Skip to main content

Joel, coś ty narobił. „The Last of Us” pokazuje różnice między graniem a oglądaniem

Które podejście jest właściwe?

OPINIA | Wczoraj miał premierę ostatni odcinek 1. sezonu „The Last of Us”. Jestem fanem materiału źródłowego i choć serial bardzo mi się podobał, podczas seansu czasami trudno mi było sympatyzować z Joelem i usprawiedliwić jego czyny. Jest to uczucie całkowicie mi obce, które nie wystąpiło w trakcie gry ani razu. Serial i gra to jednak piekielnie różniące się od siebie środki przekazu.


UWAGA NA SPOILERY: Jak wskazuje tytuł tekstu, zamieszczamy tutaj informacje o fabularnych szczegółach serialu oraz gry. Jeśli nie chcesz ich poznać, opuść stronę lub wróć tu w przyszłości. Możesz też przejść na stronę główną serwisu i przeczytać codzienną dawkę informacji ze świata gier, seriali i filmów.


Pierwszą dyskusyjną moralnie decyzją Joela było zabicie dwóch jeńców z obozu pastora Davida w 8. odcinku. Mimo że współpracowali, pokazując prawdopodobną lokalizację Ellie na mapie, Joel torturował ich, a potem zadźgał i zatłukł z zimną krwią. No i jest oczywiście cała sekwencja z rzezią w szpitalu w 9. odcinku, gdzie bohater pozbawił życia kolejnych kilkunastu ludzi, w tym błagającą o szansę ucieczki Marlene.

„Co ty wyprawiasz, Joel?” - mówiłem do siebie w myślach, oglądając te sceny na ekranie. Lecz moje odczucia podczas gry w The Last of Us były zupełnie inne. Nie odczułem, żeby Joel przekroczył granicę - jego czyny były usprawiedliwione. Chciałem usunąć z drogi wszystkich, którzy chcą skrzywdzić Ellie. Bez wyjątku i bez skrupułów. Może to dziwne, ale jeszcze dziś pamiętam przypływ adrenaliny i dziwnie dziką wściekłość podczas rzezi w szpitalu, kiedy po raz pierwszy grałem w TLoU w 2013 toku.

Relacja bohaterów wydaje się nienaturalnie przyspieszona, dlatego nie czułem do nich takiego przywiązania jak w grach

To ja byłem wtedy Joelem i to była moja Ellie. Tak jak redakcyjny kolega Tomek, żyłem życiem wirtualnej postaci. Jedyne, co się liczyło, to uratować tę dziewczynę. Inaczej jest stać z boku i oglądać wydarzenia na ekranie, a inaczej przeżyć to „na własnej skórze”. Każdy zebrany podczas gry nabój czy kawałek złomu był tak naprawdę po to, by móc chronić Ellie, bo wcale nie chodziło w tej podróży o Joela.

Oczywiście jest jeszcze argument, że gry wideo rządzą się swoimi prawami i jako gracze jesteśmy przyzwyczajeni do „masowych mordów” z kontrolerem czy myszą w dłoni. To z pewnością ma wpływ na pewną znieczulicę względem wirtualnych przeciwników. Zgadzam się z tym, choć i tak uważam, że Naughty Dog najbardziej jak się dało postarało się, żeby każda śmierć z ręki gracza miała okrutny ciężar - szczególnie w remake'u, czyli Part I. Poza tym serial też ma swoje za uszami i nieco spłycił relację protagonistów.

Przygoda w grze była nieco głębsza, a zarazem dłuższa i znacznie niebezpieczniejsza. W porównaniu do swoich odpowiedników z ekranu telewizora, bohaterom w grze nie raz udało się przeżyć prawdziwe piekło, czasami ledwo uchodząc z życiem. Mieli do pokonania znacznie więcej przeszkód i przeciwności. I choć serial wykorzystuje pewne możliwości filmowego medium (mam wrażenie, że w scenie z żyrafą widzimy moment, w którym Joel zrozumiał, że Ellie to jego przybrana córka), więzi między bohaterami w grze są bardziej zacieśnione. Relacja dojrzewa powoli, naturalnie.

Naughty Dog udało się coś fenomenalnego. Relacja między Ellie a Joelem będzie - jak sądzę - ponadczasowa

Nawet mi - fanowi gier - czasami trudno jest zrozumieć postepowanie Joela w serialu, jednak w grze zwyczajnie stałem po jego stronie, znosząc każde cierpienie, jakie zadał innemu człowiekowi w drodze do ocalenia podopiecznej, którą opiekowałem się tyle czasu. Dlatego gry są fantastycznym medium do opowiadania historii z perspektywy jednej z postaci - tak bardzo różnym od filmów czy seriali. Żeby zrozumieć Joela, trzeba się nim stać. Trzeba poczuć, jak Ellie obudziła w nim ojcowską miłość, uśpioną gdzieś głęboko po śmierci córki. Tego serial nie zagwarantuje.

Nie wiem, które podejście jest słuszne i czy Joel postąpił dobrze, czy źle (czy w ogóle można to obiektywnie rozsądzić?), ale znając Neila Druckmanna i fabułę The Last of Us: Part II, sądzę, że serial miał wywołać sprzeczne uczucia względem bohatera. Być może materiał źródłowy też miał taki cel. Wydaje się jednak, że nie został zrealizowany, bo gracze pokochali Joela.

Zobacz także