Skip to main content

Kairo - Recenzja

Mała gra, wielka tajemnica.

Kiedy niezależne gry próbują zmierzyć się z doniosłymi tematami, efekty bywają mizerne. Artystyczne zacięcie twórców też rzadko dobrze wróży produkcji. Wśród gier, które pragną być sztuką zdarzają się perełki, jednak o wiele częściej dostajemy coś niezbyt grywalnego, za to żenująco pretensjonalnego. Richard Perrin - człowiek, który otworzył przed nami świat Kairo - uniknął na szczęście wszystkich typowych błędów i dał nam grę piękną, intrygującą i dopracowaną.

Dzieło londyńskiego pasjonata to tytuł skupiający się na eksploracji fantastycznej scenerii, obserwowanej z perspektywy pierwszej osoby. Oprócz zwiedzania rozwiązujemy tu również zagadki logiczne utrzymane w takiej konwencji, że przez cały czas czujemy się jak badacz zaginionej cywilizacji, próbujący wydrzeć jej sekrety i odczytać historię z napotkanych artefaktów.

Skojarzenia z klasyczną serią Myst są tu jak najbardziej na miejscu. Wyraźny podział na komnaty, które różnią się od siebie wystrojem, funkcją i rodzajem wyzwań, przywodzi z kolei na myśl współczesne tytuły takie jak Portal czy Antichamber, choć tu nie znajdziemy raczej złożonych zagadek opartych na fizyce. Zadania, jakie stawia przed nami gra okazują się w większości dość proste, choć ich pomysłowość stanowi często dodatkowe wyzwanie. Wszystkie doskonale współgrają z nastrojem starożytnej tajemnicy.

Przygotowany przez autora zwiastun gryZobacz na YouTube

Całość nie zajęła mi wiele czasu. Dwie, może trzy godziny. W sam raz, jeśli weźmiemy pod uwagę niewygórowaną cenę gry. Był to jednak czas pełen oryginalnych wrażeń, a co najmniej połowa przypadła na myślenie. Początkowo rozgrywka przypomina spacer urozmaicony jedynie niezbyt skomplikowanymi wyzwaniami. Wreszcie stajemy jednak przed łamigłówkami, które wymagają solidnego ruszenia głową, logicznego rozumowania, pewnej wiedzy (ręka do góry, kto z pamięci potrafi odtworzyć liczbę Pi do trzeciego miejsca po przecinku?) i spostrzegawczości.

Zdarza się nawet, że gra zmusza do sięgnięcia po ołówek i kartkę. Każdy tytuł, który skłania mnie do wykonania jakichś map, notatek, obliczeń czy grafów, dostaje ode mnie dodatkowy punkt w ocenie końcowej! Kairo nie pozwala jednak “zaciąć się” na żadnym z zadań. W menu głównym zawsze znajdziemy trzy podpowiedzi pomocne w lokacji, którą aktualnie zwiedzamy. Zgodnie z dobrym zwyczajem gier przygodowych i logicznych, pierwsza jest zawsze tylko lekką sugestią, naprowadzającą gracza na właściwy tok myślenia, ostatnia zaś podaje rozwiązanie na tacy. Dzięki temu każdy będzie miał okazję doświadczyć gry w pełni.

„Przywracanie życia gigantycznemu mechanizmowi nie byłoby w połowie ani tak ciekawe, ani satysfakcjonujące, gdyby nie rozmach przedstawionego świata.”

W grze czujemy się niczym badacz starożytnych, tajemniczych artefaktów

Tu podkreślę: jest czego doświadczać. Kairo od pierwszego momentu zarzuciła na mnie sieć fascynacji, z której nie wyplątałem się już do końca. Złapałem się na urzekającą wizję świata i obietnicę tajemnicy jaką skrywa. Poddałem się surrealistycznemu urokowi dziwnych, monumentalnych budowli, hipnotycznym dźwiękom i nieśpiesznemu rytmowi rozgrywki. Na kilka godzin przeniosłem się do dziwnego, obcego wymiaru, pełnego uśpionej maszynerii czekającej na przywrócenie do działania. Ruiny - opuszczone i pozornie martwe - nabierały blasku i życia wraz z moimi działaniami. Aż do ostatniej chwili było to niesamowicie satysfakcjonujące doświadczenie!

Przywracanie życia gigantycznemu mechanizmowi nie byłoby w połowie ani tak ciekawe, ani satysfakcjonujące, gdyby nie rozmach przedstawionego świata. Liczba lokacji i zagadek każe nazywać Kairo małą grą, skala ich przedstawienia pozwala mówić o niej “gigantyczna”. Proste modele i oszczędne tekstury składają się na obraz scenerii tak wstrząsającej swą obcością i ogromem, że jej wspomnienia mają szansę zostać z graczem na długo.

Od prezentacji graficznej przywodzącej na myśl senne marzenia lub niektóre obrazy Beksińskiego, przez subtelne sugestie wizualne dla oczu i uszu, aż po doskonałą i nie narzucającą się ambientową ścieżkę dźwiękową, wszystko w Kairo skłania do refleksji i wyciągania własnych wniosków na temat przesłania gry, losu bohatera, czy też natury tytanicznych ruin, które stanowią w równym stopniu tło, jak i uczestnika wydarzeń.

Grając zastanawiałem się, czy tajemnicze miejsce, do którego trafiłem jest obrazem dalekiej przyszłości, pozostałością starożytnej kultury, obrazem zaświatów, czy może instalacją pozaziemskiej cywilizacji. Uruchamiając jeden po drugim elementy maszynerii, które trwały w uśpieniu przez wieki (a może zaledwie minuty - któż zgadnie?), zastanawiałem się, jakie przeznaczenie może mieć cała ta instalacja. Wielokrotnie zamierałem w podziwie, gdy wokół mnie z bezruchu i chaosu wyłaniał się dynamiczny porządek. Czułem pewność, że ten świat rządzi się swoją specyficzną logiką, która stale umykała mi, lecz którą wyraźnie, podskórnie przeczuwałem. Za utrzymanie takiego wrażenia przez całą grę, twórcy należą się duże brawa.

W rozgrywce towarzyszyło mi też wrażenie, że historia przesuwa się po powierzchni ważkich spraw takich jak śmierć, przeznaczenie, wojna, upadek, wybaczenie, odbudowa, a może nawet powrót do życia. Gra skojarzeń w mojej głowie trwała nieustannie, równolegle do rozgrywki na ekranie. To wspaniałe, że tak ciężkie gatunkowo tematy udało się tu podać subtelnie i bez moralizowania, naiwnego dydaktyzmu i wykładania kawy na ławę.

Czułem, że gra szanuje mnie i wierzy w moją zdolność wyciągania własnych wniosków. Odwzajemniłem się równym szacunkiem i sympatią, by na zakończenie zostać nagrodzonym pięknym finałem. Dodatkową nagrodą, była świadomość, że pierwsze ukończenie Kairo nie musi oznaczać wcale końca przygody, a monumentalny, niesamowity świat, kryje w sobie jeszcze niejeden sekret.

Kairo to gra, w której udało się uchwycić ulotną równowagę między sztuką i eschatologią a udanym, przyjemnym modelem rozgrywki. Całość zamknięto w oryginalnej oprawie i dopięto na ostatni guzik. Choć w trakcie eksploracji zdarzy nam się zobaczyć drobne przekłamania graficzne, a drobiazgi, takie jak sposób przedstawienia mapy, pozostawiają trochę do życzenia, to mamy tu do czynienia z dziełem skończonym, którego piękna trudno nie docenić. W odwiecznej dyspucie “czy gry są sztuką”, ta jest świetnym przykładem na to, że kuratorów galerii i wyrobionych graczy może zadowolić jeden i ten sam tytuł.

9 / 10

Zobacz także