - po umiarkowanie dochodowym 1994 BobMark w 1995 roku musiał zmierzyć się nowymi konkurentami w postaci szybko powiększającego się rynku PC czy stawiającej także i u nas pierwsze kroki konsoli PlayStation, nie wspominając o istnym „ataku klonów", czyli masowym imporcie do Polski niskiej jakości Famiclone'ów.
Pegasus sprzedawał się coraz słabiej - co w sumie nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że konsola oparta była o technologię sprzed trzynastu lat. Ludzie szukali systemów oferujących doznania, których poczciwa „gra telewizyjna" nie była w stanie dostarczyć.
Panowie Jutkiewicz i Wojdyga starali się pójść z duchem czasu - na rynku pojawił się Power Pegasus, stanowiący tym razem klon Segi Mega Drive, jednak konsola nie powtórzyła sukcesu poprzednika. Z pewnością w dystrybucji nie pomogła zatwierdzona w 1994 roku ustawa o prawach autorskich, skutecznie ograniczając możliwość dystrybucji „oryginalnych inaczej" konsol.
Co jednak stało się z firmą BobMark? Po biznesowej klapie Power Pegasusa firma zajęła się - z równie przeciętnym skutkiem - oficjalną dystrybucją Segi Saturn w Polsce. Słabe wyniki sprzedaży konsoli zmusiły Jutkiewicza i Wojdygę do zmiany branży - z importera elektroniki BobMark stał się producentem napojów gazowanych, w tym popularnej Hoop Coli. W 2008 roku Jutkiewicz pozbył się udział w firmie. Obecnie biznesmen inwestuje w prywatny szpital onkologiczny w Warszawie.
Z perspektywy czasu Pegasusa można określić tylko jednym słowem - legenda. To właśnie ten sprzęt dla wielu stanowił pierwszy kontakt z grami, ukazując jak wspaniałym mogą być hobby. Obok samej konsoli warto wspomnieć też sposób jej promocji - BobMark pokazał, jak dotrzeć i zadbać o klienta, reklamując go zarówno w tradycyjnych mediach, jak i lansując w prasie branżowej. Trudno przewidzieć, jak wyglądałby dzisiaj rynek gier w Polsce, gdyby inni producenci konsol tak intensywnie inwestowali w nasz rynek w drugiej połowie lat 90.
Pegasusa można zakupić w Internecie już za kilkadziesiąt złotych. Kartridże znajdziemy na miejskich targowiskach, wśród innych artefaktów minionej epoki - kaset wideo czy radiobudzików. Nic nie stoi na przeszkodzie, by samemu odbyć sentymentalną podróż i przypomnieć sobie gry, które wychowały obecne pokolenie graczy. I chociaż raczej nikt nie zamieniłby PS4 czy 3DS-a na ośmiobitowy sprzęt, warto sprawdzić samemu, jak grało się dwadzieścia lat temu.