Kino superbohaterskie przeżywa kryzys, a Russell Crowe twierdzi, że ma na to radę
Podkreśla progres tego gatunku.
Russell Crowe, laureat Oscara za główną rolę w filmie „Gladiator”, włączył się w dyskusję o kinie superbohaterskim. W przestrzeni publicznej coraz częściej mówi się, że widownia jest zmęczona tym gatunkiem, co niejako potwierdzają wyniki finansowe takich produkcji jak na przykład „Flash”. Aktor zwraca jednak uwagę na rozwój opowieści o superbohaterach.
- Filmowcy są coraz lepsi, tak jak i narzędzia, które wykorzystują - powiedział Crowe, cytowany przez portal Deadline. - Obecnie łatwiej jest pokazać więcej niuansów w postaciach, bardziej je uszczegółowić, ponieważ widownia dorosła wraz z tym gatunkiem. Być może pierwsze widowiska komiksowe musiały być prostsze, ale teraz odbiorcy dojrzeli wraz z tymi filmami i chcą w nich więcej niuansów, złożonych historii.
Zauważmy, że Crowe ma na swoim koncie występy w produkcjach superbohaterskich. W obrazie Marvela pod tytułem „Thor: Miłość i grom” wcielił się w postać Zeusa, a w „Człowieku ze stali” od DC Studios zagrał Jor-Ela. Niedawno za to mogliśmy go oglądać w głównej roli w horrorze „Egzorcysta papieża”. W niedalekiej przyszłości natomiast - bo 6 października - wystąpi w widowisku „Kraven the Hunter”, gdzie sportretuje ojca tytułowego łowcy.
Gwiazdor nie weźmie udziału z kolei w projekcie „Gladiator 2”, realizowanego pod patronatem wytwórni Paramount Pictures i reżysera Ridleya Scotta. Co ciekawe, podczas festiwalu filmowego w Karlowych Warach w Czechach Crowe stwierdził, że twórcy „powinni mu płacić za te wszystkie pytania zadawane na temat filmu, w którym nawet nie gra”. W obsadzie znaleźli się za to Pedro Pascal („The Mandalorian”, „The Last of Us”), Paula Mescal („Aftersun”), Denzel Washington („Dzień próby”), Barry Keoghan („Duchy Inisherin”).