Knack - Recenzja
Puk, puk.
Knack tylko przez pierwsze godziny wydaje się interesującą, bajkową platformówką dla dzieci i dorosłych. Potem zaś staje się frustrującą, zręcznościową łupaniną, którą po każdej kolejnej sekwencji walki chcemy po prostu wyłączyć.
Bohaterem gry jest Knack właśnie. To zbudowany z metalowych, tajemniczych reliktów osobnik, którego poznajemy w prostym samouczku. Dowiadujemy się, że mały Knack może zbierać rozrzucone relikty, dzięki czemu jego postać nabiera rozmiarów i siły.
Złe gobliny zaatakowały terytorium ludzi, używając przy tym czołgów i inszych maszynerii. Wraz z doktorem, który odnalazł Knacka, chłopcem Lucasem i paroma innymi typkami ruszamy w przygodę, by odkryć prawdę o goblinach i, oczywiście, głównym bohaterze.
Prosta, bajkowa opowieść - z rewelacyjnym, polskim dubbingiem - stanowi dobre, choć trochę dziurawe otwarcie dla gry. Knack to platformówka, zrealizowana w trójwymiarowym świecie. Głównego bohatera obserwujemy z różnej perspektywy, w zależności od miejsca, a poruszamy się zazwyczaj jasno wytyczonymi ścieżkami i drogami.
Widzimy znaczące inspiracje starszymi platformówkami, z klasycznymi przeszkodami do pokonania: wirującymi ostrzami, zapadającymi się, kamiennymi schodami, ruchomymi gąsienicami czy lodowymi ślizgawkami.
W pierwszej fazie gry takich zręcznościowych, prostych elementów jest więcej, a dzięki temu, że wokół ciągle wszystko się zmienia, muzyczka miło pobrzmiewa w głośnikach, jest całkiem zabawnie i nawet przyjemnie. Zaraz też poznajemy drugi trzon rozgrywki. Knack to gość bystry; nie tylko myśli, ale nawet mówi, ma ładną buźkę, oczka i usta. Przede wszystkim zaś lubi walczyć, choć nie posiada broni.
Bez względu na swoje rozmiary, Knack rozłupuje przeciwników zbudowanymi z reliktów pięściami. Wciskając kwadrat, wykonujemy ten prosty, a jakże znaczący cios. Dodatkowo możemy również podskoczyć i uderzyć przeciwnika z powietrza. Dysponujemy też unikiem, skrytym pod prawą gałką.
Oprócz tych wyrafinowanych metod, możemy także skorzystać z mocy dodatkowych. W trakcie przygody zbieramy po drodze złote kryształy, ładując tym samym energię mocy. Wystarczy wcisnąć odpowiednią kombinację guzików, a Knack zaskoczy wroga silną kulą energetyczną albo tornadem, złożonym z własnego, klockowatego ciała.
Trafimy na rozmaitych wrogów. Małe gobliny, ptaki i pająki zazwyczaj pojawiają się wtedy, gdy jesteśmy mniejszych rozmiarów. Gdy w trakcie drogi zbierzemy więcej reliktów, a główny bohater nabierze rozmiarów i siły, w konkretnych sekwencjach staną przed nami więksi przeciwnicy, jak roboty, duże gobliny z młotami, a nawet czołgi. Wszystko to jest oczywiście dokładnie zaplanowane przez twórców, a Knack zmienia postać z małej na większą, i z większej na małą, dokładnie wtedy, gdy wymaga tego dana scena, otoczenie czy prosta łamigłówka.
Na przykład, gdy jesteśmy więksi, nagle pojawiają się drzwi lub winda, którą Knack może otworzyć pozbywając się części reliktów. Następnie znów skaczemy, unikamy pułapek i walczymy, zwiększając postać, by za chwilę po raz kolejny stracić relikty na rzecz jakiegoś mechanizmu. I tak w kółko. Zdarzają się jeszcze sekwencje, całkiem zresztą fajne, gdzie wykorzystamy przez określony czas inny budulec - jak choćby lód czy drewno.
„Z każdym rozdziałem opowieści równowaga pomiędzy elementami zręcznościowymi, platformowymi i walką zaczyna się chwiać.”
Z każdym rozdziałem opowieści równowaga pomiędzy elementami zręcznościowymi, platformowymi i walką zaczyna się chwiać, aż wreszcie cała rozgrywka przesuwa się w kierunku tej ostatniej.
Wygląda to trochę tak, jakby twórcy od początku nie mieli absolutnie żadnego pomysłu na to, jak wykorzystać skądinąd fantastyczną koncepcję. I tak, gdy już wyłożyli na stół wszystko, co udało się wymyślić, zaczyna się katorga nie z tej ziemi. Knack przemierza kolejne obszary, trafiając po prostu do zamkniętych aren, w których musi rozprawić się z kolejnymi falami pojawiających się z powietrza przeciwników.
Gdy wcześniej walka stanowiła urozmaicenie, nagle stała się udręką. Szybko przypomniał mi się babciny sernik sprzed dwudziestu lat. Uwielbiałem to ciasto i babcia o tym wiedziała. Napiekła więc dwie blasze. Podała kawałek, smakował bardzo. Potem jednak zachęcała, by zjeść drugi i trzeci, a mojej babci się nie odmawiało. Czwarty i piąty przełknąłem już z pewnymi trudnościami. Któryś z kolei był ostatnim kawałkiem sernika, jaki zjadłem w życiu.
W ten oto sposób interesująca platformówka przekształca się niemalże w rasowego hack'n'slasha, znaczy się zwyczajnie walimy po głowie wszystko, co stanie na naszej drodze. A będzie tego coraz więcej, i więcej, i więcej. Z jednej areny do drugiej. Trzy gobliny, jeden czołg. Za chwilę pięć cyborgów, dwa gobliny z granatami. Bach, łup! A po pokonaniu tychże, brama magicznie otwiera się i możemy ruszać dalej.
Wrogowie bywają śmieszni, ruszają się bystro, fajnie odskakują, ale po dłuższym czasie powtarzalnej i dokładnie takiej samej walki, zaczynamy już rozpoznawać ich proste zagrania, rzuty na taśmę, działanie tarcz, i tak dalej. Wkrada się rutyna, a od ekranu telewizora oderwie nas byle co - byle na chwilę przerwać tę zaskakującą męczarnię, którą wspiera fatalny system automatycznego zapisu stanu gry.
Walka bywa trudna, bo choć Knack jest supermocarzem, niektórzy wrogowie potrafią go rozłupać na kawałki jednym uderzeniem. Niefortunne wejście w zasięg laserowej pułapki także spowoduje natychmiastowe rozpadnięcie się.
Najgorsze, co może nas spotkać, to męczące przejście kilku „aren” walki, gdzie pojawiają się kolejne fale przeciwnika, a potem nagła śmierć w ostatniej sekwencji. Ciach! Wracamy do miejsca, z którego znów mozolnie musimy to wszystko powtarzać. Jest to frustrujące nie z powodu poziomu trudności, lecz z tej prostej przyczyny, że trzeba znów i znów walczyć.
Do dalszej wędrówki zniechęca więc nie tylko walka, ale i opowieść, która nie porywa rozmachem i pomysłowością. Wyczyszczenie rozgrywki z ciekawych elementów platformowych i zagadek przypieczętowuje los Knacka.
„Do dalszej wędrówki zniechęca więc nie tylko walka, ale i opowieść, która nie porywa rozmachem i pomysłowością.”
Za pokonanych wrogów nie otrzymujemy żadnych punktów czy nagród. Knack nie zdobywa żadnego doświadczenia. Moce otrzymujemy na początku. Po drodze możemy jedynie odkrywać sekretne karty - w ten sposób zbudować gadżety, które umożliwią głównemu bohaterowi wykorzystanie w końcowej fazie gry dodatkowych umiejętności. To zresztą ciekawa sytuacja, bo końcówka nabiera pewnego rozmachu, rozpędu, a jeśli zebraliśmy znajdźki i mamy odpowiednie gadżety walka staje się bardziej emocjonująca i ciekawa. Jest już jednak za późno.
Gra z duszą starych platformówek nie wykorzystuje w żaden sposób potencjału PlayStation 4. Wygląda przeciętnie, a dodatkowo posiada bardzo nieprzyjemne spadki animacji, gdy na ekranie użyjemy mocy lub gdy dzieje się dużo. Główny bohater zbudowany jest przecież z wielu małych elementów, a te elementy, ich zachowanie i fizyka są odwzorowywane przez silnik w czasie rzeczywistym. Cokolwiek by to oznaczało, po prostu nie ma się tu czym zachwycać. Jeśli zaś chodzi o pada, tytuł startowy wykorzystał jedynie głośniczek.
Knack jest grą bardzo frustrującą, zarówno dla dzieci, jak i dla starszych graczy. Fascynująca idea, złożonego z reliktów głównego bohatera, pogrzebana jest w monotonii, nudzie i braku pomysłowości, co do formuły zabawy. Po zgrabnym, fajnym początku otrzymujemy prostą, platformową grę akcji, która zwyczajnie nie jest warta większej uwagi.