Skip to main content

Jak podbiliśmy świat w Civilization 6

Kronika pięciu milleniów niemieckiego rozwoju.

Kampanię we wczesnej wersji Civilization 6 rozpoczęliśmy, jako Niemcy, niedaleko wybrzeża. Nasi osadnicy wybrali przyjemnie wyglądającą zatokę, w której zbudowaliśmy miasto Aachen. Dzięki dobremu dostępowi do wody stolica miała spory potencjał wzrostu, otrzymując bonusowe domy, regulujące nie tylko, jak duża może być populacja, ale też tempo przyrostu obywateli.

Pierwsze lata upłynęły bardzo spokojnie - niemieccy wojownicy, a potem świeżo wyszkoleni zwiadowcy, odkrywali pobliskie tereny, aż natrafili na Kabul, pierwsze w tej rozgrywce wolne miasto. Mieszkańcy zaoferowali przyjęcie do siebie emisariuszy, jeśli uda nam się skrócić prace nad wynalazkiem koła dzięki przełomowi, Eurece. Stało się to naszym priorytetem, gdyż dzięki premiom od Kabulu mogliśmy przyśpieszyć rozwój.

Niedługo później spotkaliśmy Kongo - cywilizację, dla która chętnie zaprzyjaźnia się z krajami chętnymi dzielić się swoją religią. To wyraźny sygnał, by zainwestować w sferę wiary i jak najszybciej pozyskać proroka, by zapoczątkować własny kościół.

Ledwie kilkanaście tur po rozpoczęciu gry znajdujemy pierwszy skarb - Księgę Thotha. To artefakt bardzo cenny, gdyż wspomaga rozwój kultury determinującej szybkość odkrywania ustrojów, które z kolei pozwalają wprowadzić więcej praw w życie. Księga trafia na wystawę w stolicy, będącej chwilowo jedynym miejscem, gdzie możemy prezentować cuda tego typu. Już niedługo, gdy Niemcy zbudują kolejne miasto, zaczną tu napływać turyści, otwierając jedną z dróg do zwycięstwa.

Odkrycie w sam raz na wystawę w stolicy

Dwieście lat później, w roku 3080 przed naszą erą napotykamy Stany Zjednoczone prowadzone przez Theodore'a Roosevelta. Teddy lubi, gdy na jego kontynencie panuje pokój. Nasze najsilniejsze jednostki wojskowe różni kilkaset lat, warto więc skorzystać z raczej spokojnego nastawienia sąsiadów i skupić na rozwoju. W roku 3000 p.n.e. powstaje drugie niemieckie miasto - Frankfurt położony między Kabulem, a stolicą Kongo. W wypadku wojny zostanie bazą wypadową do ataków na sąsiadów. Póki co jednak skupiamy się na rozwoju technologii i kultury.

Szybko okazuje się, że na wschodzie graniczymy tylko z innymi wolnymi miastami. Odnajdujemy LaVentę i Jerozolimę, a także cud przyrody - Górę Kilimanjaro. Kiedy nasze pierwsze galery zaczynają odkrywać linię brzegową kontynentu orientujemy się, że na północ od Waszyngtonu znajdują się wyspy Galapagos, kolejny z naturalnych cudów świata. Jeżeli udałoby nam się zdobyć stolicę Stanów, moglibyśmy rozszerzyć granice aż do archipelagu i czerpać korzyści z bonusów.

W końcu na południu kontynentu napotykamy pierwszego nie do końca pokojowo nastawionego gracza - Haralda, przywódcę Norwegów. Jak przystało na króla wikingów zwraca on uwagę na siłę floty swoich przeciwników, póki więc będziemy dbać o statki, by oponent nie miał ich zauważalnie więcej, nie powinniśmy mieć problemów.

Około roku 1500 przed nasza erą ustanawiamy pierwszy ustrój Niemiec - oligarchię. Odblokowuje ona dodatkowe miejsce na specjalne, bonusowe karty, dzięki czemu możemy przyśpieszyć przyrost punktów Wielkiego Proroka, potrzebnego do założenia religii.

Następuje około czterysta lat spokoju, po czym Kongo postanawia, że nie chce już czekać na naszą wiarę i wypowiada wojnę. Sęk w tym, że nie jest najlepiej przygotowane, a nasze wojska, choć skromne, są w stanie odeprzeć początkowe natarcie wroga i zacząć oblegać jego stolicę. Po tym, jak palimy większość ulepszeń i dzielnic otaczających serce Kongo, lider zaczyna rokowania pokojowe. Czując presję ze strony zaprzyjaźnionych z nami Lizbony i Jerozolimy nie tylko przyrzeka zaprzestać działań wojennych, ale chce także oddać niewielkie miasto po drugiej stronie swojego terytorium. Mbumbi daje dostęp do mórz na południu kontynentu, trudno więc odmówić.

Odkrycie druku także pomogło we wzroście tempa rozwoju

Podczas wojny rodzi się także długo wyczekiwana religia, którą nazywamy Tortoizmem, ze względu na konstelację wielkiego żółwia, będącą znakiem naszych kapłanów. Szybko werbujemy misjonarzy, którzy zaczną rozpowszechniać religię w naszych miastach i wśród sąsiadów, szybko jednak okazuje się, że Harald, ojciec Protestantyzmu, ma podobne plany. Przez setki lat nasi apostołowie i misjonarze będą prowadzić religijne wojny ze swoimi norweskimi odpowiednikami, podczas gdy dyplomaci obu państw będą wysyłać sobie pochwały i wzmacniać pozytywne relacje polityczne.

W międzyczasie, w roku 725 p.n.e. nasze galery natrafiają na Scytów żyjących na drugim końcu globu. Dzieląca nas odległość to świetna wiadomość, gdyż ten całkiem agresywny konkurent nie będzie stanowił zagrożenia przez dłuższy czas. Z Aachen i Frankfurtu wyruszają coraz to nowe karawany kupieckie, powoli kreśląc na mapie kontynentu drogi, a nasi osadnicy znajdują kolejne miejsce, by zbudować nowe osiedle. Niemcy prosperują, dochodząc do wieków średnich jeszcze przed naszą erą.

Kongo nie wyciągnęło wniosków z poprzedniej porażki i wypowiada wojnę swojemu najbliższemu sąsiadowi - Stanom Zjednoczonym. Konflikt ciągnie się przez kilkaset lat, żadna ze stron nie zyskuje jednak wyraźnej przewagi.

Spór pozwala nam bez zakłóceń produkować kolejne cuda świata. W Aachen budujemy Piramidy, a dzięki odkryciu Kartografii wchodzimy w nową epokę - Renesans. Jest rok 325 naszej ery. Stopniowo zaczynamy też zyskiwać sympatię Kongo, przekonując Mvembę a Mzingę do przyjęcia Tortoizmu. Nie jest to łatwe, gdyż kaznodzieje Haralda raz za razem próbują zmniejszyć liczbę naszych wiernych, jednak w końcu odnosimy sukces.

Piramidy z pewnością pomogą pokazać światu naszą potęgę

Aachen na jakiś czas w pełni skupia się na budowie cudów świata. Część z nich podnosi naszą produkcję kultury, inne pozwalają wykorzystać więcej kart polityki jednocześnie. Wielka latarnia, którą budujemy w 800 roku naszej ery podnosi wpływy z morza, wzmacniając tym samym ekonomię.

Niedługo później napotykamy sąsiadującą ze Scytią Japonię - te dwa kraje przez znaczną część rozgrywki zajmą się sobą, nie stanowiąc większego zagrożenia. Niedaleko granic dwóch królestw budujemy Trier, mające posłużyć za port dla naszych opływających świat statków i drogę kontaktu z kolejnym niezależnym miastem, Genewą.

Problem w tym, że nie jesteśmy jeszcze w stanie wyznaczyć traktu handlowego do nowego osiedla - ze względu na dużą odległość będziemy najpierw potrzebować kilku posterunków handlowych bliżej naszych granic. W rezultacie przez kilkaset lat będziemy wysyłać kolejnych kupców coraz dalej na wschód i zachód, aż wreszcie ktoś wytyczy drogę do kolonii.

W 1060 roku w Aachen powstaje Petra, ostatni na jakiś czas cud. Pora zacząć inwestować w dzielnice, które pomogą rozwinąć przemysł i religię stolicy. Jednocześnie trwa przebudowa całego otoczenia naszego najważniejszego miasta, nie zostawiamy nawet skrawka ziemi bez zabudowań.

Wszyscy liderzy są mili i uprzejmi. Na początku.

Sto lat później dzięki szybko rozwijającej się kulturze werbujemy Yi Sun-sina, chińskiego admirała, który na początku drugiego tysiąclecia daje nam pancernik i przechodzi na emeryturę. Chociaż przez długi czas nie będziemy w stanie naprawić potężnego okrętu ze względu na brak odpowiednich technologii, przewaga morska jaką zyskujemy jest na tyle duża, że przez wiele stuleci nie musimy się martwić królem Norwegii.

Kiedy nasi zwiadowcy odkrywają trzeci cud świata, Pantanal, znacznie bliżej naszego domu zaczynają się kłopoty. Theodore Roosevelt wypowiada nam wojnę. Jest znacznie lepiej przygotowany niż król Kongo, jednak postępy w wojskowości, jakie udało nam się poczynić, pozwalają w ciągu kilku tur odepchnąć desant i ruszyć w kierunku Los Angeles. W samą porę pojawia się także Wielki Inżynier, James of St. George, który buduje mury wokół obleganego Magdeburga.

W 1220 roku imperium pozyskuje wielkiego naukowca, Emille Du Chateleta, który wymyśla, jak przyśpieszyć prace nad Teorią Naukową, Prochem i Strzelbami. Jeśli uda nam się położyć ręce na odpowiednich surowcach, mamy szansę po raz kolejny wystrzelić technologicznie do przodu. Dwadzieścia lat później budujemy w tym celu niewielkie miasteczko Ulm, graniczące z Jerozolimą, La Ventą i Toronto. Czterdzieści lat później udaje się zająć Los Angeles i zmusić Roosevelta do kapitulacji. Poza miastem zdobywamy cenne artefakty wspierające turystykę.

Nie mamy czasu na odpoczynek. Kongo, które w międzyczasie porzuciło Tortoizm i powróciło do swoich własnych, prymitywnych wierzeń, sprzymierza się ze Scytią i wypowiada nam wojnę. Sęk w tym, że tylko bezpośredni sąsiad bezpośrednio angażuje się w konflikt - scytyjczycy nie wysyłają żadnych armii, przez co możemy w pełni wykorzystać przewagę nad afrykańskim państwem, szybko zajmując jego stolicę. Wojna kończy się w ciągu kilku tur, a my konsolidujemy granice naszego kraju, zyskując wreszcie lądowy dostęp do Mbumbi.

Tadek, żarty się skończyły

Piętnasty wiek witamy budując Armię z Terakoty w Aachen i wkraczając w epokę przemysłową. Zwerbowany w drugiej połowie stulecia generał Gustavus Adolphus także szybko zostaje emerytem, zostawiając nam bombardę, kolejny wynalazek znacząco przekraczający poziom rozwoju. Mamy wreszcie trochę miejsca na nowe wielkie dzieła, wybudzamy więc pozyskanego dawno temu generała Sun-Tzu i prosimy, by spisał swoją Sztukę Wojny, nowy skarb, którym będzie promować się stolica. Liczba turystów znacząco wzrasta.

Stany Zjednoczone nie znajdują się w zbyt dobrej pozycji - sąsiadują z Kongo, Japonią i Niemcami, dysponują jednym zaledwie miastem i mają kiepskie perspektywy rozwoju. Roosevelt uznaje, że to nasza wina i postanawia obrazić nas na arenie międzynarodowej, twierdząc, że wszczynamy konflikty. Po raz pierwszy od początku gry zostajemy agresorem.

Scytia i Norwegia nie przyjmują tego najlepiej, jednak nie robią nic, poza wysłaniem słów krytyki. We Frankfurcie zostaje zbudowana Alhambra, a na jednej z uczelni pojawia się Charles Darwin, którego wysyłamy na badanie Galapagos. Daje to olbrzymi zastrzyk punktów nauki, pozwalając zwiększyć jeszcze przewagę nad konkurentami, gdyż w 1635 roku odkrywamy lot. Wiele lat minie, nim będziemy mogli zacząć myśleć o samolotach, trudno jednak nie być dumnym z takich postępów.

W tym momencie wiemy, że możemy zakończyć grę na dwa sposoby: zajmując stolice wszystkich przeciwników lub osiągając masę krytyczną turystów w naszym państwie, zwyciężając kulturowo. Moglibyśmy, co prawda, spróbować rozprzestrzenić także naszą religię na większość świata, jednak Japończycy mają w tym względzie sporą przewagę, a nasza produkcja punktów wiary nie pozwala na rywalizację. Decydujemy się na kulturę, chociaż w 1650 zdobywamy Waszyngton, eliminując Roosevelta z gry.

Pod koniec stulecia konstruujemy także nową kolonię, Berlin, z którym połączymy się handlowo przez wolne miasto Nan Madol. Metropolia posłuży za przyczółek, jeśli będziemy zmuszeni walczyć z Japonią albo Scytią. Zyskujemy też kolejnego wielkiego człowieka, Simona Bolivara, którego wysyłamy na emeryturę zyskując nowych emisariuszy. Pomogą wzmocnić wpływy w wolnych miastach, podnosząc produkcję punktów kultury.

Germanizacja totalna

Osiemnasty wiek mija bardzo spokojnie. Relacje z większością pozostałych w grze mocarstw są dość pozytywne, chociaż Norwegia i Japonia co chwila próbują zasiać swoje religie w naszych granicach. Inkwizytorzy, Misjonarze i Apostołowie toczą religijne wojny sprawiając, że w każdej turze musimy nie tylko nadzorować rozwój miast i produkcję kolejnych kluczowych budynków, ale także toczyć bitwy na dogmaty.

Z początkiem dziewiętnastego wieku zyskujemy kilka kluczowych wielkich osobistości, w tym Marie-Catherine d'Aulnoy, która pisze dla nas dwie fantastyczne książki, oraz Franza Von Hippera, admirała zdolnego skonstruować okręt wojenny. W następnych latach pojawiają się także Albert Einstein, Andrei Rublev oraz Nicola Tesla, a w połowie wieku Rockefeller, dający dostęp do cennego paliwa.

Ostatnie tury rozgrywki to już tylko nerwowe sprawdzanie, kiedy osiągniemy konieczną do wygranej liczbę turystów. W końcu, w 1856 roku do królestwa Niemiec dołącza ostatni wielki człowiek, Samori Toure, a gra informuje, że nasza kultura przyćmiewa wszystkie inne.

Wygraliśmy. To była wspaniała kampania.

Zobacz także