Jerzy Daniłko: Pięć najlepszych gier 2014 roku
Niespełnione zachcianki.
Bez wielkich „bum” i ogromnych „ach” kończy się rok 2014. Największą radość, jeśli chodzi o gry, sprawił mi brakiem dominacji tytułów wysokobudżetowych. Pojawiło się kilka świetny produkcji niezależnych, które szybko zdobyły szerszą popularność na świecie.
Cieszą więc zmieniające się tendencje, ale rozczarowują typowo osobiste, niespełnione zachcianki. Olbrzymi cios dla mego serca przyniosło niedawne przesunięcie premiery trzeciego Wiedźmina, a także brak wersji pecetowej GTA 5 w tym samym terminie, co na konsole nowej generacji. Do stycznia na szczęście już niedaleko.
*
1. Assetto Corsa
Byłem świadomy istnienia tego symulatora praktycznie od kilku miesięcy. Nie pokusiłem się jednak na wykupienie wcześniejszego dostępu do gry, tak jak zrobiłem to w przypadku mocno wyczekiwanego Project CARS. Tu odbiłem się nieco od miernego poziomu zaawansowania pierwszych kompilacji i nie chciałem powtórzyć tego samego błędu w przypadku Assetto Corsa.
Gdy zetknąłem się wreszcie z finalnym produktem, oniemiałem z zachwytu. Włoski symulator okazał się jednocześnie wymagający i naturalny. To tytuł, dzięki któremu na długie godziny przykleiłem się do zakurzonej już nieco kierownicy.
2. Zaginięcie Ethana Cartera
Przy pilniejszym przyjrzeniu się Ethanowi Carterowi łatwo odkryć tu dobrze znane rozwiązania, jednak zostały one wplecione w rozgrywkę na tyle błyskotliwie, że nie dostrzegamy ich na pierwszy rzut oka. Najbardziej jednak zachwyca oprawa audiowizualna i kreacja świata, które w połączeniu dają ogromne nadzieje na kolejne, znakomicie zaprojektowane propozycje od The Astronauts.
Far Cry 4 to jednak tytuł, który dojrzewa powoli.
3. Far Cry 4
Czwarta część serii na pewno nie jest lepsza od trzeciej. Nie porwała mnie od samego początku, jak to zrobiła bezproblemowo jej poprzedniczka. Far Cry 4 to jednak tytuł, który dojrzewa powoli i na pewno nie oferuje wielkich zachwytów od pierwszych sekund rozgrywki. Z czasem gra sprawiała mi coraz większą radość, a szarżowanie słoniem to prawdopodobnie najfajniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek wykonywałem w grach wideo.
Ucieszyło mnie również przeniesienie akcji gry do zupełnie innego i niewykorzystywanego w branży elektronicznej rozrywki miejsca, jakim są Himalaje. Szkoda jedynie niewykorzystanego potencjału postaci Pagana Mina, który w grze... praktycznie się nie pojawia.
4. Metro Redux
Nigdy nie miałem czasu na ukończenie Metro: Last Light. Uznałem więc, że premiera Redux to doskonały moment, aby nadrobić zaległości. Seria gier o podziemnym życiu w postnuklearnym świecie to moim zdaniem jedne z najbardziej niedocenionych FPS-ów w całej historii. I nie chodzi o oceny krytyków, które były znakomite, ale o należyty rozgłos, którego Metro się nie doczekało.
Redux to znakomita okazja do zobaczenia jednego z najładniejszych, jeśli nie najładniejszego shootera na rynku. Z tego miejsca chciałbym polecić większość książek z uniwersum Metra, które doskonale wprowadzają w ciężki klimat przed graniem.
5. Goat Simulator
To nie żart. Zalewające nas ze wszystkich stron super poważne gry o ratowaniu świata sprawiły, że często zapominamy, o co tak naprawdę chodzi w istocie grania. O nieskrępowaną przyjemność i pełny relaks. Właśnie to dał mi Goat Simulator - tytuł, w którym nawet błędy programistyczne sprawiały dziką frajdę i zupełnie nie denerwowały, a śmieszyły. Produkcja ta wpasowała się idealnie w coraz szerszą paletę symulatorów wszelkiej maści. Zrobiła to z klasą i jajem, ale i ciekawym pomysłem, który próbuje być teraz kopiowany w abstrakcjach typu symulator kamienia lub kromki chleba. Czy powtórzą sukces firmy Coffee Stain? Meeee!