Knock-knock - Recenzja
Kto tam?
Już podczas pierwszej godziny rozgrywki nietrudno zauważyć, że twórcy Knock-knock stylistyką oprawy, atmosferą tajemniczości i niedopowiedzeń starają się zasłonić mało oryginalną i nudną rozgrywkę. Nie jest tu też zbyt strasznie. Nawet po zgaszeniu światła.
Ciężko jednoznacznie sklasyfikować grę studia Ice-Pick Lodge. Najgłębiej sięgającymi korzeniami mogą okazać się Donkey Kong i poczciwy Pac-Man, a także wiele starych platformerów. Głównym założeniem jest unikanie pojawiających się potworów w losowo generowanych domach głównego bohatera. Oprócz tego, możemy korzystać z wszelkiego typu osłon, które pojawiają się wraz z naprawą oświetlenia w danym pomieszczeniu.
Musimy przetrwać do poranka, kiedy to wzejdzie słońce i potwory znikną. Jest jednak pewien szkopuł - upływ czasu można przyspieszyć, poprzez odnajdywanie losowo umiejscowionych zegarów oraz zapalanie świateł. Ale za każdym razem, kiedy chowamy się przed potworami, światło gaśnie, a czas cofa się. Pamiętając, że trafiamy do wielopoziomowych domów, do rozgrywki zakradają się zauważalne elementy gry taktycznej.
Początkowo wydawać by się mogło, że produkcję uratuje ponury i tajemniczy nastrój, w którym zawiera się historia pełna niedopowiedzeń, bohater mówiący dziwnym i niezrozumiałym językiem oraz coraz śmielsze potwory. Grając w Knock-knock szybko jednak przyzwyczajamy się do tych cudów, a gra momentalnie wyczerpuje wszystkie pomysły.
Historię, choć wciąż nie do końca jasną, poznajemy w ciągu około czterech godzin. Wygłodniałym miłośnikom survival horrorów radzę jednak dawkować tytuł w ratach, nie dłuższych niż 30 minut. Nuda pojawia się tutaj zaskakująco szybko.
Stylistycznie to całkiem interesujący projekt. Ciekawe tła oraz przemyślane postacie potworów i głównego bohatera, a także niezłe, choć proste animacje stanowią o sile oprawy wizualnej.
Knock-knock to jednak typowy średniak. Po obiecującym początku, wraz z kolejnymi minutami zabawy odkrywamy, że rozgrywka oferuje zdecydowanie za mało i jest zwyczajnie nudna.